Polak podjął działania, chciał sprawdzenia fotokomórki. Tak Swoboda awansowała
Ewa Swoboda w niesamowitych okolicznościach znalazła się w finale sprintu w mistrzostwach świata, mimo, że na bieżni przegrała go o tysięczną część sekundy. Sędziowie podjęli decyzję o dopuszczeniu dziewięciu zawodniczek, to był efekt działania polskiego sędziego Filipa Moterskiego. Sprawdzono fotofinisz jeszcze raz, czas Brytyjki Diny Asher-Smith poprawiono na 11.010 s, taki jak Swobody. A Ewa nie mogła w to uwierzyć, płakała w ramię delegatki technicznej.

Historia była nieprawdopodobna. Ewa Swoboda początkowo znalazła się poza finałem o zaledwie 0,001 sek.
W tej sytuacji Filip Moterski, który w polskiej ekipie odpowiada za protesty, podjął działania. Poprosił o sprawdzenie fotokomórki raz jeszcze.
Swoboda jeszcze o tym nie wiedziała. Przez strefę wywiadów przemknęła zapłakana. Nie chciała się zatrzymać. Delegatka techniczna zaczęła coś do niej mówić, ale Polka tylko odpyskowała po polsku.
Nic do niej nie docierało. Myślała, że chodzi o to, że musi porozmawiać z polskimi dziennikarzami. - Potknęłam się na drugim kroku. Byłam dobrze przygotowana. Ta jedna tysięczna sekundy będzie mi się teraz śniła - cedziła przez łzy.
Ewa Swoboda dopuszczona do finału MŚ jako dziewiąta biegaczka. Łzy przy delegatce technicznej
Delegatka techniczna nie odpuszczała. Wtedy przytomnie zareagował Rafał Bała, dziennikarz Polskiego Radia, który poprosił, by Ewa do niej podeszła. Polka w tej sytuacji została poinformowana o tym, że została dopuszczona do finału jako dziewiąta zawodniczka. Swoboda jeszcze nie mogła uwierzyć. Płakała w ramię delegatki technicznej.
Za moment okazało się, że po proteście Moterskiego sędziowie przeanalizowali jeszcze raz zapis wideo. Po nałożeniu zdjęć okazało się, że różnica między Swobodą a Brytyjką Diną Asher-Smith była mniejsza niż 0,001 sek. W tej sytuacji zarządzono, że skoro jest dziewięć torów, to można dopuścić Polkę do startu w finale, bo o awansie nie może decydować aż tak niewielka różnica.











