Dziekanowski: Rajović, czyli absurdalna rola napastnika Legii
"Nasuwa mi się skojarzenie z tytułem popularnej kiedyś komedii pod tytułem: "Czy leci z nami pilot?". Zadając to pytanie w odniesieniu do sytuacji, w której znalazła się Legia, odpowiedź brzmiałaby jednoznacznie: NIE, nie leci. Ten samolot leci na jakimś autopilocie, czy raczej za stery usiadł ktoś, kto o lataniu nie ma pojęcia. Dlatego Rajović podchodzi do wykonania autu, dlatego Kacper Urbański w roli skrzydłowego nie wykorzystuje swoich atutów, a Vinagre, który miał pełnić rolę pomocnika, zajmuje się bieganiem za napastnikami" - pisze w swoim najnowszym felietonie Dariusz Dziekanowski.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: w końcówce meczu o punkty, czy to reprezentacji Polski, czy Barcelony, Robert Lewandowski biegnie za linię boczną, żeby wrzucić w pole karne piłkę, która wyszła na aut. Jeszcze raz powtórzę: Lewy szykuje się do wrzutki z autu, a nie rozpycha w polu karnym, by jako napastnik do tej piłki starać się dojść i strzelić gola na wagę trzech punktów. Abstrakcja? Nonsens? Głupota? Nie znajduję odpowiednio mocnego słowa, które opisałoby absurd takiej akcji. W tym przypadku mówię o sytuacji hipotetycznej. Myślę, że gdyby Jan Urban czy Hansi Flick zorientował się w takich zamiarach swojego najskuteczniejszego napastnika, to jeden i drugi trener pognałby w jego kierunku, żeby powstrzymać go przed wyrzutem, albo nawet wyrwałby mu tę piłkę, żeby przekazać komuś innemu, z reguły bocznemu obrońcy.
Skąd wziął się taki pomysł w moim tekście? Stąd, że do tak absurdalnej sytuacji doszło niedawno w spotkaniu Legii z Motorem. To był dokładnie ten moment spotkania, o którym piszę powyżej, czyli ostatnie minuty meczu w Lublinie. I w tej fazie spotkania najwyższy i najdroższy napastnik na boisku, czyli Mileta Rajović pobiegł za linię boczną, żeby wykonać aut. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby zabrać mu piłkę i wysłać tam, gdzie mógłby być z niego jakiś pożytek, czyli na środek pola karnego. A nuż komuś innemu udałoby się tym razem podać tak, że po strzale Duńczyka padłby gol. Z wrzutki nic nie wyszło, za chwilę sędzia zakończył spotkanie, w którym Legia po raz kolejny straciła punkty. Nie chcę już się pastwić na zmarnowaniem tak doskonałej okazji...
Nasuwa mi się skojarzenie z tytułem popularnej kiedyś komedii pod tytułem: "Czy leci z nami pilot?". Zadając to pytanie w odniesieniu do sytuacji, w której znalazła się Legia, odpowiedź brzmiałaby jednoznacznie: NIE, nie leci. Ten samolot leci na jakimś autopilocie, czy raczej za stery usiadł ktoś, kto o lataniu nie ma pojęcia. Dlatego Rajović podchodzi do wykonania autu, dlatego Kacper Urbański w roli skrzydłowego nie wykorzystuje swoich atutów, a Vinagre, który miał pełnić rolę pomocnika, zajmuje się bieganiem za napastnikami. W środku boiska trwają zaś eksperymenty - który z wielu środkowych pomocników najlepiej odnajdzie się na pozycji numer 6, czyli tego defensywnego: Rafał Augustyniak, Damian Szymański, Bartosz Kapustka, Wojciech Urbański, czy może Pedro Goncalves (a jest jeszcze kontuzjowany Juergen Elitim)?
Jest rzeczą niezwykłą, że w meczu z Motorem najlepszym zawodnikiem w drużynie gości był młody debiutant, który przez kilka poprzednich miesięcy zmagał się z kłopotami zdrowotnymi - Henrique Arreiol. Mam nadzieję, że to zapowiedź tego, co Portugalczyk będzie pokazywał w przyszłości, a nie błysk na zasadzie "na bezrybiu i rak ryba".
Nic dziwnego, że Marek Papszun, który zdaje się wkrótce zostanie trenerem Legii i zastąpi pełniącego obowiązki Inakiego Astiza, chce do Warszawy sprowadzić aż piętnastu współpracowników. Wygląda na to, że posprzątanie bałaganu w klubie z Łazienkowskiej, to praca dla licznej grupy. Mówimy o chaosie na boisku, ale Papszun najwyraźniej nie widzi też miejsca dla większości członków obecnego szerokiego sztabu szkoleniowego. Jakie świadectwo wystawia to obecnej ekipie?
Niestety, im dłużej trwa to bezkrólewie w Legii i oczekiwanie na Marka Papszuna, tym bardziej uszczupla się autorytet, który obecny trener Rakowa wypracował przez te lata w Częstochowie. Nie tylko reakcje kibiców są zbyt radykalne (zniszczenie muralu), ale również trochę źle wygląda sposób, w jaki Marek Papszun rozgrywa tę sytuację. Zazwyczaj pozostaje jakiś sentyment i szacunek do miejsca, w którym osiąga się pierwsze sukcesy. Słowa, które padły z ust Papszuna świadczą o czymś przeciwnym - że odwraca się plecami do klubu, w którym wypłynął na szersze wody. Co prawda są to wody wciąż tylko lokalne, ale jednak dzięki sukcesom z Rakowem zbudował swoją markę.
Swoją drogą, ciekawie zapowiada się wiosenna runda, w której Raków - pod wodzą nowego szkoleniowca (Łukasz Tomczyka?) będzie walczył na krajowym podwórku o dwa trofea (mistrzostwo i Puchar Polski), a Legia pod wodzą Papszuna…. No właśnie: o co będzie walczyła? Na razie priorytetem jest utrzymanie…









![Polska - Holandia. MŚ w piłce ręcznej. Gdzie i o której oglądać? [TV]](https://i.iplsc.com/000M17RM0CT41VE9-C401.webp)

![Puchar Świata w Wiśle. O której i gdzie obejrzeć? [TRANSMISJA NA ŻYWO]](https://i.iplsc.com/000M0FDLX9FDN5P6-C401.webp)

