Mistrza im nikt nie zabierze!
Miał być pasjonujący pościg Legii za wielką Wisłą, ale podopieczni Jana Urbana zostali w blokach startowych. Nie wykorzystali potknięcia w Kielcach "Białej Gwiazdy", bo sami wywrócili się w Grodzisku Wlkp.

Zamiast zmniejszyć przewagę do Wisły do ośmiu punktów Legia zwiększyła ją do 11. Ale nie to jest najgorsze dla warszawian. Martwić, a nawet zatrważać powinien beznamiętny styl gry ekipy Jana Urbana. Druga połowa bez jednej składnej akcji, więc co tu mówić o stworzeniu sytuacji? Jedyne zagrożenie pod bramką Sebastiana Przyrowskiego stworzył ... stoper Groclinu, który podał piłkę pod nogi Bartłomieja Grzelaka, ale ten kopnął niezdarnie.
Wielka akcja przygotowania połączona z wyjazdami do ciepłych krajów, mocnymi sparingpartnerami wzięła w łeb. Na to przynajmniej wygląda.
Legia nie poległa na całej linii. Z klasą zachował się jej trener ("Całość winy biorę na siebie"), a i kibice transparentem w sprawie dramatu Kosowa pokazali, że interesują się też sprawami nieco wyższej wagi, niż futbol. To samo zdanie w sprawie oderwanej Serbom prowincji mają też fani Cracovii i Widzewa, którzy napisali "Kosovo je Srbija".
Wisła może śmiało przymierzać koronę i budować pakę na eliminację do Ligi Mistrzów. Tak olbrzymia przewaga na 12 meczów przed końcem sezonu pozwala jej na komfort 4 porażek, bądź sześciu nawet remisów. Na razie "Biała Gwiazda" jest niepokonana. - I dobrze nam z tym. Chcielibyśmy taki stan utrzymać do końca maja - uśmiecha się Maciej Skorża.
Jedno zwycięstwo w Zabrzu o niczym nie przesądza, ale czyżby "Franzowi" Smudzie wyszły wreszcie zimowe przygotowania? Gdyby się okazało, że tak, to Lech może śmiało zaatakować pozycję wicemistrza Polski. Jego kibice, tłumnie odwiedzający stadiony, zasłużyli na grę o wysoką stawkę w Puchrze UEFA.
Smutne jest to, że w całych meczach naszych eksportowych drużyn - Wisły, Legii i Lecha działo się mniej, niż w ostanim kwadransie starcia Newcastle - Manchester United.
Dlatego ciągle aktualne jest powiedzenie Oresta Lenczyka: "Trenerzy najczęściej ładują akumulatory piłkarzom do tego stopnia, że później na wiosnę nie mogą rozpoznać drużyny". Akurat zawodnicy PGE/GKS-u Bełchatów poruszali się żwawo po boisku w Lubinie. Przegrali, ale sytuacji groźnych stworzyli znacznie więcej, niż ustępujący powoli mistrz Polski.
Bohaterem 18. kolejki Orange Ekstraklasy można uznać Adama Kokoszkę. Po jesieni spędzonej na ławce u trenera Skorży zagrał na "nie swojej" prawej obronie. Zawalił gola, fakt. Zamiast gonić Pawła Sobolewskiego wdał się w wymachiwanie do sędziego liniowego, by pokazał spalonego. Później "Kokos" miał już same udane zagrania. Strzelił piękną bramkę z trudnej piłki, ofiarnym wślizgiem przyjął na ciało groźne uderzenie piłkarza Korony. Stawia na Adama Leo, najwyższa pora by regularnie robił to i Maciej!
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje