Fani "Biało-Czerwonych", którzy chcieli powitać bohaterów na lotnisku, musieli uzbroić się w cierpliwość. Pierwotnie złota drużyna Vitala Heynena miała przylecieć około godz. 13.00. W Mediolanie został jednak uszkodzony samolot i dlatego powrót Polaków się opóźnił. O 17.30 mistrzowie świata pojawili się w terminalu na Okęciu entuzjastycznie przywitani przez tłum kibiców.Siatkarze oraz członkowie sztabu szkoleniowego otrzymali kwiaty i z medalami na szyi dumnie zaprezentowali się fanom. Uwagę przykuł zwłaszcza Grzegorz Łomacz. Jeszcze w niedzielę, kiedy Polacy w pięknym stylu ograli w trzech setach Brazylię w finale, rozgrywający Orłów miał normalną fryzurę. Po powrocie do Polski zaprezentował inny image. Z wygolonymi bokami głowy prezentował się jak bohater rodem z "Ogniem i mieczem", "Potopu" czy "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza.- Ja niestety nie spóźniłem się tutaj - powiedział Grzegorz Łomacz nawiązując do słów Bartosza Kurka, który stwierdził: "Dziś spóźniliśmy się kilka godzin, a ja na mistrzostwa świata spóźniłem się cztery lata, ale już jestem. Jednak jak wjeżdżać, to z buta". - Wyglądam jak wyglądam. Fabian (Drzyzga - przyp. red.), "Bieniu" (Mateusz Bieniek - przyp. red.), "Konar" (Dawid Konarski - przyp. red.) podziękujcie swoim żonom za to, jak wyglądam. Mam nadzieję, że następnym razem będę się trochę lepiej prezentował - zaznaczył rozgrywający reprezentacji Polski. Co stało za zmianą fryzury? Tego Grzegorz Łomacz nie zdradził. Być może chodzi o deklaracje niektórych z "Biało-Czerwonych", co zrobią, jeśli zdobędą złoty medal. Żaden z podopiecznych Vitala Heynena nie chciał jednak podać szczegółów. "Co zostało powiedziane w szatni, to zostaje w szatni. Niektórzy się wycofują powoli z tym zakładów. Ale szczegółów zdradzić nie mogę" - mówił przyjmujący Artur Szalpuk.Grzegorz Łomacz podczas turnieju we Włoszech i Bułgarii pełnił rolę rezerwowego. Pierwszym rozgrywającym był Fabian Drzyzga. 31-letni zawodnik często jednak wchodził na boisko. Zagrał również w finale z Brazylią. Skład finału mundialu był identyczny jak cztery lata temu. W 2014 roku katowickim Spodku "Biało-Czerwoni" wygrali 3:0. W Turynie nie oddali siatkarzom z Kraju Kawy nawet seta. Przez cały mecz inicjatywa należała do podopiecznych Vitala Heynena. Nawet, kiedy Brazylijczycy odrabiali straty, to i tak w decydujących momentach Polacy potrafili zachować zimną krew. RK