- Każdy mecz w tym turnieju był ważny, ale kiedy w półfinale pokonaliśmy 3:2 Stany Zjednoczone, byłem dziwnie spokojny, że wrócimy do Polski ze złotymi medalami, a spotkanie z Brazylią okaże się tylko formalnością. I tak faktycznie było. Trener Heynen mówił nam, że jesteśmy bardzo dobrą drużyną i spisujemy się świetnie, ale gramy... słabiej niż Amerykanie. I kiedy ich zwyciężyliśmy, wszystko w nas puściło. Wtedy już wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi od Brazylii i wygramy z nią w finale - stwierdził Nowakowski. Niespełna 31-letni zawodnik nie ukrywa, że ogromną rolę w ponownym zdobyciu przez "Biało-Czerwonych" mistrzostwa świata miał właśnie belgijski szkoleniowiec. - Vital Heynen jest szalonym ekstrawertykiem, czyli moim zupełnym przeciwieństwem. To jednak naprawdę bardzo inteligentny gość, który chyba przeczytał mnóstwo książek na temat psychologii oraz ludzkiej psychiki i doskonale zdawał sobie sprawę jak trafić do danej osoby. Mnie przejrzał od razu, zorientował się jakim jestem typem i wiedział, że nie przepadam za rozmowami, dlatego... za wiele do mnie nie mówił - powiedział. Cztery lata temu Polacy również zostali mistrzami świata, ale w tamtej drużynie zabrakło Bartosza Kurka, który teraz wybrany został najlepszym zawodnikiem imprezy. Według Nowakowskiego to typ sportowca w każdym calu. - Bartek zawsze zostaje dłużej po treningu, aby zaatakować kilka dodatkowych piłek, na siłowni też mógłby spędzać dwa razy więcej czasu niż my. Na miano najlepszego siatkarza mistrzostw zasłużył sobie swoim podejściem i ciężką pracą. Miał trochę pecha, bo po dobrym okresie w latach 2009-2012 przyszły wahania formy, trochę się też miotał pomiędzy przyjęciem i atakiem. Mam nadzieję, że ten sukces doda mu pozytywnego kopa. Jesteśmy kumplami i wiem, że woda sodowa do głowy mu nie uderzy, bo to jest naprawdę bardzo mądry chłopak. Będziemy mieli z niego pociechę przez wiele lat - dodał. Zawodnik Trefla jest jednym z pięciu graczy, obok Fabiana Drzyzgi, Pawła Zatorskiego, Michała Kubiaka i Dawida Konarskiego, który ponownie stanął na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata. Niewiele jednak brakowało, aby podstawowego środkowego "Biało-Czerwonych" zabrakło w finałowej potyczce. - W niedzielę wydawało się, że z Brazylią nie zagram. Po tie-breaku ze Stanami Zjednoczonymi miałem problemy z plecami, które nasilały się, kiedy schodziła adrenalina i rano naprawdę nie czułem się najlepiej. Na wysokości zadania stanęli jednak lekarz oraz fizjoterapeuci i dzięki nim wystąpiłem w finale. Nie byłem co prawda na 100 procent zdolny do grania, bo musiałem trochę zacisnąć zęby, ale nie wyobrażałem sobie, aby mogło zabraknąć mnie w decydującym spotkaniu. I wynik 3:0 z Brazylią był mi bardzo na rękę. Zresztą w oczach rywali widać było, że będzie to szybki mecz na naszą korzyść - zauważył. Półtora roku temu wybrany teraz do najlepszej drużyny mistrzostw zawodnik w ogóle nie brał pod uwagę, że znajdzie się jeszcze w kadrze, a tym bardziej że pojedzie na mistrzostwa świata i wróci z nich ze złotym medalem. A wszystko przez operację kręgosłupa, którą przeszedł w listopadzie 2015 roku. - W kolejnym sezonie nie mogłem się odnaleźć, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym, dlatego w 2017 roku postanowiłem zmienić klub. Znałem trenera Andreę Anastasiego z czasów wspólnej pracy w reprezentacji Polski i wiedziałem, że mogę mu zaufać. Znalazłem się w rękach właściwego człowieka, który pomógł mi wrócić do dyspozycji, którą wcześniej prezentowałem. Nie wiem czy w Treflu zrobiłem postęp, ale na pewno odbudowałem się - skomentował. Przed pierwszym powołaniem na zgrupowanie reprezentacji Nowakowski miał wątpliwości, czy podoła obciążeniem i wytrzyma trudy sparingowych oraz mistrzowskich meczów. Obawy okazały się płonne, a wszystko znowu za sprawą Heynena, który z wyczuciem prowadził kadrę. - Styl pracy Belga odbiega od tego, co robią inni szkoleniowcy. Na treningach było trochę luźniej, na taryfę ulgową mogli zwłaszcza liczyć starsi siatkarze. Nasz trener wychodzi z założenia, że zawodnik wie najlepiej, czego mu potrzeba. Widzieliśmy, że nam ufa, bo dał większy margines swobody i dostosował swoje metody pod kątem bardziej doświadczonych graczy - wyjaśnił. Po zdobyciu mistrzostwa świata Polakom nie odegrano Mazurka Dąbrowskiego, ale brak hymnu zrekompensowali zawodnikom oczekujący na nich w poniedziałek na lotnisku Okęcie kibice. - Złoty medal świętowaliśmy we własnym gronie lampką szampana. Znalazło się też coś mocniejszego, ale wiadomo, że sukces trzeba było trochę uczcić. Było w miarę grzecznie, zdarzały się gorsze przypadki. Do Warszawy dotarliśmy spóźnieni, ale kibice jak zwykle nas nie zawiedli. Zawsze dawali nam mnóstwo pozytywnej energii i nawet kiedy przegrywaliśmy, byli z nami. Kiedy usłyszeliśmy gromkie "dziękujemy!", oczy zaczęły się nam "pocić". To było coś wspaniałego. Każdy z nas się popłakał. Prawdziwi mężczyźni łez nie muszą się wstydzić i dlatego nie staraliśmy się ich powstrzymywać - zapewnił. Złoci medaliści spotkali się także z prezydentem Andrzejem Dudą oraz premierem Mateuszem Morawieckim. - Premier Morawiecki dał mi swój telefon i poprosił, żebym zrobił nam selfie. Mam długie ramię i zdołałem wszystkich objąć. Żartem dodam, że byłem zestresowany i strasznie się spociłem, żeby przypadkiem aparatu nie upuścić i szkoda, że nie udało mi się nigdzie znaleźć efektu moich fotograficznych starań - podsumował Nowakowski. Autor: Marcin Domański