Przedwojenna moda na skoki. Rekordy w zimowej stolicy Polski
Skoki z czarno-białych fotografii pomimo swoich długości były jeszcze bardziej magiczne i brawurowe niż współcześnie. Zanim na Wielkiej Krokwi przekroczono granicę stu metrów, skocznia zdążyła już zestarzeć się do prawie 40 lat. Dwudziestolecie międzywojenne obfitowało jednak w mistrzowskie próby, które zapisały się w kronikach sportowych i tworzą dziś historię dyscypliny.
Zanim Zakopane zyskało przydomek zimowej stolicy Polski, miejscowość cieszyła się raczej przydomkiem letniego jej odpowiednika, a przy tym była popularnym ośrodkiem uzdrowiskowym. Z czasem pod Giewontem zaczął rozwijać się sport na coraz szerszą skalę. Zakopane było dostrzegalne jako miejsce nierozerwalnie kojarzące się z narciarstwem. W 1925 roku powstała Wielka Krokiew, a dwudziestolecie międzywojenne obfitowało w takie wydarzenia jak mistrzostwa świata FIS w 1929 i 1939 roku.
Być może bardziej spektakularne wydają się próby zawodników lądujących na wypłaszczeniu skoczni, którzy przesuwają kolejne granice ludzkich możliwości. W latach dwudziestych i trzydziestych wpisani na listę rekordzistów Wielkiej Krokwi musieli być jeszcze bardziej odważni.
Nowa skocznia w Zakopanem w swoim zamyśle miała być nadzieją dla sportowego rozwoju młodzieży, ale również szansą dla samego wtedy już miasta. Pierwsze zawody w jej historii wyłoniły jednocześnie pierwszego rekordzistę obiektu, jak autora najdłuższego skoku w Polsce.
Stanisław Gąsienica-Sieczka na liście rekordów zapisał się trzykrotnie. Pierwszy raz w marcu 1925 roku, kiedy podczas deszczowego pokazu możliwości nowej skoczni skoczył 36 metrów. Stolarz i miłośnik narciarstwa wkrótce poprawił swój wynik o trzy metry. W jego oczach od dziecka pojawiała się iskra na myśl o bieganiu lub skakaniu na nartach. Ta zaprowadziła go do występów na mistrzostwach świata oraz igrzyskach olimpijskich w szwajcarskim Sankt Moritz. Po raz trzeci zakopiańczyk został oficjalnym rekordzistą Polski w 1929 roku.
W rok po otwarciu skoczni na nowym obiekcie zasłynął inny skoczek. Wszechstronny narciarz Tadeusz Zaydel zanotował 40,5 m, a gdyby nie upadek poza konkursem, popisałby się próbą o dziewięć metrów dalszą. Występ młodego narciarza wcale nie był zresztą zdziwieniem dla obserwatorów poczynań polskich narciarzy. W 1924 roku Zaydel został bowiem wicemistrzem Polski na nieistniejącej już skoczni w Jaworzynce.
To właśnie w tej tatrzańskiej dolinie przed 101 laty powstała skocznia, która nie zyskała jednak dużej sławy. Jak donoszą dzisiaj zebrane materiały prasowe, konstrukcja została tak zaprojektowana, że skoczek wysoko wybijał się w powietrze. Strachu zawodnikom dodawał moment lądowania, który po wybiciu odbywał się niemal z pozycji pionowej.
1927 rok na Wielkiej Krokwi zdecydowanie należał do Józefa Lankosza, który zanotował kolejno rezultaty 47 oraz 49,5 m.
Ten zawodnik w swoim życiorysie ma wiele godnych uwagi wycinków. W czasie wojny lekarz, tuż przed nią sięgnął po tytuł mistrza Rumunii w narciarstwie zjazdowym. Jego rekordowe odległości zapisały się w kronikach jako ostatnie przed przebudową Krokwi, która była efektem nowej szansy na pokazanie się Zakopanego światu - Mistrzostw Świata Międzynarodowej Federacji Narciarskiej w 1929 roku.
Swoje zaszczytne miejsce w historii tego jednego z najbardziej rozpoznawalnych symboli dawnego i współczesnego Zakopanego, ma również Bronisław Czech. Zresztą to przy ulicy jego imienia mieści się dzisiaj Wielka Krokiew. To tu w 1928 roku utytułowany narciarz stanął na najwyższym stopniu podium, zdobywając swój pierwszy złoty medal mistrzostw kraju w skokach narciarskich. 61 m w drugiej serii zawodów dało mu jednocześnie nowy rekord skoczni. Rok później w pozakonkursowej serii mistrzostw świata zanotował 63 m.
10 lutego 1929 roku, czyli w dniu, kiedy rywalizowano na specjalnie przygotowanej dla widzów skoczni, temperatura sięgała do minus trzydziestu stopni. Tamtego dnia tabela rekordzistów przyjęła nazwiska czterech zawodników. Oprócz Czecha, który w samym konkursie zajął 10. miejsce, zanotować można skok Norwega Sigmunda Ruuda, który poza zawodami skoczył 71,5 m, ale zanotował upadek. To właśnie od sięgnął zresztą po mistrzowski tytuł, dzieląc podium z dwoma innymi sowimi rodakami.
Wynik Czecha wyrównał również poza konkursem Franciszek Cukier - mistrz i wicemistrz Polski w skokach. W pierwszym światowym czempionacie pod Giewontem zajął on 17. miejsce. Trzy metry dalej pofrunął jednak Stanisław Gąsienica-Sieczka, odbierając oficjalny rekord swoim rodakom.
Gąsienica-Sieczka nie dzielił sportowego życia pomiędzy inne dyscypliny. Jego domeną było przede wszystkim skakanie i to na nim się skupiał. Jako pierwszy rekordzista Wielkiej Krokwi w historii, znów mógł cieszyć się z powrotu na czoło tabeli. Jego wynik został poprawiony dopiero w 1932 roku przez słynnego Stanisława Marusarza.
Legendarny "Dziadek", który długo nie mógł rozstać się ze swoim ukochanym sportem, poprawił ten wynik przed wojną jeszcze raz. W 1934 roku wylądował na 74 metrze. Rekord Krokwi odebrał mu rok później Norweg Reidar Andersen. Od czterokrotnego olimpijczyka i wicemistrza świata skoczył dwa metry dalej. Tym samym został pierwszym zawodnikiem spoza Polski, który ustał rekordowy skok i zapisał się jako oficjalny rekordzista obiektu. Rekord Andersenowi odebrał stryjeczny brat Marusarza - Andrzej. Pobił go o zaledwie pół metra.
Zanim na kilka lat zawody sportowe przestały mieć znaczenie, a emocje wokół skoków na nartach umilkły na rzecz działań wojennych, w Zakopanem zorganizowano drugie mistrzostwa świata. Przyznano je polskiej stolicy Tatr na rok 1939.
Wydarzenie o tak wysokim rangą charakterze przyniosło dla miasta konkretne zmiany i pchnęło sportowy i turystyczny rozwój Zakopanego na kolejny poziom. Spuścizną tamtych mistrzostw jest między innymi kolejka na Gubałówkę i hotel na Kalatówkach.
Na zawody przyjechało prawie 500 zawodników, reprezentujących 14 państw. Wszystko pokrzyżować mogła bardziej listopadowa niż typowo zimowa pogoda, jak na luty przystało. W dniu konkursu skoków organizatorzy również nie mieli łatwego zadania. Zima powróciła, a zeskok pokrywał twardy śnieg, przypominający lód. Mimo wszystko wokół Wielkiej Krokwi zebrało się aż 30 tysięcy widzów, chcących zobaczyć odważnych mężczyzn, skaczących niczym w przepaść na nartach.
Tamtego dnia jako pierwszy rekord skoczni poprawił Josef Bradl - złoty medalista światowego czempionatu. Austriak, reprezentujący wówczas barwy III Rzeszy skoczył 80 m. Zapewne nie była to dla niego piorunująca odległość. Trzy lata wcześniej w Planicy jako pierwszy skoczek w historii pofrunął poza setny metr.
81,5 m chwilę potem zanotował Birger Ruud z Norwegii - mistrz olimpijski z Lake Placid i Garmisch-Partenkirchen. W pozakonkursowej próbie 85,5 m uzyskał jeden z ikonicznych polskich skoczków narciarskich - Jan Kula. Ten wynik był ostatnim przedwojennym rekordem pobitym na Wielkiej Krokwi.
Wyniki z lat dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia nie sprawiają już być może takiego wrażenia, ale stanowią historię zyskującej popularność dyscypliny. Dzisiaj lista wydłużyła się znacznie zarówno o nazwiska, jak i metry pokonywane w powietrzu. Zmienił się styl, zmieniły się narty i ubiór, ale niepohamowana chęć do latania coraz dalej wciąż pozostała.
Aleksandra Bazułka
Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje