Jerzy Engel dla Interii: Nie wygrałem aż tyle na koniach
- To absolutna bzdura, że trzy lata temu wygrałem na Służewcu 140 tysięcy złotych. Owszem zagraliśmy z synem dla zabawy i wygraliśmy, ale dziesięć razy mniej - mówi w rozmowie z Interią pasjonat i hodowca koni oraz były selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Engel.
Zbigniew Czyż, Interia: Panie trenerze, wczoraj w pierwszej części wywiadu rozmawialiśmy dużo między innymi o Legii Warszawa, a jakie największe plusy i minusy dostrzega pan w kończącym się sezonie w Ekstraklasie?
- Największy plus to przepis o konieczności gry w podstawowym składzie młodzieżowca. Okazało się, że mamy naprawdę bardzo szeroką grupę młodych, zdolnych piłkarzy. W każdej chwili są oni w stanie pociągnąć zespoły do zwycięstw. Prawie w każdej drużynie jest taki przynajmniej jeden zawodnik. To pokazuje, że warto na nich stawiać.
Widać, że akademie piłkarskie w Polsce coraz prężniej się rozwijają.
- Zdecydowanie tak i polskie kluby coraz częściej powinny iść właśnie tą drogą. To jest przyszłość. Koncepcja budowania zespołów na zawodnikach z zagranicy, tylko po to, żeby za chwilę osiągnąć sukces, nie jest dobra. Trzeba coraz głębiej sięgać po zawodników z akademii i z regionu.
Poza Legią, o której mówiliśmy już w poprzedniej części wywiadu, postawa jakiegoś zespołu szczególnie się panu podoba?
- Uważam, że Lech Poznań gra bardzo ciekawy, widowiskowy futbol. To nie jest przypadek, że są w czołówce i znów walczą o puchary.
W sobotę czeka nas hitowe starcie Lecha z Legią, jakiego meczu się pan spodziewa?
- Te spotkania zawsze są sprawą otwartą. Myślę, że będzie bardzo ciekawie, tym bardziej, że Legia może już w sobotę zakończyć walkę o mistrzostwo Polski.
Jak pan skomentuje zmianę trenera w ŁKS-ie? Wojciech Stawowy w siedmiu meczach wywalczył tylko jeden punkt.
- ŁKS tak naprawdę nie jest przygotowany, jeśli chodzi o selekcję piłkarzy do takiego wyzwania jakim jest Ekstraklasa. To nie jest tak łatwo. Wiem, że serce chciałoby grać tym samym zespołem, który awansował z 1. ligi, ale wyzwania w Ekstraklasie są znacznie wyższe. Mam jednak nadzieję, że w tym klubie już wiedzą co zrobić w najbliższym sezonie, żeby po ewentualnym powrocie ten zespół odgrywał już jakąś ważniejszą rolę.
Na Wisłę Kraków spogląda pan z sentymentem?
- Oczywiście, że tak. Z sentymentem patrzę na wszystkie kluby, w których pracowałem. W każdym z nich zostawiłem kawałek serca. Bardzo się cieszę, że Wisła utrzyma się w Ekstraklasie po tych wszystkich perturbacjach. Dobrze, że ten klub przeżył dzięki kilku osobom. Myślę, że teraz już ze spokojem będą mogli budować zespół i się przygotowywać do kolejnego sezonu.
Który trener w naszej Ekstraklasie wykonuje najlepszą pracę?
- Jestem zwolennikiem naszych polskich szkoleniowców. Cieszę się, że coraz większa grupa naszych trenerów osiąga coraz lepsze wyniki. Trenera Legii też traktuję jak naszego, bo kończył polską szkołę trenerów. Nie chcę być postrzegany, że jestem przeciwnikiem trenerów z zagranicy, ponieważ sam przez długi czas pracowałem poza ojczyzną. Przyglądam się ich pracy i niektórzy, jak chociażby trenerzy Śląska Wrocław, czy Pogoni Szczecin wykonują dobrą pracę. Z przyjemnością ogląda się grę tych zespołów.
A z polskich trenerów kogo ceni pan najbardziej?
- Bardzo dobrze oceniam Dariusza Żurawia z Lecha. Radzi sobie bardzo dobrze, mam nadzieję, że poradzi sobie także Artur Skowronek w Wiśle Kraków.
Decyzja o pozostawieniu na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski Jerzego Brzęczka była słuszna?
- Byłoby nonsensem, gdyby teraz ktokolwiek chciał zwalniać selekcjonera. Miał za zadanie wywalczyć awans na Euro i to zrobił. Teraz ma za zadanie przygotować zespół do mistrzostw Europy. Mam nadzieję, że zrobi to dobrze. Po tym początkowym okresie mam wrażenie, że nauczył się już tej reprezentacji. Postawa zespołu w końcówce eliminacji była już taka jaką wszyscy chcielibyśmy oglądać.
Brał pan udział w niedzielnych wyborach prezydenckich?
- Oczywiście, że tak. Byliśmy głosować z całą rodziną. Chodzimy, głosujemy i wspieramy tych, którzy wydają się być najrozsądniejsi.
Pracuje pan obecnie w komisji technicznej UEFA, czeka pan już z utęsknieniem na dokończenie sezonu w Lidze Mistrzów?
- Jak najbardziej. W normalnym okresie to nawet w większym stopniu jestem obecny na meczach za granicą niż na polskich stadionach. Myślę, że faworytem do wygrania Ligi Mistrzów jest Bayern Monachium. Po tej długiej przerwie zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Szkoda, że nie zobaczymy już Liverpoolu.
Rozmawiamy przed Torem Wyścigów Konnych na Służewcu w Warszawie, a jedną z pana pasji są konie. Od ponad dwudziestu lat prowadzi pan z żoną hodowlę koni wyścigowych pełnej krwi angielskiej, jak biznes działa obecnie?
- Zaszczepiła się tym cała nasza rodzina i zawsze kibicujemy naszym koniom. Sprzedajemy je także, bo ludzie chcą kupować dobre polskie konie. Z przyjemnością bywam na Służewcu. Wielkimi krokami zbliża się rywalizacja najlepszych trzyletnich koni w Polsce, czyli Derby. Już nie mogę się doczekać na te zawody. Odbędą się 18 i 19 lipca.
Ile hoduje pan koni?
- Mamy pięć koni, trzy które się ścigają na torze i dwa poza Służewcem. W hodowli mamy cztery klacze wyselekcjonowane i jednego ogiera sprowadzonego z Irlandii. Kiedyś Kevin Keegan, który również hodował konie, podobnie jak Sir Alex Ferguson powiedział, że jeśli ktoś nie potrafi kochać koni, to nie potrafi kochać ludzi. Chyba coś w tym jest, bo to wspaniale zwierzęta. Zachęcam wszystkich, żeby mieli swojego konia. Wbrew pozorom to wcale nie jest jakaś bardzo droga historia.
Trzy lata temu głośnym echem odbiła się informacja, że podobno wygrał pan razem z synem na Służewcu aż 140 tysięcy złotych, ale z tego co wiem, to chyba nieprawdziwa?
- Tak, to absolutna bzdura. Owszem zagraliśmy z synem dla zabawy tak jak to zazwyczaj robimy i wygraliśmy, ale nie 140 tysięcy, a dziesięć razy mniej. Ktoś wtedy odbierał taką wygraną, a ponieważ przy kasie pojawił się mój syn, to od razu pojawiła się plotka, że to akurat my wygraliśmy. Media szybko podłapały temat, ale tak duże pieniądze wygrał zupełnie ktoś inny.
Podczas najbliższych wyścigów też będzie pan obstawiał?
- Zawsze kiedy biegną nasze konie, to obstawiamy. Bardzo w nie wierzymy i wspieramy je zakładami wzajemnymi. Cieszy nas to. Czasami te konie wygrywają, wtedy jest naprawdę wiele radości.
Rozmawiał Zbigniew Czyż
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje