Oszustwo i śmierć. Bułgarski bokser Stanczow nie żyje
Kilka godzin po informacji o śmierci Isusa Weliczkowa (0-5) w albańskim ringu w zagadkowej sprawie nastąpił szokujący zwrot. Okazało się, że bokserem, który poniósł w sobotę śmierć na gali w Szkodrze, nie jest Weliczkow, tylko Borys Stanczow, który podszywał się pod swojego kuzyna.
Stanczow użył licencji Weliczkowa i jego dokumentacji medycznej, by wystąpić na sobotniej gali.
Nikt nie zauważył lub nie chciał zauważyć mistyfikacji, która zakończyła się tragedią. Co więcej, Weliczkow przyznał, że jego licencja była używana przez Stanczowa od roku, więc komisje, które dopuszczały do walk, w jakich brał udział Stanczow, dopuściły się serii karygodnych niedopatrzeń.
Przypomnijmy, że rywalizujący w wadze piórkowej ''Weliczkow'' (Stanczow) walczył feralnego dnia z Albańczykiem Arditem Murją (4-1, 2 KO). Do pewnego momentu pierwszej rundy wszystko wyglądało normalnie, aż nagle po niegroźnie wyglądających lewym prostym i prawym na korpus Bułgar stanął, a następnie zatoczył się na liny.
Niestety nagranie z walki nie wyjaśnia, co stało się chwilę przed śmiercią, która nastąpiła w ringu niedługo po wyżej wymienionej sytuacji, mimo wysiłków personelu medycznego.
Mówi się, że przyczyną zgonu był prawdopodobnie zawał serca, pojawiają się też plotki o problemach z ''robieniem wagi'' i ciosach, jakie miał otrzymać Stanczow, gdy zawisł na linach. Z pewnością cała sprawa będzie w najbliższym czasie przedmiotem poważnego dochodzenia.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje