Łukasz Gikiewicz: Odpowiednia dawka szczęścia na losowaniu?
Nie ma ścieżki śmierci, nie ma ścieżki życia. Losowanie baraży o mundial ma dla Polski swoje wady i zalety.

Uniknięcie reprezentacji Włoch to chyba największy plus losowania. W pierwszym koszyku lepiej trafić nie można było: Squadra Azzurra jest na tyle boleśnie doświadczona play-offami o ostatnie mundiale, że przyszłoroczny potraktuje tak priorytetowo jak tylko się da. Finał na Półwyspie Apenińskim brzmiałby jak wyrok.
Dobrze też, że nie mamy na swojej mundialowej ścieżce Turcji. Z wyjątkiem blamażu u siebie z Hiszpanią (0:6), której się zresztą zrewanżowali, urywając jej jedyne punkty w tych eliminacjach (2:2 w ostatniej kolejce), piłkarze Vincenzo Montelli rozgromili Węgrów w Lidze Narodów (6:1 w dwumeczu), w eliminacjach potrafili wysoko ograć Bułgarię (6:1) czy Gruzję (4:1), z tą drugą na wyjeździe wygrywając nawet w dziesiątkę.
Duńczycy historycznie nam nie leżą, więc Ukraina wydawała się najlepszym z możliwych losowań z pierwszego koszyka. Nasi sąsiedzi męczyli się z Islandią - gdyby mecze kończyły się w 80. minucie, dwa razy byłby tam remis. Podziałem punktów zakończył się ich mecz w Azerbejdżanie. Francji nie strzelili ani jednej bramki.
I to w tym losowaniu zdecydowanie najlepsza informacja. Nie wiem, czy nie ostatnia.
Możliwe, że z trzeciego i czwartego koszyka los gorzej wybrać nie mógł. Szwecja jest w kryzysie, ale ma potężne indywidualności, które za cztery miesiące mogą "dźwignąć" temat i niewykluczone, że dywagacje o lokalizacji potencjalnego starcia z Ukrainą będzie można wrzucić do kosza - bo to Szwedzi będą mieli okazję do rewanżu za baraż o katarski mundial.
Różnica jest taka, że tym razem nie będziemy grać w Kotle Czarownic w Chorzowie. Na wyjeździe reprezentacja Polski potrafi się męczyć - nie tylko w kadencjach Fernando Santosa czy Michała Probierza, ale też ostatnio na Malcie dużo gorzej niż kilka dni wcześniej radzili sobie podopieczni Jana Urbana.
Łukasz Gikiewicz: "Musimy ograć Albanię na Narodowym"
Poza tym, Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński będą rok starsi, a Alexander Isak, Victor Gyokeres czy Anthony Elanga - bardziej doświadczeni. Tego lata kluby Premier League wydały na tę szwedzką trójkę ponad 270 milionów euro! Większość tej kwoty (145 milionów) wydał Liverpool na 27-letniego Isaka. Gyokeres, 28 lat oraz Elanga, 23 lata, zostali kupieni kolejno przez Arsenal i Newcastle.
Najpierw jednak trzeba ograć Albanię. Prowadzona przez Sylvinho drużyna niedawno dała nam się we znaki. W eliminacjach do EURO 2024 okazała się lepsza i od nas, i od Czechów. Nie zmieniła się przez te dwa lata drastycznie.
Nie trzeba nikomu przedstawiać Elseida Hysaja, przez lata kumpla Zielińskiego z Napoli, obecnie grającego w stołecznym Lazio. W bramce wciąż stoi doświadczony Thomas Strakosha z AEK Ateny, a linię obrony trzyma w ryzach 32-letni kapitan, grający regularnie w barwach Atalanty, Berat Djimsiti. W lidze włoskiej wciąż gra młody Kristjan Asllani, w tym samym klubie co Ardian Ismajli - czyli Torino.
Stabilizacja w defensywie imponuje, bo przecież Mario Mitaj też z nami wygrał na stadionie w Tiranie, a dziś utrzymuje pierwszy skład w kadrze mimo transferu do ligi saudyjskiej. Nieco rzadziej, ale wciąż w kadrze grają Ylber Ramadani z Lecce czy Nedim Bajrami z Rangersów, podobnie jak Myrto Uzuni z amerykańskiego Austin FC.
Zdecydowaną większość składu Albańczyków będziemy kojarzyć. Jest kilka nowości - ale oni też nie są nam anonimowi. Mowa bowiem o Juljanie Shehu, doskonale znanego z występów w Widzewie Łódź. Zaczynał przy Piłsudskiego jako typowa szóstka. Był pierwszym do rozegrania od obrońców, imponował dokładnością podań i odbiorami. W tym roku szaleje też pod bramką rywali. Potrafi uderzyć z dystansu, ale też wejść w pierwszą linię i wykończyć akcję. Trener rywala ogłasza przed barażem. Tak mówi o Polakach. Ma wiadomość dla Lewandowskiego
Arbër Hoxha w Dinamo Zagrzeb ma w tym sezonie trzy bramki i trzy asysty, jak na lewego skrzydłowego, który nie gra w większości spotkań - niezłe liczby. A nie wspomnieliśmy przecież ani najwyżej wycenianego piłkarza tej kadry (Armando Broja z Burnley, na co dzień grający w Premier League), ani najskuteczniejszego zawodnika (Rey Manaj, dziesięć goli w kadrze, 30 bramek w dwóch ostatnich sezonach ligi tureckiej, obecnie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich).
Mimo wszystko, Albanię na Stadionie Narodowym w Warszawie ograć po prostu musimy. Selekcjonerowi to losowanie się podobało. I może faktycznie jest tak, jak powiedział Jan Urban w studio TVP Sport, którego miałem przyjemność być gościem: że finał u siebie być byłby za dużą dawką szczęścia?
Generalnie awans na mistrzostwa świata 2026 wydaje się być w zasięgu naszych rąk.
Szkoda tylko, że nie gramy już teraz, tylko dopiero w marcu 2026 roku. Ukraina w kryzysie, Szwecja w kryzysie, Albania u siebie, a my świeżo po dwukrotnym urwaniu punktów Holandii, z dobrą energią po zmianie selekcjonera - bylibyśmy faworytem. Oby do marca się to nie zmieniło.













