W ten weekend na boiskach LaLiga działo się naprawdę sporo. W sobotę kolejny raz punkty zgubiła FC Barcelona, tylko remisując 1:1 z Getafe, a wcześniej Atletico Madryt niespodziewanie przegrało 0:1 z Leganes. Wpadka lokalnego rywala otworzyła przed Realem Madryt szansę na to, by powrócić na fotel lidera tabeli. Wystarczyło spisać się jak należy w meczu z Las Palmas na Estadio Santiago Bernabeu. Mecz rozpoczął się jednak w sensacyjny sposób. Minęło zaledwie 26 sekund, gdy przyjezdni fetowali strzelonego gola. Jego autorem był Fabio Silva, który najpierw świetnie rozprowadził akcję na skrzydło do Sandro Ramireza, a potem skutecznie wykończył jego dośrodkowanie. I tak rozwiązał się worek z bramkami. Później jednak strzelali już tylko "Królewscy". Ale po kolei. Real Madryt mógł, a nawet powinien odpowiedzieć rywalom już w swoim pierwszym ataku. Brahim Diaz skiksował jednak po świetnym dryblingu i podaniu Rodrygo, trafiając tylko w boczną siatkę, choć miał przed sobą sporą część odsłoniętej bramki. Brazylijski skrzydłowy - zastępujący tego dnia na lewej flance Viniciusa Juniora - nie podłamał się jednak straconą szansą na asystę i kilkanaście minut później znów spisał się wybornie - tym razem wywalczył rzut karny, który pewnie wykorzystał Kylian Mbappe. To jednak prawda? Napływają wieści ws. Szczęsnego. Nieodwracalna decyzja W 33. minucie za swoje wcześniejsze pudło zrehabilitował się Brahim Diaz, tym razem trafiając do siatki po dograniu Lucasa Vazqueza. Trzy minuty później było już 3:1, a na listę strzelców ponownie wpisał się Kylian Mbappe, który popisał się świetnym strzałem bez przyjęcia po dośrodkowaniu Rodrygo. Jeszcze przed przerwą francuski gwiazdor mógł skompletować hat-tricka, lecz jego kolejne trafienie nie zostało uznane z powodu minimalnego spalonego, który potwierdziły powtórki. Pierwotnie wydawało się jednak, że sędzia Alejandro Quintero Gonzalez podejmuje spore ryzyko, wydając werdykt tylko na podstawie powtórek akcji, bez wyrysowanych linii. Real Madryt rozbił Las Palmas. "Królewscy" liderem tabeli La Liga Po zmianie stron swojej bramki doczekał się także Rodrygo, któremu podawał Fran Garcia. I wcale nie był to koniec złych wiadomości dla ekipy Las Palmas, która od 64. minuty musiała grać w osłabieniu. Z boiska wyleciał - po interwencji VAR - Benito Ramirez, który brutalnie zaatakował podeszwą buta Lucasa Vazqueza, pozostawiając w okolicach jego biodra ślady po korkach. Na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry z gola cieszył się Jude Bellingham. Jego radość przerwał jednak arbiter, który został wezwany do monitora, po czym odgwizdał spalonego. Po chwili doszło do ważnego zdarzenia. Na boisku pojawił się David Alaba, zmieniając Antonio Rudigera. Austriak wrócił do gry po 13-miesięcznej przerwie związanej z zerwaniem więzadeł i przedłużającymi się problemami zdrowotnymi. Jeśli zdoła wrócić do formy, będzie bardzo przydatny swojej drużynie w dalszej części sezonu. W samej końcówce piłka znów zatrzepotała w siatce bramki Las Palmas, a sędzia ponownie zasygnalizował ofsajd. Tym razem pechowcem okazał się Fede Valverde, który uderzył z kilkunastu metrów. Dla odmiany - jakby nie w swoim tylu - nie postawił na wariant siłowy, a techniczny, trafiając w górny róg bramki. Mimo anulowanych goli piłkarze Realu Madryt zakończyli mecz z uśmiechem, wracając na szczyt tabeli La Liga. Teraz podopieczni Carlo Ancelottiego mogą spokojnie przygotowywać się do środowego meczu z RB Salzburg w rozgrywkach Ligi Mistrzów.