Polski bokser mistrzem świata? Zapadła spektakularna decyzja. "Coś niesamowitego"
- Gdy przychodzi kolejna walka tej rangi, coś niesamowitego dzieje się z moim nastawieniem. Wstępują we mnie dodatkowe moce. Nawet nie potrafię tego opisać słowami. To trzeba samemu przeżyć i poczuć na własnej skórze - mówi w rozmowie z Interią Michał Cieślak, czołowy polski pięściarz, który w Hamburgu poznał kapitalne dla siebie rozstrzygnięcie. 35-latek zmierzy się z Argentyńczykiem Yamilem Peraltą, a stawką walki będzie tytuł mistrza świata interim federacji WBC w kategorii junior ciężkiej.
Artur Gac, Interia: Byłeś w Hamburgu wraz ze swoim promotorem i kolegami z grupy. Od początku wiedziałeś, że na konwencji federacji WBC trzeba już tylko postawić kropkę nad "i"?
Michał Cieślak, pretendent do pasa WBC: - Do końca rozgrywały się ostatnie układanki. Ta ostatnia kropka nad "i" stanęła w środę, dzięki czemu mamy ostateczne potwierdzenia. Teraz trzeba tylko czekać na datę pojedynku. Federacja, jeśli chodzi o jej szefa Mauricio Sulaimana, jest z wszystkim na tak.
Sytuacja na szczycie twojej kategorii wagowej w organizacji WBC już długo była mocno skomplikowana. A szyki na ostatniej prostej mógł wam pokrzyżować jeszcze Badou Jack, który też osobiście pojawił się w Hamburgu.
- O tak, na pewno. Nie pomogło także to, że w sobotę Yamil Peralta zremisował z Ryanem Rozickim. To dodatkowo utrudniło nam zadanie, bo gdyby tamten pojedynek miał zwycięzcę, to jeden z nich od razu zostałby mistrzem świata, drugi by odpadł, a ja z automatu wskoczyłbym na pozycję numer jeden. A tak trzeba było mierzyć się z dodatkowym utrudnieniem.
Trochę umiejętności dyplomatycznych i znajomości na pewno pomogło osiągnąć cel.
- Z pewnością. Dlatego bardzo dziękuję grupie KnockOut Promotions, panu Andrzejowi Wasilewskiemu i Jackowi Szelągowskiemu. Robią bardzo mocną i skuteczną robotę.
Czyli widziałeś od kuchni, ile gimnastyki to wszystko wymaga?
- Mnóstwo roboty, naprawdę ciężkiej roboty. Kupę czasu trzeba spędzić na rozmowach i negocjacjach, na czym się znają, a tego nie widać w mediach ani na pierwszy rzut oka. To jest duża batalia, która toczy się poza ringiem. Należy im się pełen szacunek.
Powiedz, przede wszystkim, jak ty się z tym czujesz? Wszak niestrudzenie dążyłeś znów do tej wielkiej walki w swojej karierze.
- To bardzo fajne uczucie. Jestem niesamowicie zadowolony, od poniedziałku wracam na salę i już zaczynam trenować. Teraz jestem ciekawy i będę nasłuchiwał, kiedy pojawi się termin tej walki.
Póki co nie słyszałeś o roboczej dacie?
- W ogóle nie. To jest zbyt świeża sprawa. W tej chwili bardzo się cieszę z tego, co jest, czyli walka o pas jest "klepnięta" i mam potwierdzonego przeciwnika. Jeszcze dzień wcześniej, gdy rozmawialiśmy z Sulaimanem, powiedział nam, że to wydarzy się na 99 procent. A następnego dnia zniknął ostatni procent niepewności.
Tobie motywacji i zacięcia do ciężkiej pracy nigdy nie brakowało, nawet gdy ciało niedomagało z powodu kontuzji. Rozumiem, że gdy po raz kolejny w karierze pojawia się walka tego kalibru, wchodzisz w tryb treningowego terminatora?
- Powiem ci, że to jest aż ciężkie do opisania. Wiadomo, do treningu nigdy nie trzeba było mnie motywować. Wprawdzie za sobą mam już dwie walki mistrzowskie, ale gdy przychodzi kolejna tej rangi, coś niesamowitego dzieje się z moim nastawieniem. Z każdym kolejnym treningiem będę nakręcony coraz bardziej, wchodząc w tryb powyżej stu procent. Wstępują we mnie jakieś dodatkowe moce i czuję, jak z moją głową i całym ciałem dzieją się rzeczy nie do opisania. Nawet nie potrafię tego określić słowami. To trzeba samemu przeżyć, żeby poczuć na własnej skórze.
- W moim przypadku "eksplozja" zaczyna się od momentu ważenia. Pewnie pamiętasz tę ceremonię, gdy walczyłem w Anglii i co tam się działo. Jeśli to miałoby się powtórzyć, to znów w tej samej chwili przejdą mnie ciarki. I wtedy machina rusza. Człowiek czuje inne nastawienie w każdej minucie
~ Michał Cieślak
To będzie twoja trzecia szansa na zdobycie mistrzowskiego pasa...
- Ja mistrzowski pas już trzymałem w Hamburgu. A konkretnie to nowe trofeum, które wkrótce trafi do zwycięzcy rewanżu Usyk - Fury. Miałem okazję przyzwyczaić się do nowego projektu pasa, więc teraz będę ciężko pracował na swój i z niecierpliwością go wyczekiwał.
Zawsze dużo zieleni widniało na pasach WBC, a teraz widzę odmienioną kolorystykę.
- To fakt, ale pas prezentuje się naprawdę bardzo efektownie. Wykonany jest ze skóry aligatora, widnieją na nim jego kły, a ten dla Usyka lub Fury'ego będzie upamiętniał walkę Muhammada Alego w Kinszasie.
Po dwóch poprzednich walkach mistrzowskich było jasne, że będziesz próbował dalej. Czy jednak teraz, w wieku 35 lat, masz poczucie, że to prawdopodobnie ostatnia szansa na sukces życia?
- Wiesz, postanowiłem sobie, że teraz nie będę na siebie narzucał tego rodzaju dodatkowego obciążenia. W związku z tym nie mam zamiaru tak o tym myśleć, w tych kategoriach. Owszem, wiekowo jestem sportowcem dojrzałym, ale ten PESEL sprawia także, że jestem mocno doświadczony i mam spory bagaż różnych przeżyć w ringu. Za mną są dwie walki mistrzowskie, sporo z nich wyciągnąłem i uważam, że odrobiłem te lekcje, więc jeśli nie teraz, to kiedy? W najgorszym razie, gdybym nie osiągnął celu, zrozumiem, że najwidoczniej nie jest mi to pisane. Niemniej nastawiam się na bardzo dobrą zabawę i pójdę po swoje, czyli zdobyć pas. Obecnie jestem w trakcie wykańczania swojego domu i zrobię wszystko, by pas wylądował w specjalnym miejscu, które już mam przygotowane.
W którym momencie, przy pojedynkach o tytuł mistrza świata, zaczynasz łapać największe emocje i czujesz, że udziela się wyjątkowość wydarzenia i rangi walki?
- W moim przypadku "eksplozja" zaczyna się od momentu ważenia. Pewnie pamiętasz tę ceremonię, gdy walczyłem w Anglii i co tam się działo. Jeśli to miałoby się powtórzyć, to znów w tej samej chwili przejdą mnie ciarki. I wtedy machina rusza. Człowiek czuje inne nastawienie w każdej minucie, gdy jest się samemu w pokoju, przebywając ze swoimi myślami, a później od rana w dniu walki. To są emocje, potężne emocje. Nigdy nie ściemniałem, gdy mówiłem, że do każdej swojej walki przygotowywałem się tak, jakby to był pojedynek o pas. Jednak wiadomo, że w momencie, gdy ten pas realnie się pojawia i staje się już namacalny, wówczas wkręcam się w tryb nieporównywalny do niczego. A na końcu te ostatnie momenty przed walką, gdy wkraczasz do ringu, a po chwili grają ci hymn narodowy... Po raz trzeci będą spełniały się moje najskrytsze marzenia. Powtórzę się, ale jestem bardzo wdzięczny całemu mojemu teamowi, rodzinie i mojej Patrycji, że jest przy mnie i cały czas mnie wspiera. Ta dobra energia ludzi z najbliższego otoczenia zawsze pomaga i liczę, że tym razem złoży się na wynik, do którego będę dążył. Mam wyjść do ringu i wygrać z Peraltą.
Ależ to powiedziałeś! Mam ten przywilej, że słyszę twoje słowa w telefonie, a mówisz to wszystko kipiąc energią.
- No tak, już czuję, że znów jestem w miejscu, którego ponownie pragnąłem.
W Hamburgu twoja grupa upiekła dwie pieczenie na jednym ruszcie, bo odbędzie się niespotykany wcześniej polsko-polski pojedynek o pas WBC interim w kategorii bridger. Krzysztof "Diablo" Włodarczyk zmierzy się z Adamem Balskim. Jak zapatrujesz się na tę konfrontację?
- Szkoda, że zmierzy się dwóch Polaków, bo jeden będzie musiał przegrać. Jednocześnie druga strona medalu jest taka, że pas na pewno zostanie przy naszym zawodniku. Fajnie dla Adama, bo doczekał się pierwszej walki o pas, a także fajnie dla Włodarczyka, bo jest to zwieńczenie jego kariery, jako że pewnie jest już bliżej końca. I fajnie także dla kibiców, bo z tego, co się orientuję, ta walka na pewno odbędzie się w Polsce. Dla porównania, z moją nie ma takiej pewności.
Z którymś z chłopaków bardziej sympatyzujesz? Masz swojego faworyta?
- Myślę, że jednak wygra młodość, głód walki i zwycięstwa. Tak mi się wydaje.
Czyli Adam Balski?
- Tak. Wiadomo, że Krzysiek jest zawodnikiem bardzo doświadczonym i bardzo dobrze wyszkolonym technicznie, ale jeśli chodzi o inne kwestie, to one będą mocno działały na korzyść Adama. Przed nim pierwsza walka o pas, upragniona szansa na zdobycie trofeum... A do tego jest młodszy, agresywny, nie boi się wymiany, bo jeszcze nie przyjął tak wielu ciosów. Myślę, że pójdzie na żywioł i to może mu dać zwycięstwo, choć także jest niebezpieczeństwo, że może go zgubić. Zobaczymy, na pewno będzie ciekawie.
Rozmawiał: Artur Gac