Przed mundialem we Włoszech i Bułgarii niewielu ekspertów twierdziło, że "Biało-Czerwoni" są w stanie zdobyć medal, a co dopiero obronić tytuł. Polacy dokonali tego, choć w trakcie turnieju nie brakowało kryzysowych chwil. Niespodziewana porażka z Argentyną, a następnie z Francją sprawiła, że nasz zespół znalazł się pod ścianą i musiał wygrać z Serbią na zakończenie drugiej rundy, żeby awansować do najlepszej szóstki mundialu. Podopieczni Heynena stanęli na wysokości zadania. Czy selekcjoner Orłów zaplanował porażki z Argentyną i Francją?"Wszyscy chcielibyście, żebyśmy wygrywali wszystkie mecze. Ale rzeczywiście mieliśmy trochę problemów zdrowotnych wśród zawodników. Czasami więc trzeba zaakceptować przegraną. Wydaje mi się, że mówiłem to już podczas turnieju: mieliśmy dwa słowa, których często używaliśmy w zespole "bądź mądry". I rzeczywiście byliśmy mądrzy w odpowiednich momentach. Nie zawsze trzeba być najlepszym w każdym momencie; wtedy Argentyna powinna być mistrzem świata, bo przecież nas ograła. Trzeba być mądrym w odpowiednich momentach i my byliśmy mądrzy, kiedy było trzeba. Zatem, nikt nie lubi przegrywać, ale my wygrywaliśmy w odpowiednich momentach" - odpowiedział Heynen.Kluczem do medalu był półfinałowy pojedynek z USA. Polacy po niesamowitym boju pokonali jednego z faworytów turnieju 3:2. W finale "Biało-Czerwoni" nie oddali Brazylii nawet seta.Znany z temperamentu Belg "żyje" przy linii bocznej boiska. Często wdaje się w dyskusje z sędziami i przez to naraża się na upomnienia z ich strony. "Mój vis a vis - pan Velasco - po meczu z Argentyną został zawieszony (chodziło o tzw. gest Kozakiewicza - przyp. red.). Dlatego wiedziałem, że następnym trenerem, który będzie zawieszony, będę ja. Każdy patrzył na mnie, jak zachowam się podczas określonej sytuacji. Powiedziałem więc zawodnikom, że będę bardzo ostrożny. To zależy bardziej ode mnie, żeby konwencja tych zachowań była inna. Gracze wiedzieli o co chodzi, bo moi zawodnicy zawsze to wiedzą. Myślę więc, że zespołowi nic się nie stało. Zwodnicy indywidualnie rozmawiają ze sobą o wzajemnym traktowaniu. Też możliwe jest, że siatkarz powie: słuchaj Vital nie podoba mi się, jak się do mnie zwracasz. Wtedy ja mu wyjaśniam dlaczego to robię. Dyskutujemy zatem, jak komunikować się w przyszłości. Trener musi pamiętać o dobru zawodnika, a zawodnik chcieć komunikować się z trenerem. Mieliśmy wiele tego typu rozterek. Ale też dobrze, że zrozumiałem po meczu z Argentyną, że jeden mój zły krok i zostanę zawieszony. Dlatego lepiej jest postępować mądrze" - tłumaczył.Głównym celem postawionym przed Heynenem jest zdobycie medalu olimpijskiego w Tokio. Na igrzyska trzeba jednak najpierw awansować i to będzie zadanie numer jeden w przyszłym roku. "Biało-Czerwonych" czekają jeszcze mistrzostwa Europy, które po raz pierwszy w historii zostaną rozegrane w czterech krajach. W osiągnięciu dobrych wyników powinien pomóc Kubańczyk z polskim paszportem Wilfredo Leon, który od 24 lipca 2018 roku będzie mógł grać w reprezentacji Polski."To dobry gracz. A to oznacza, że będę miał o jednego dobrego zawodnika więcej. Choć mam jeszcze w zanadrzu mnóstwo dobrych graczy. Jest Mika, Kłos, Kaczmarek. To zawodnicy, którzy mogą wesprzeć reprezentację. Jest przecież Bednorz, który zagrał ostatnio dobre spotkanie w Modenie. Mamy więc naprawdę wielu świetnych zawodników. Wilfredo jest w moich oczach jednym z najlepszych zawodników na świecie, więc najprawdopodobniej znajdzie się na liście graczy powołanych do reprezentacji. To miły facet, który potrafi zintegrować się z drużyną. Więc będziemy korzystać z jego usług. Zrobię to, co mogę zrobić najlepiej, czyli stworzę mu warunki, żeby dołączył do zespołu i myślę, że on będzie jego częścią" - podkreślił Heynen. Cały wywiad z Vitalem Heynenem na rmf24.pl