Górnik w piątek miał tyle samo punktów, co przedostatnia Wisła Płock, a przecież wieczorem mógł być już w strefie spadkowej. Tyle że płocczanie przegrali mecz na swoim stadionie, a Górnik zdołał wygrać na wyjeździe. I to w Poznaniu - z mającym drugi budżet w lidze Lechem! A co ważniejsze - wygrana zabrzan była jak najbardziej zasłużona. - To był dla nas trudny mecz, zdawaliśmy sobie sprawę, na jak ciężki teren przyjeżdżamy. I to pod każdym względem. Teraz patrzę na to spotkanie już po jego zakończeniu i myślę, że wynik nie do końca odzwierciedla to, co działo się na boisku - mówił trener Marcin Brosz. Podkreślał przy tym, i to kilkakrotnie, że bardzo ważne dla jego drużyny było to, aby nie straciła w Poznaniu bramki. - Każda taka sytuacja z tyłu, a mam przed oczami interwencje Daniego Suareza czy Kamila Zapolnika, powodowała, że graliśmy jeszcze bardziej do przodu i stwarzaliśmy sytuacje. W efekcie wywozimy z tak trudnego terenu trzy punkty - cieszył się szkoleniowiec Górnika. Wydaje się jednak, wbrew słowom Brosza, że Górnik był wyraźnie lepszy od Lecha, a wynik odzwierciedla piłkarską różnicę na boisku. Owszem, poznaniacy znacznie dłużej byli przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. - Nie wiadomo jednak, co by było, gdyby Lech wykorzystał jedną ze swoich wcześniejszych sytuacji. Rok temu prowadziliśmy tutaj 4-0 i w krótkim okresie czasu straciliśmy dwie bramki. Różne rzeczy mogą się więc zdarzyć. Naprawdę cieszę się z tych trzech bramek, z braku straty choćby jednej, bo to ważne po poprzednich naszych meczach. To nasz ogromny sukces - zakończył trener Brosz. Andrzej Grupa