Cztery gole, czerwona kartka i zwrot akcji w Gdyni. Mistrzowie Polski na deskach
Kibice Lecha Poznań w ostatnich dniach nie mogą mieć dobrych nastrojów. W czwartek ich ulubieńcy wypuścili zwycięstwo z rąk na Estadio de Vallecas w Madrycie, a w niedzielę historia powtórzyła się na Stadionie Miejskim w Gdyni. Arka przegrywała 0:1, ale punktem zwrotnym meczu była czerwona kartka Timothy'ego Oumy. Po niej obecność "Kolejorza" na boisku wyglądała na pozorną, a zawodnicy Dawida Szwargi strzelali kolejne gole.

To był mecz przyjaźni tylko na trybunach. Jak wiadomo, kibice obu klubów mają bardzo dobre stosunki, ale piłkarze mieli do wykonania obowiązki. W razie wygranej Lech przynajmniej tymczasowo przesunąłby się z 8. na 4. lokatę, a trzy punkty dla Arki oznaczałyby ucieczkę nad "kreskę" strefy spadkowej na pięć oczek. Było więc w niedzielny wieczór o co grać.
Pierwszy gwizdek Patryka Gryckiewicza poprzedziło odegranie hymnu państwowego z okazji wtorkowego Święta Niepodległości ("Mazurek Dąbrowskiego" rozbrzmiewa przed każdym meczem tej kolejki) oraz chwila ciszy ku pamięci trenera Adama Adamusa. Zmarł on w sobotę w wieku 76 lat. W swojej karierze szkoleniowej prowadził m.in. i Bałtyk Gdynia, i Arkę. Był piłkarzem pierwszego z tych klubów w latach 1975-80.
Kibice "Kolejorza" mogli czuć niepokój, bo ostatnio zawodnicy ich nie rozpieszczali. Po kompromitującym 1:2 z półamatorskim Lincoln przyszło bezbarwne 0:0 z Legią, wymęczone zwycięstwo 2:1 nad Gryfem Słupsk w Pucharze Polski, remis 2:2 z Motorem Lublin i porażka 2:3 z Rayo Vallecano mimo prowadzenia już 2:0. Podopieczni Nielsa Frederiksena mieli więc coś do udowodnienia. Z kolei gdynianie grali w kratkę, ale podchodzili do tego starcia z domowym bilansem ligowym 4-2-0, więc bez żadnej przegranej. Fakt faktem, że "Kolejorz" jeszcze nie przyjechał na tarczy z żadnej ekstraklasowej delegacji w tej kampanii (3-2-0). Ktoś mógłby więc po tych statystykach stwierdzić, że pachnie podziałem punktów.
Pierwsze minuty pokazały, dlaczego teren przy ulicy Olimpijskiej może być trudny do zdobycia. Gospodarze byli bardzo aktywni. Szybko prostą stratę na 30. metrze zanotował Yannick Agnero. To był kolejny punkt niepewności fanów - Mikael Ishak nie mógł zagrać, a Iworyjczyk na razie jest mocno kwestionowany. Błąd jednak się nie zemścił, uderzenie Sebastiana Kerka na rzut rożny zbił Bartosz Mrozek.
Mistrzowie Polski nie przestraszyli się intensywności rywala i tworzyli swoje okazje, szczęścia próbowali Antoni Kozubal czy Luis Palma, zamieszanie w defensywie rywala zrobiła centra Roberta Gumnego. Kilka sekund przed upływem pierwszego kwadransa przyjezdni otworzyli wynik. Palma zagrał górną piłkę na 3. metr do Kornela Lismana, ten wystawił futbolówkę do pustej bramki Pablo Rodriguezowi, który dopełnił formalności strzałem głową, to był jego pierwszy gol w naszej lidze.
Nie zbiło to z tropu Arki, próbowała rozedrzeć defensywę z Wielkopolski. Kerk po raz kolejny przetestował Mrozka. Po drugiej stronie boiska też się działo - Agnero próbował zaskoczyć Damiana Węglarza uderzając bez przyjęcia, ale zrobił to za lekko. Trochę popłochu wprowadziło też dośrodkowanie Lismana, golkiper gospodarzy miał z nim problemy. Na przerwę zespoły zeszły z wynikiem 0:1.
W 50. minucie mogło być 0:2. Fatalnie w rozegraniu pomylił się Węglarz, prezentując piłkę Palmie. Ten zagrał na lewo, na wolne pole do Rodrigueza, lecz Hiszpan trafił tylko w boczną siatkę. Gdy wydawało się, że sprawy idą dla Lecha dobrze, na przestrzeni od 52. do 55. minuty Timothy Ouma zobaczył dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną. Wyleciał z boiska po tym jak poskrobał w okolice prawego Achillesa Dawida Kocyłę. Atak był bolesny, miał miejsce tuż przy linii bocznej w środkowym sektorze, więc mikrofony mocno uchwyciły krzyki bólu 23-latka. Aby załatać wyrwę w środku pola, Frederiksen wprowadził Filipa Jagiełłę za Lismana.
Nie było to jednak remedium na wiszące w powietrzu problemy. W 64. minucie Arka doprowadziła do wyrównania. Wprowadziła w pole karne rywala kilku zawodników, do piłki dopadł wspomniany już Kerk i mocnym strzałem trafił w stopę bądź piszczel Eduardo Espiau. Futbolówka poleciała do siatki, a trafienie zapisanotemu drugiemu. W 72. minucie Hiszpan skompletował dublet. Wykorzystał mocne dośrodkowanie Tornike Gaprindashvilego, pokonał w powietrzu Antonio Milicia. Gdynianie wyszli na prowadzenie!
Chwilę później zmotywowany Espiau szukał już hat-tricka, ale uderzył z 25 metrów w środek. W 78. minucie w końcu dopiął swego, ograł Mateusza Skrzypczaka i zrobiło się 3:1. Gospodarze wyglądali jakby to oni byli mistrzami kraju, a w obozie "Kolejorza" nie było iskry niezbędnej podczas gry w osłabieniu. Jak można się domyślać, w końcówce było trochę bliżej wyniku 4:1 niż 3:2, ale niecelność podopiecznych Dawida Szwargi sprawiła, że licznik już nie drgnął.
W Lechu powtórzyła się więc historia z meczu z Rayo, gdy rywal dokonał "remontady". Warto przy tym dodać, że "Błyskawice" zremisowały dziś z Realem Madryt.







![Sensacja w Premier League. Błysk geniuszu Casha. Lider zaskoczony [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000M1D10AQV56CAC-C401.webp)





