"Muggsy" Bogues: Wielki koszykarz w małym ciele
W czasach, kiedy fanów koszykówki elektryzował okrzyk "hej, hej tu NBA", a wyniki sprawdzało się nie na żywo w internecie, ale następnego dnia w telegazecie, jednym z najlepszych rozgrywających ligi był Tyrone "Muggsy" Bogues. Facet, któremu na pierwszy rzut oka nikt nie dałby najmniejszych szans na sukces w koszykówce.

Jedne źródła podają, że Bogues ma 158 cm wzrostu, inne dodają mu dwa kolejne. To nieistotne. Jeżeli jesteś wzrostu co najwyżej wyrośniętego 12-latka, nie masz czego szukać w koszykówce. "Za mały", "nie nadaje się", "bez szans" - Tyrone wiele nasłuchał się w młodości na swój temat, ale to tylko wzmacniało jego pewność siebie. Im bardziej ktoś w niego wątpił, skreślał nie dając szans pokazania co potrafi, lub lekceważył na boisku, tym ciężej Bogues harował.
Wyróżniał się już jako nastolatek. Dzięki dobrej grze na boiskach Baltimore, w jednej z dzielnic, gdzie - jak mawia Wojciech Michałowicz - koszykówka ratuje życie, Tyrone trafił do Dunbar High, szkoły średniej słynącej z dobrej drużyny koszykarskiej. Bogues nie tylko odnalazł swoje miejsce na parkiecie mając za partnerów takich asów jak Reggie Lewis, David Wingate i Reggie Williams, ale został dyrygentem tej gwiazdorskiej kapeli.
Zanim w 1987 roku trafił do NBA zaliczył udaną karierę akademicką w Wake Forest (uczelnia zastrzegła numer z którym występował - 14), był także w kadrze USA, mistrzów świata z 1986 roku. Na turnieju w Hiszpanii oprócz Boguesa wystąpili m.in. David Robinson, Sean Elliott, Derrick McKey czy Kenny Smith.
Początki w najlepszej koszykarskiej lidze świata nie były łatwe. "Muggsy" wystąpił co prawda w 79 spotkaniach Washington Bullets (obecnie Wizards) notując średnio po 5 punktów i asyst, ale nie był zadowolony z tego, jak traktowano go w klubie. Po latach przyznał, że chyba zakontraktowano go tylko po to, żeby zwiększyć sprzedaż biletów. Najniższy koszykarz ligi miał stworzyć przykuwający uwagę dziwaczny duet z najwyższym, mierzącym 231 cm Manutem Bolem. Do pełni szczęścia brakowało tylko kobiety z wąsem na skrzydle.
Po sezonie spędzonym w stolicy USA Bogues trafił do Charlotte Hornets i było to najlepsze, co mogło go spotkać w NBA. Jako "Szerszeń" utalentowany chłopak z Baltimore rzucił świat na kolana. Agresywną obroną doprowadzał rywali do szału, a pod atakowanym koszem rozdzielał piłkę między duet atletów Alonzo Mourning - Larry Johnson. Statystycy obliczyli, że w latach 1990-1994 więcej asyst zaliczył jedynie John Stockton. Rekordy kieszonkowego rozgrywającego w koszulce Hornets poprawił dopiero Chris Paul.
Niewielki "Muggsy" w lidze gigantów spędził 14 lat. Poza Charlotte i Waszyngtonem grał jeszcze w Golden State Warriors i Toronto Raptors (poszukajcie na YouTubie podań nad kosz do fruwającego jak helikopter Vince’a Cartera - warto!). Łącznie na jego konto zapisano 6858 punktów (najwięcej 11,1 w sezonie 1994/95), 6726 asyst (10,7 w sezonie 1989/90), 1369 przechwytów (2,1 w sezonie 1991/92) i 39 bloków. Mało? Dla jednych mało, dla innych o 39 więcej, niż się spodziewali patrząc na wzrost Boguesa.
"Mugging" - z angielskiego: rabunek, rozbój. Koledzy z osiedla przezywali Tyrone'a "Muggsy", bo ten nękał ich swoją obroną i często "kradł" im piłkę na boisku. Przezwisko się przyjęło, a defensywa Boguesa, obok zawrotnej liczby asyst i niespożytych pokładów energii, stała się jego znakiem firmowym. Nigdy nie osiągnął statusu Michaela Jordana, Charlesa Barkleya, Patricka Ewinga (chociaż z całą trójką wystąpił w "Space Jam"), Scottiego Pippena czy Clyde'a Drexlera, ale Bogues mocno zapadł w pamięci kibiców NBA z lat 90. ubiegłego stulecia. Nie tylko z powodu skromnego wzrostu.
Dla wielu dzieciaków był też znakomitym przykładem na to, że nie trzeba w życiu przejmować się stawianymi odgórnie ograniczeniami. Pracą, zaangażowaniem i pasją można zdziałać cuda. Dzisiaj, 9 stycznia, "Muggsy" obchodzi 49 urodziny. Na emeryturze długo nie wytrzymał bez koszykówki. W latach 2005-2006 pracował z żeńską drużyną Charlotte Sting (WNBA), od 2011 roku uczy młodzież w United Faith Christian Academy. Z takim samym zaangażowaniem, z jakim grał.
Autor: Dariusz Jaroń
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje