Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wołowski: Bratobójcza gra mistrzów świata

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Zwycięski mundial w RPA był wspólnym, życiowym dziełem graczy Barcelony i Realu Madryt. Nieubłaganie wraca jednak czas bratobójczej walki. Czy może być ona inna?

/AFP

Znajdą lek na depresję?

Precyzyjna odpowiedź na to pytanie oczywiście nie istnieje, jest kwestią smaku i wyczucia. Co innego zdaje się być zdecydowanie ważniejsze: od wygranego Euro 2008 piłkarze reprezentacji Hiszpanii żyją w stanie nieznanego wcześniej uniesienia. Przez dziesięciolecia przegrani wracali do swoich klubów, gdzie obcokrajowcy protekcjonalnie klepani ich po plecach. Dziś to Casillas, Ramos i Alonso muszą wydobyć z depresji Cristiano Ronaldo, albo Kakę.

W Barcelonie proporcje są jeszcze bardziej imponujące: nie tylko gracze wybitni (Xavi, Iniesta, Puyol, Pique, Villa), ale także ci z drugiego szeregu jak Pedro i Busquets będą przywracali do życia Leo Messiego, Erica Abidala i Daniego Alvesa. Argentyna, Francja i Brazylia wróciły z RPA na tarczy, Zlatana Ibrahimovica nawet tam nie było. 12 miesięcy temu miał zostać w Primera Division megagwiazdą, dziś znalazł się w głębokim cieniu starego, dobrego Davida Villi sprowadzonego do Katalonii znacząco mniejszym kosztem (Szwed kosztował 50 mln euro plus Eto'o, gracz Valencii 40 mln). Czy ekscentryczny Ibra w tym cieniu się zapadnie, czy z niego wydobędzie? To właśnie stanie się miarą jego klasy.

A propos ostatniego transferu Joana Laporty: przed mundialem szeroko dyskutowano, czy 29-latek z Valencii jest wart 40 mln. Jego pięć goli w RPA sprawiło, że wszystkie mistrzowskie bramki trafiły na konto graczy z Katalonii. Przeciwnicy tej "teorii" zaznaczają, że Villa nie tylko nie wychował się w "La Masia", ale do dziś nie rozegrał meczu w barwach Barcelony. W jego żyłach płynie jednak tiki-taka.

Punktualność musi być ich drugą naturą

Mistrzowie są na krótkich wakacjach. Wspólna radość z Pucharu Świata szybko dobiegnie końca. Zacznie się "bratobójcza" walka o kolejny klubowy tytuł. Po zmianie prezesa Pep Guardiola przedłużył o rok kontakt z zespołem z Katalonii, w Madrycie robotę zaczął Jose Mourinho. Po mundialowej przerwie: obaj wyskoczą zza pleców del Bosque stając się bohaterami z pierwszych stron gazet. Nowy trener Realu pracuje nad transferami i dyscypliną. Na pierwszych zajęciach ogłosił piłkarzom, że punktualność musi stać się ich drugą naturą. "Nie czekam na nikogo. Autokar odjedzie o wyznaczonej godzinie, nawet gdybyśmy mieli grać w dziesięciu".

Dziennikarze dopadli Xaviego, by zapytać go o nadchodzący sezon. Lider Barcy przyznał, że przyjazd Mourinho do Madrytu jest dodatkowym impulsem dla każdego cule (barcelończyka). Życiowym wyzwaniem dla Portugalczyka jest oczywiście klub z Katalonii. I koło znów się zamyka. Jeśli w minionym sezonie Real zmusił Barcelonę do zdobycia 99 pkt, to aż trudno pomyśleć, co będzie w kolejnym.

Mourinho może być pierwszym trenerem, który zdobędzie mistrzostwo w trzech najważniejszych ligach (w Anglii, Włoszech i Hiszpanii). Na starcie swojej drogi w Primera Division robi jednak coś przeciwnego, niż dotychczas. Przenosi presję z siebie na piłkarzy. Ogłosił właśnie, że C. Ronaldo i Kaka nie mogą już dłużej czekać na sukces, a on ma zamiar wykorzystać ten gwiazdorski głód zwycięstw. "Efekty mojej pracy przychodzą jednak zwykle w drugim roku" - dodał. Na szczęście są w klubie z Madrytu mistrzowie świata, którzy pokażą reszcie jak to się robi.

Mourinho i Real muszą zdetronizować Barcelonę. Obojętnie czy najpierw w kraju, czy w Europie. W tej drugiej kwestii głos zabrał były trener "Królewskich" Manuel Pellegrini. Jeszcze raz potwierdził, iż nie miał najmniejszego wpływu na klubową kadrę, a gdy zapytano go, dlaczego nie odniósł sukcesu w Champions League ocenił, że w tym stanie personalnym Realu nie było na to stać.

Trener chce dowieść, że był największym transferem

Na razie pod ręką Mourinho osobowo drużyna z Madrytu zmieniła się niewiele. Argentyński skrzydłowy Angel di Maria też nie dokonał cudów w RPA, a Pedro Leon z Getafe na kredyt nazywany jest nowym Michelem. Barcelona zyskała Villę i obrońcę Adriano, straciła Yaya Toure (odszedł za 30 mln do MC) i pozbyła się Dmytro Czyhryńskiego odzyskując 15 mln (rok temu kosztował 25). Katalończycy mają zamiar się jeszcze wzmocnić kosztem 50 mln,Florentino Perez nie określił granic, w których powinien zmieścić się Mourinho. Portugalczyk będzie chciał dowieść, że to on był najważniejszym transferem tego lata, a jego przegrany poprzednik mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia.

Piłkarze Realu i Barcelony, Athletic (Llorente), Valencii (Silva, Marchena), Sevilli (Jesus Navas), Villarreal (Capdevila), a także ci z Premier League (Fabregas, Torres, Reina) zjednoczyli kraj wokół wspólnej idei. Vicente del Bosque wyznał, że marzy o dniu, w którym jego drużyna zagra w Kraju Basków - podczas turnieju w RPA nawet tam wykupiono wszystkie jej koszulki. Afrykański sukces Hiszpanów pokryje jednak powoli kurz bitewny. Czy rywalizacja Realu z Barceloną, gdzie zaciekłość triumfowała zwykle nad rozsądkiem, może być po tym wszystkim inna?

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje