"Rola reportera to stres jak na boisku"
"Moja przygoda z dziennikarstwem wywołuje stres porównywalny do występów w meczach o najwyższą stawkę, kiedy adrenalina dochodzi do granic możliwości" - zwierza się "Przeglądowi Sportowemu" Mirosław Szymkowiak, który nie wyklucza, że jeszcze kiedyś wróci na boisko.

Długo bez piłki nie wytrzymał. Ciągnęło go do niej, jak wilka do lasu. Dlatego skorzystał z oferty Canalu Plus, komentowania meczów piłkarskich i przeprowadzania wywiadów w ich trakcie. "Piłki ciągle mi mało, a najbardziej tęsknię za obozem sportowym" - nie kryje "Szymek" i zdradza, że w ostatnim czasie dostał oferty gry w Kolporterze/Koronie, Widzewie, a także w Wiśle Kraków. "Była też oferta z ŁKS-u, o której mi powiedział prezes Andrzej Pawelec. Ja na to: - Ale prezesie, najpierw musi mi pan dostarczyć plan kanalizacji Łodzi, żebym mógł się swobodnie poruszać" - śmieje się eks-widzewiak.
Przed skorzystaniem z którejś z tych propozycji powstrzymują Szymkowiaka problemy zdrowotne i ważny przez pół roku kontrakt z Trabzonsporem. " Mój prawnik dostał już zielone światło na załatwienie tej drugiej sprawy. Wkrótce zacznie rozmowy z Turkami" - dodaje Mirosław.
Wracać do ligi tureckiej nie zamierza. "PS" przypomina powrót po przegranym meczu, gdy czekający na lotnisku kibice obrzucili kamieniami autokar piłkarzy. "Powybijali wszystkie szyby. Cały zespół leżał na podłodze, modliliśmy się o swoje życie w różnych językach. Najbardziej utkwił mi w pamięci widok leżących Brazylijczyka Marcelinho i Holendra Kiki Musampy, którzy dosłownie płakali. W pewnym momencie zacząłem się z bezsilności śmiać" - opowiada Mirosław Szymkowiak.
Więcej w "Przeglądzie Sportowym".
Przegląd Sportowy/INTERIA.PL