Lin Yu-ting doświadcza tego, co wielu innych sportowców z całego świata. Zwłaszcza tych, którzy nie są murowanymi faworytami do medali na igrzyskach olimpijskich, nie mówiąc już o sportowcach, na których nikt nie stawiał. To dlatego Tajwanka dzisiaj ma jedno z najgorętszych nazwisk w swojej ojczyźnie. Zresztą identyczna sytuacja dotyczy Julii Szeremety, która przegrała z tą zawodniczką finał w Paryżu w kat. 57 kg. Srebro wywalczone przez Polkę przerosło najśmielsze oczekiwania wszystkich, a w ciągu kilku miesięcy osiągnęła takie szczyty popularności w ojczyźnie, że jej nazwisko zaczęło górować nad Robertem Lewandowskim i Igą Świątek. Fatalne przypuszczenia ws. finałowej rywalki Julii Szeremety. Dziennikarz o Lin Yu-ting W całym pięknie sportu czyhają także pułapki, a czasami pojawiają się także ponure kwestie, które zaczynają z niezwykłą siłą ogniskować uwagę opinii publicznej. I tak jest w przypadku Lin Yu-ting, którą przez pryzmat wizualnych odczuć, domniemań i hipotez zaczęto, mimo braku twardych dowodów, odzierać z kobiecości. Sprawa niezwykle rezonowała, wszak wszystko działo się na imprezie sportowej, na którą zwrócone są oczy całego świata. Radykalnie uderzali nie tylko niektórzy polscy politycy, ale także ówczesny kandydat na prezydenta, a dziś już zwycięzca wyborów w Stanach Zjednoczonych Donald Trump. Tajwanka znalazła się w położeniu nie do pozazdroszczenia, które mentalnie mogłoby złamać absolutnie każdego. Wydaje się, że otoczona mocnym wsparciem Lin Yu-ting najgorsze już przetrwała, choć ciągle trwa oczekiwanie na przeprowadzone podczas igrzysk wyniki badań, przy czym MKOl już wcześniej stanął w jej obronie, akcentując, że jest kobietą. Mistrzyni olimpijska miała jeszcze w planie wystąpić w finale Pucharu Świata w angielskim Sheffield, ale ostatecznie wycofała się z zawodów, rozgrywanych pod auspicjami federacji, która miała swój duży udział w rozpętaniu piekła. Mowa o IBA, zarządzanej przez Rosjanina Umara Kremlowa, której nie uznaje Międzynarodowy Komitet Olimpijski. I tego dotyczy cała batalia o to, czy boks utrzyma swoje miejsce w programie igrzysk. Znów głośno o rywalce Julii Szeremety. Lin Yu-ting przerywa milczenie, wymowna reakcja Założenie, że pewnego dnia Yu-ting, przystępując do jakichkolwiek zawodów, będzie miała w pełni spokojną głowę, bo wokół nikt nie będzie kontestował jej płci, jest być może nazbyt optymistyczne. Tak uważa dziennikarz Zhong Dongying, który w swoim materiale poświęconym Tajwance napisał bardzo wymowne, jedno zdanie. W innym miejscu dodał: "Godna pochwały jest jej wytrwałość, a dużą odpornością psychiczną jest w stanie znieść presję z całego świata". Tu jednak od razu pospieszył z wypowiedzią samej pięściarki, która odniosła się do tzw. tożsamości płciowej, mającej już mnóstwo opracowań w literaturze. Lin Yu-ting stwierdziła wprost, że nigdy nie zmagała się z innym postrzeganiem własnej płci, a na dowód tych słów odniosła się do... dowodu osobistego. - Mój dowód osobisty zaczyna się od cyfry 2, więc nie myślę o tym i nie mówię, że chcę coś zmienić. Niezależnie od płci, najważniejsze jest, aby stać się tym, kim lubisz i z czym czujesz się komfortowo. A także nie pozwolić, aby zatracić się w oczach innych - przekazała swoją dewizę. Interia potwierdziła w odpowiednim departamencie, że w numerze dowodu osobistego na Tajwanie, w polskim odpowiedniku numeru PESEL, cyfra "2" wskazuje na określoną płeć osoby, czyli dokładnie oznacza kobietę. Przy okazji przypomniano, że Tajwanka postawiła na sporty walki dlatego, iż wychowywała się w domu, w którym obecna była przemoc. A ona pragnęła uchronić swoją mamę. - Nauka umiejętności bokserskich nie polega na znęcaniu się nad innymi, ale na ochronie ludzi, których kocham. Boks nauczył mnie także pokory wobec wszystkich i wszystkiego - powiedziała bohaterka z Paryża, cytowana przez nownews.com.