Partner merytoryczny: Eleven Sports

Real Madryt. Zinedine Zidane, człowiek wielu tajemnic

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Zidane zawsze lubił zaskakiwać. Wtedy, gdy o 3 nad ranem wracał do reprezentacji, jeszcze jako piłkarz, gdy burzliwie z niej odchodził albo gdy jako żółtodziób sukcesami prześcigał legendy trenerskie, zdobywając trzy Ligi Mistrzów z rzędu, by odejść u szczytu sławy, znienacka. Jego powrót do Realu - z dnia na dzień, ku niedowierzaniu wszystkich - znakomicie się w ten scenariusz wpisuje. Ale tym razem jest jeszcze coś więcej.

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Real. Zidane: Cieszę się, że wracam do domu. Wideo/© 2019 Associated Press

      Scena jest mało znana, a w najlepszym wypadku - zapomniana. A przecież Zidane już raz wracał w sposób niebanalny, witany jak zbawca. Był rok 2005, francuska kadra męczyła się niemożebnie w kwalifikacjach do niemieckiego mundialu i wtedy Zizou, na reprezentacyjnej emeryturze od ponad roku miał... widzenie. Nie, to nie żart. "Pewnej nocy, o trzeciej nad ranem, nagle się obudziłem i zacząłem z kimś rozmawiać. Nikt o tym nie wie. Ani żona, ani nikt inny" - mówił na łamach "France Football" w sierpniu 2005, przyznając, że nawet najbliżsi dowiedzą się o tym dopiero z gazety.

      "To, co mi się przytrafiło, ma w sobie coś z mistyki, nie da się tego wyjaśnić. W każdym razie ja nie potrafię. Ale wiem, że tylko ja znam tę tajemnicę. Zawładnęła mną jakaś siła i musiałem iść za głosem, który mnie prowadził" - dodawał, przekonując, że do ostatniego tchnienia nie zdradzi, z kim rozmawiał. Zbyt silne było to uczucie.

      Wiadomo, jak wszystko się skończyło. Najpierw był entuzjazm, rok później zupełnie nieracjonalne zachowanie w finale mundialu. Takie, którego też nikt nie przewidział i którego tylko Zidane zna tajemnicę.

      Dosyć zabawnie brzmi dzisiaj przypominanie, że madrycka prasa, która wtedy - w czasie niemieckich mistrzostw - wysyłała go na emeryturę, teraz wita z otwartymi rękoma. Rzeczywiście jak zbawcę, w czasie, gdy Real jest całkowicie do przebudowy, bo odpowiedni na to moment został przegapiony.

      Tajemniczy, niewytłumaczalny, irracjonalny

      Wróćmy jednak do tego tajemniczego widzenia. Dlaczego warto o nim przypominać? Dlaczego akurat dzisiaj?

      Bo motywacja i wtedy, i teraz była bardzo podobna. Jeśli się dobrze przyjrzeć, w zasadzie taka sama, wyrażona tylko innymi słowami. "Jestem wolnym człowiekiem. Decyzja, którą podjąłem pochodzi z głębi mnie. Z mojej duszy, z mojego serca, z mojego ciała. Z całego mnie!" - podkreślał Zizou niecałe 14 lat temu. Dzisiaj mówi: "Posłuchałem mojego serca i ono powiedziało mi, że trzeba, abym wrócił. Do domu". Czyli tam, gdzie jego miejsce. Po okresie odpoczynku, wyczyszczenia głowy, po poświęceniu się rodzinie. Po wszelakich spekulacjach (Man United, Juventus), które z prawdą nie miały wiele wspólnego.

      W ogóle moda na szybkie powroty na ławkę trenerską, która zapanowała w tym sezonie jest dość intrygująca. Monaco bez Leonardo Jardima wytrzymało niewiele ponad trzy miesiące, Javier Calleja odchodził z Villarreal w grudniu, a pod koniec stycznia podpisywał nowy kontrakt. Ale to, co stało się z Zidane'em zdecydowanie wykracza poza te ramy. Nie tylko ze względu na wielkość klubu. Gdy prezes zadzwonił do niego zaraz po klęsce z Ajaksem, wygląda na to, że nowy-stary trener nie miał wątpliwości. Wręcz przeciwnie, ucieszył się, że może wrócić natychmiast.

      Ma w sobie ten powrót coś tajemniczego, niewytłumaczalnego, wręcz irracjonalnego. I dodajmy od razu - powtórne wejście do tej samej rzeki jest niezwykle ryzykowne. Szczególnie po takich sukcesach, po tych dziewięciu trofeach w Madrycie w rekordowo krótkim czasie. Po imponującej średniej goli na mecz, którą Zidane zostawił po sobie (2,6!, co daje 393 bramki w 149 spotkaniach). Czyż nie dlatego Francuz żegnał się z klubem niewiele ponad dziewięć miesięcy temu, bo miał głębokie przekonanie, że doszedł do ściany? Że pewien cykl się skończył i niemożliwe będzie wyciągnięcie z tej grupy, ukształtowanych przecież gwiazd, czegoś jeszcze naprawdę wartościowego?

      To nie jest sytuacja z początku 2016 roku, gdy Zizou rozpoczynał samodzielną pracę - i choć zupełnie nieznany od tej strony - miał do dyspozycji zawodników i drużynę po części już ukształtowaną, ale wciąż głodną sukcesów. Wypaliło idealnie, mimo że przy okazji wypaliło też jego.

      Dzisiaj Zidane zaczyna zupełnie inną pracę. Musi zbudować ekipę niemal od podstaw. Z tego też nie jest znany. Ale właśnie dlatego zasługuje na jeszcze większy szacunek, nawet niezależnie jak to wszystko się zakończy. Bo choć "ławka Realu" brzmi dumnie i byłaby nobilitacją dla każdego trenera na świecie, w tym jednym przypadku jest trochę inaczej. Zidane ma więcej do stracenia, niż do zyskania. Jednak.

      Z drugiej strony, któż - po jego ostatnich sukcesach - byłby w stanie rzucić kamieniem, uznając, że to misja straceńcza?

      Nowa rola trenera i wielkie zakupy

      Real musi się zmienić, to pewne i na swój sposób fascynujące, bo oznacza duże ruchy transferowe na wysokim szczeblu. Nowy trener tego nie mówi, z oczywistych powodów, ale dziwne byłoby, gdyby nie otrzymał zapewnień, że prezes Florentino Perez za dużo oszczędzał w ostatnich latach, by teraz nie sięgnąć naprawdę głęboko do kieszeni. Tego wymaga sytuacja.

      A nawet pytanie może być bardziej prowokacyjne: czy "Królewscy" mogą sobie pozwolić, aby kupić tylko jedną topową gwiazdę? Nazwiska są powszechnie znane - Mbappe, Neymar, Hazard, Kane, Salah... (kolejność niekoniecznie przypadkowa). Jest jeszcze pokusa dodania do tego grona Ronaldo, ale to jednak brzmi mało wiarygodnie. Problem, jak się dzisiaj wydaje, tkwi w czym innym. Nawet nie w cenie. Kto z tych najbardziej pożądanych będzie wolny na rynku, bo na pewno PSG - jeśli tylko nie zostanie do tego zmuszony - zrobi wszystko, aby zatrzymać w Paryżu swoje gwiazdy. Tymczasem stawka jest tak wysoka, że tylko wielkie nazwisko może zrobić wrażenie w takim klubie jak Real i w tej konkretnej sytuacji. Tutaj też francuski trener dostaje zapewne większą władzę, aby przyszły sezon LaLiga, bo o niego tu chodzi, zapowiadał się fascynująco.

      A tak zupełnie na marginesie - last but not least - metamorfoza, którą przeszedł Zidane w ostatnich latach, luz, którego nabrał w relacjach z mediami są równie spektakularne jak ostatnie sukcesy.

      Remigiusz Półtorak

      Zinedine Zidane/AFP

      INTERIA.PL

      Lubię to
      Lubię to
      0
      Super
      0
      Hahaha
      0
      Szok
      0
      Smutny
      0
      Zły
      0
      Udostępnij
      Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
      Dołącz do nas na:
      instagram
      • Polecane
      • Dziś w Interii
      • Rekomendacje