Tomasz Adamek przyjął "cios" i od razu kontruje Lewandowskiego. "To nieprawda, nie poszło po ich myśli"
- Mnie się wydaje, że Martin pewnie myślał tak: "Adamek już na emeryturze, pieniądze zarobił, przyjedzie pobawić się z Chalidowem, przegra walkę, zabierze pieniądze i pojedzie do domu". Ale Adamek nikogo nie lekceważy. Plan nie poszedł po ich myśli - mówi w rozmowie z Interią Tomasz Adamek, były mistrz świata dwóch kategorii wagowych w boksie zawodowym. "Góral" odpowiada na słowa współwłaściciela KSW, mówi o świątecznym stole w USA, a punktem wyjścia jest hitowy rewanż Ołeksandr Usyk - Tyson Fury.
Artur Gac, Interia: Za kilka godzin drugie w tym roku starcie Ołeksandra Usyka z Tysonem Furym o miano najlepszego pięściarza wagi ciężkiej XXI wieku. Jaka jest twoja prognoza?
Tomasz Adamek, były mistrz świata: - Pytanie, w jakiej formie jest Fury. Jeżeli będzie chudy...
Podobno chudy ma nie być, pojawiły się nawet informacje, że ma wnieść jedną z najwyższych wag (rozmawialiśmy w czwartek wieczorem, przed oficjalną ceremonią ważenia).
- Jeśli tak się okaże, to będzie na przegranej pozycji, bo Usyk go obskoczy. To jest taka sama sytuacja, jak ze mną, gdy walczyłem z tymi wielkimi, takimi jak Michael Grant. Bił mocno, ale jak nie dasz się złapać, to wygrywasz. A Fury nie ma ciosu nokautującego, więc Usyk przy ciężkim Tysonie po prostu łatwo go oszuka.
Ale ręce ma szybkie, jak na te gabaryty niesamowicie sprawnie składa ciosy i bije z luzu.
- Zgoda, ale żeby z rąk zrobić użytek, to musisz podejść do lotnego zawodnika. Czyli musisz mieć szybkie nogi. Jeśli przesadzi z masą, czyli nie będzie szczupły, to według mnie będzie miał ciężką przeprawę. A dla Usyka to będzie łatwa walka.
Co do Usyka na pewno nie ma wątpliwości, że przepracował cały obóz na sto procent profesjonalnie. Z Furym mamy taką samą pewność?
- Na pewno trenował, bo uważam, że nikt mając przed sobą taką walkę nie jest idiotą. Zwłaszcza, że za pierwszym razem przegrał. Najważniejsze pytanie brzmi, w jakiej będzie dyspozycji, co zobaczymy już po wadze. To proste, że jeśli trenujesz bardzo ciężko, to waga schodzi.
Uważasz, że Usyk będzie w stanie ustrzelić Fury'ego przed czasem?
- Zawsze celny cios na brodę posadzi każdego. Mimo tego, że Usyk także nie bije mocno. Jest to techniczny bokser, ale jeśli trafisz w punkt, możesz wstrząsnąć każdym rywalem. W każdym razie jeśli Usyk będzie znacznie mobilniejszy, to wypyka Tysona i go oszuka. Fury jest bardzo niewygodny, bo wiesza się na przeciwniku i męczy go swoimi gabarytami, ale szybki Usyk nie da mu się łatwo klinczować.
Pamiętamy przebieg pierwszej walki, gdy Usyk miał już Fury'ego na krawędzi nokautu. Nie pojedynczą bombą, ale kumulacją ciosów miał Brytyjczyka na widelcu.
- Jeśli zadajesz wiele ciosów, na sporej intensywności, to zamęczasz rywala i w końcu przychodzi taki moment, że widzisz tego efekt. Walczyłem z prawdziwymi ciężkimi i sam widziałeś, że robiłem robotę ilością ciosów. Męczysz, męczysz, ciosy się kumulują, a w późniejszych rundach jest nagroda. Twój rywal je odczuwa, wysiada mu kondycja i generalnie wszystko się ulatnia.
Taki pięściarz jak ty, mniejszej postury, który musiał pokazać dużo atutów na tle dryblasów wagi ciężkiej, jeszcze bardziej sympatyzuje z kimś takim, jak Usyk, który robi porządek w królewskiej dywizji?
- Jasne. Ma wokół siebie mądrych ludzi, zwłaszcza trenera i mądrze ustawiają taktykę na walki. Najważniejsze dla nich jest to, by Usyk nie stał w miejscu, cały czas zmieniał pozycję, a wtedy może rozwinąć swoje szerokie umiejętności.
W sztabie Ukraińca jest także prof. Jakub Chycki, którego sam świetnie znasz.
- Oczywiście, że jest to bardzo potrzebne. Dzisiaj witaminy i codzienne badania, jak to robił ze mną, czyli sprawdzanie wszystkich parametrów i poziomu zmęczenia, daje super rezultat. Człowiek wie, jak pracować ciężko, by jednocześnie się nie zajechać. W sporcie, zwłaszcza na takim poziomie, taki monitoring organizmu jest podstawą.
- Mnie zawsze interesuje aspekt sportowy. Wchodzę do klatki lub ringu zawsze po to, by pokazać się kibicom z jak najlepszej strony. To oni kupują bilety i dostęp pay-per-view, więc szanuję ich wydatek. Tak zawsze robiłem i to się nie zmieni. A to, że mnie jeszcze chce się walczyć, to mi się chce i mam do tego prawo. Ja nie muszę tego robić, pieniędzy nie potraciłem, ale jeszcze mam ochotę funkcjonować w sporcie
~ Tomasz Adamek
"Mr Chycki", jak nieraz zwracasz się do Kuby, jest dużą wartością dodaną?
- Jasne, mocno pilnuje przygotowania fizycznego. Z nim trzeba ciężko pracować, ale później kondycja zawsze jest. W Ameryce nie wszyscy, ale część chłopaków też ma swoich ludzi od takiego przygotowania, które jest w pełni monitorowane. Jeśli chcesz pracować sam, to oczywiście też to zrobisz, ja ostatnimi czasy sam robiłem przygotowania i kondycję miałem wyśmienitą, ale wtedy wszystko zależy od tego, jak się prowadzisz. Bo jeśli przyjeżdżasz na obóz z nadwagą, to najpierw musisz to wszystko gubić. Już jesteś tym zmęczony, a czas ucieka. Gdy jednak między walkami nie robisz z siebie miśka, tylko przyjeżdżasz szczupły, to od razu startujesz z właściwym, ośmio- lub dziesięciotygodniowym obozem. Wtedy dużo łatwiej o wypracowanie dobrej formy, toczysz lepsze sparingi i w ogóle cała praca jest efektywniejsza.
Na tobie co robi największe wrażenie w repertuarze broniącego tytułu i niepokonanego Usyka?
- Jest lotny i ciężko go trafić. Wiadomo przecież, że nie ma warunków fizycznych, by stanąć na środku ringu i prać się z tymi największymi. Musisz walczyć sprytem i najlepszy boks na tym polega. To jest sztuka walki, a nie bijatyka.
Temat płci rywalki Julii Szeremety znów gorący. Oto co znajduje się w dowodzie osobistym Lin Yu-ting
Dołożyłbym jeszcze mental Usyka. Fury już tyle się nagadał, zwłaszcza przed pierwszą walką, próbując wymyślnie obrazić "królika z Ukrainy", a ten z uśmiechem przyjmuje wszystkie zaczepki i obelgi.
- Trafia na gościa opanowanego i silnego psychicznie. Jeśli masz te atuty, wtedy się uśmiechasz, bo po tobie taka gadka spływa. Poniekąd jest to normalne, że dla niektórych zawodników takie zachowanie, gdy komuś ubliżają, jest częścią ich repertuaru podczas promowania pojedynków. Osobiście nigdy na to nie patrzyłem, nie brałem tego do siebie. Robota do wykonania jest w ringu, tam trzeba pokazać swoje atuty. Jeśli masz mocną psychikę, to słowa nic nie mogą ci zrobić. Gadaniem jeszcze nikt nie wygrał. Trzeba wejść między liny i tam pokazać swoją klasę.
Doszły cię słuchy, że na konwencji WBC w Hamburgu polska strona wywalczyły dwa mistrzowskie pojedynki o pasy w wersji interim?
- Tak, słyszałem.
W wadze junior ciężkiej o tymczasowy tytuł walczył będzie Michał Cieślak, a w kategorii bridger dojdzie do polsko-polskiej batalii, pierwszej takiej w historii boksu zawodowego, pomiędzy Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem i Adamem Balskim.
- To bardzo dobrze, że takie walki zostały załatwione. Nie jest to łatwe. Trzeba być poukładanym w federacjach, w tym przypadku w WBC, żeby dostać takie walki. Jeszcze pomiędzy dwójką Polaków. Chłopaki czekają na takie pojedynki, bo przecież nikt nie ukrywa, że walczy się dla pieniędzy. Nie walczysz dla idei, tak? A mają taką szansę i możliwość, więc jak najbardziej to mi się podoba. Życzę im powodzenia i dobrych walk, bo przecież kibice czekają na wojowników i ringowe wojny.
O rywala Cieślaka, czyli Yamila Alberto Peraltę nawet cię nie pytam, ale jeśli chodzi o "wojnę polsko-polską", jakie masz przypuszczenia? Więcej szans dajesz weteranowi 43-letniemu Włodarczykowi, czy bardziej faworyzujesz młodszego Balskiego?
- Nie chciałbym tak bardzo oceniać, na pewno ring wszystko zweryfikuje. Krzysiek jest wolniejszy, ale ma uderzenie. Z kolei Adam pewnie będzie chciał punktować, ale jeśli jeden z nich się odkryje i mocniej trafi, to może być różnie. Zawsze życzę rodakom powodzenia i dobrej walki, bo to jest najważniejsze.
Dla "Diablo" to pewnie ostatnia szansa, z kolei Adam dopiero w wieku 34 lat doczekał się tak dużego pojedynku w karierze. Zatem należy się spodziewać, że wejdzie do ringu niezwykle zmotywowany.
- Adam trenował z nami, sparowałem z nim. Jest to ambitny chłopak. Teraz pytanie, jak zachowa się, gdy dojdzie presja w pojedynku o stawkę. Zobaczymy jaką ma psychikę i czy sobie z tą rzeczywistością poradzi. Zawsze można wiele gadać, a ring jest najlepszą weryfikacją.
Kilka minut temu powiedziałeś to, co powtarzasz bardzo często, że walczy się dla pieniędzy. Znowu oberwało ci się od Martina Lewandowskiego, współwłaściciela KSW, który w wywiadzie dla Interii mówi, że owszem, każdy robi to w dużej mierze dla kasy, ale...
- ...nie w dużej mierze. To jest takie czcze gadanie. Każdy sportowiec robi to dla kasy, a to jest moja praca. Przecież wiadomo, że nie wchodzę dziś do ringu po to tylko, by pokazać się kibicom i iść do domu. Ja tym całe życie zarabiałem na moje życie, rodzinę i przyszłość. Chyba tylko głupi by tego nie zrozumiał.
Lewandowski odnosi się do tego, że wybrałeś łatwe pieniądze idąc do freak-fightów, kładąc na szali swoje wielkie nazwisko i duże sukcesy.
- To jest głupie gadanie. Bo jeśli jestem zdrowy, świetnie się czuję, a głowa pracuje, to dlaczego mam siedzieć w domu i nic nie robić? To co, mam siąść przed telewizorem, zajadać dobre jedzenie i wtedy wszyscy będą zadowoleni? A może powinienem robić coś jeszcze innego? Ruszam się, biegam, teraz oddzwaniam do ciebie tuż po wyjściu z sauny. Jestem cały czas w dobrej dyspozycji, to dlaczego mam marnować czas i nie wejść do ringu czy klatki? A czy to Fame, czy coś innego? Ja na to nie patrzę, czy tam sobie ubliżają lub robią jakieś wybryki. Mnie to nie interesuje. Mnie zawsze interesuje aspekt sportowy. Wchodzę do klatki lub ringu zawsze po to, by pokazać się kibicom z jak najlepszej strony. To oni kupują bilety i dostęp pay-per-view, więc szanuję ich wydatek. Tak zawsze robiłem i to się nie zmieni. A to, że mnie jeszcze chce się walczyć, to mi się chce i mam do tego prawo. Ja nie muszę tego robić, pieniędzy nie potraciłem, ale jeszcze mam ochotę funkcjonować w sporcie. Mogę wejść do ringu i walczyć.
- Mamed sprzedał galę, a ja nie? To niech zrobi Mamedowi walkę w boksie z kimkolwiek i zobaczymy, ile sprzedadzą biletów (śmiech). Mówię, plan nie poszedł po ich myśli, dlatego - powiem brzydko - był wkur***. I wygląda na to, że chyba dalej jest
~ Tomasz Adamek
Odnośnie tego, że dla KSW wystąpiłeś tylko na jednej gali, tocząc wygrany pojedynek z Mamedem Chalidowem, Lewandowski mówi Interii tak: "Nie mam żadnego poczucia straty. Zrobiliśmy razem jedną walkę. Zaproponowałem mu ponowienie kontraktu. Na moich warunkach. Stwierdził, że woli się pobawić niż powalczyć. Poszedł w formę rozrywki. Myślę, że na tym stracił. Ubrudził sobie nazwisko najbardziej utytułowanego polskiego boksera".
- To jest nieprawda. Mówię ci od razu, że to jest nieprawda. Nie było tam żadnej propozycji. Bo gdyby była propozycja, to byśmy... A jak w ogóle wzięliśmy tę walkę? Moje sprawy prowadził Mati (Mateusz Borek - przyp.). Miałem wtedy walczyć na FAME, a że odezwało się KSW i zaproponowali dobre pieniądze, to Fame zgodziło się poczekać na mnie z późniejszą datą. I dzięki temu wskoczyliśmy na walkę z Mamedem. I to wszystko, tak doszło do tej jednej walki. A jeśli on twierdzi, że później była jakaś propozycja, a ja jej nie wziąłem, jest to nieprawdą. Niczego takiego nie było.
Czyli mamy dwugłos w sprawie.
- Mnie się wydaje, a jest to moje odczucie, że Martin pewnie myślał tak: "Adamek już na emeryturze, pieniądze zarobił, przyjedzie pobawić się z Chalidowem, przegra walkę, zabierze pieniądze i pojedzie do domu". Ale Adamek nikogo nie lekceważy. Siedziałem osiem tygodni na obozie w Świeradowie-Zdroju. Przyjechałem w dobrej formie i wygrałem łatwo, bo dla mnie to była łatwa walka. Po czym pojechałem do domu. Im to po prostu nie poszło po myśli.
Myślisz, że też stąd biorą się wypowiedzi, że to Mamed sprzedał waszą galę, a nie ty?
- Tak. To niech zrobi Mamedowi walkę w boksie z kimkolwiek i zobaczymy, ile sprzedadzą biletów (śmiech). Mówię, plan nie poszedł po ich myśli, dlatego - powiem brzydko - był wkur***. I wygląda na to, że chyba dalej jest.
A gdyby jednak pojawiła się na stole propozycja rewanżu z Chalidowowi, to byłbyś skłonny, czy biorąc to wszystko pod uwagę już nie masz ochoty?
- Oczywiście, że tak. Ja zawsze jestem do dyspozycji, nie ma problemu. Tu musi być tylko dobry kontrakt, mój adwokat Stanisław Skrzyński zawsze prowadził moje sprawy i prowadzi je nadal. Ja zawsze się dogadam, bo jestem normalny facet.
To jeszcze wątek świąteczny, a może bardziej kulinarny. Masz jakieś swoje popisowe numery, gdy idzie o przygotowania na wigilijny stół?
- Wiadomo, że coś tam zawsze pomagam. Nauczony jestem robić w kuchni, jestem z domu gdzie miałem mamę i cztery siostry, więc potrafię upiec drożdżowe ciasto, zrobię też sałatki. W domu również sprzątam, u mnie to normalne. Cały czas robię w domu. Żona jedzie do pracy, a ja zostaję, więc co trzeba, to ogarnę.
Jakie masz ulubione dania na wieczerzę? Ja uwielbiam barszcz z uszkami z grzybami.
- No pewnie, barszcz z uszkami, Dorota zawsze robi też grzybową. Co jeszcze? Karpia tu nie mamy, ale zawsze jest jakaś rybka.
A pierożki nie?
- No jak nie, oczywiście! Pierożki pyszne, z kapustą. Tutaj, w polskim sklepie, zawsze zamawiamy i mamy taką wigilię, jak w Polsce.
Wigilia będzie u ciebie w domu w Kearny?
- Tak jest. Pewnie przyjdzie szwagierka, czyli Doroty siostra. Moja jedna córka, druga, wnuczka. A w lutym po raz drugi będzie dziadkiem.
Gratulacje.
- Dziękuję, już blisko rozwiązania. Oby pan Bóg dał, żeby wszystko dobrze się skończyło. I dalej żyjemy, byle do przodu.
Chciałbyś coś przekazać kibicom?
- Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia, dobrej kolędy i szczęśliwego Nowego Roku.
A twoje zamiary na przyszły rok?
- Na pewno coś powalczymy, myślę że w okolicach wiosny. Takie są plany, ale jeszcze bez konkretów.