Choroba polskiego sportu w dwóch aktach. Akt drugi, ostatni. Michał Bernardelli od lat związany jest ze sportem. Kiedyś sam wyczynowo uprawiał lekkoatletykę, poświęcając się bieganiu. Ostatecznie wybrał jednak karierę naukową. Dzisiaj spełnia się w roli Profesora SGH w Zakładzie Metod Probabilistycznych Instytutu Ekonometrii Kolegium Analiz Ekonomicznych. Niedawno głośno zrobiło się o jego żonie - Iwonie, która pomimo minimum nie otrzymała powołania na mistrzostwa Europy. Bernardelli w rozmowie z Interią przyznał, że założenie portalu "Afery Sportowe" nie do końca ma podłoże osobiste, choć gdzieś w środku emocji z pewnością nie brakuje. Chodzi tu już raczej o przyszłe pokolenia i całokształt polskiego sportu, bowiem źle dzieje się niemal we wszystkich federacjach. Pierwszą część artykułu przeczytasz TUTAJ.. Strach przed działaniem związku Co może być skutkiem słów wypowiedzianych na głos? W pewnych środowiskach można stracić naprawdę wiele, decydując się na chwilę szczerości. W przypadku, gdy chodzi o sport, strata może być tym większa, bowiem nierzadko mowa o jedynej szansie. "Jeśli jesteśmy już na tym etapie, że zawodnicy się boją, bo wiedzą, że ktoś może się zemścić, to jest to dowód na to, jaką władzę mają związki. W każdym przypadku pojawia się adnotacja, że decyduje ostatecznie zarząd" - powiedział Michał Bernardelli. Pytam, czy sam się nie boi. Może przecież zaszkodzić własnej żonie, która jest czołową polską maratonką. Otrzymuję odpowiedź w formie pytania - "czy może jeszcze być coś gorszego?". "Dlaczego nikt tego wcześniej nie zrobił? Próbowało kilka osób, ale oni wszyscy byli związani ze sportem w sposób zawodowy. Później okazywało się, że byli gorzej traktowani, bo wszystko jest uznaniowe. Ja nie jestem trenerem. Czy może to zaszkodzić mojej żonie? Może, ale co jeszcze może być gorszego. Nie pojechała na mistrzostwa świata, mając pięć razy wyrobione minimum. Nie pojechała na mistrzostwa Europy. Trzeba tu przyznać, że była to jedyna szansa na zdobycie medalu w drużynie i indywidualnie, bo poziom był słaby. Może nie dostanie suplementacji? Odkąd pojechała na igrzyska w Rio de Janeiro i zajęła 21. miejsce, to nigdy nie dostawała suplementacji. Nie otrzyma pieniędzy na zgrupowania? Od wielu lat sama lub z pomocą sponsorów finansuje sobie zgrupowania. Jedyne czego można się obawiać to tego, że nie wystąpi na igrzyskach olimpijskich. O powołaniach decyduje na szczęście PKOl. Ja wiem o tym, że moja żona już na tym nie zyska. Może opinia publiczna i media wymogą na związkach, aby zasady były transparentne" - przyznał założyciel portalu. Czytaj też: Biegaczka punktuje PZLA. W kadrze zabrakło dla niej miejsca "Skoro zawodnicy się boją, oznacza to autorytarne zarządzenie, a nie współczesną demokrację" - słyszę wreszcie. "Dyskryminacja jest łamaniem prawa" Bernardelli zauważa, że w polskich federacjach wciąż zasiadają osoby, które pracowały tam jeszcze w czasach komunizmu, a potem wyuczyły nowe kadry. Jego zdaniem łamanie prawa jest na porządku dziennym, ale wewnątrz nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Czy można komuś, kto prezentuje wysokie wyniki sportowe odmówić szkolenia lub wyjazdu na imprezę mistrzowską ze względu na wiek? W Polsce okazuje się, że można. "Dyskryminacja jest łamaniem prawa. Nie można według konstytucji dyskryminować nikogo ze względu na wiek. Nie można zatem powiedzieć, że ktoś jest za stary i w związku z tym, nie jest perspektywiczny. Zainteresowała się tym Pełnomocnik Rządu do Spraw Równego Traktowania i poprosiła w tym przypadku o wyjaśnienia PZLA. Jeśli to pójdzie do przodu, nie wykluczamy pozwu zbiorowego. To nie jest tak, że jedna osoba została poszkodowana. Jest choćby sprawa oszczepnika, który został wyrzucony ze szkolenia, bo nie jest zaszczepiony. Nie ma problemu, ale wtedy powinni też wyrzucić wszystkich innych, którzy nie przyjęli szczepionki" - zaznaczył. W rozmowie przewija się wątek luk w prawie i tego, że ministerstwo nie określa, w jakim stopniu kto ma ile dostać. Nie tak powinien też wyglądać dostęp do informacji publicznej. Wszystkie związki działają tak samo, bo ministerstwo nie ma nad tym kontroli. "Dlaczego wciąż dochodzi do przekrętów w związkach sportowych?" - pyta Bernardelli. "Bo są tego beneficjenci". Pieniądze w związkach sportowych "To nie do zrozumienia, że członkowie zarządów polskich związków sportowych nie są zobligowani do składania oświadczeń majątkowych" - zauważa mój rozmówca. To w rzeczywistości ludzie, którzy operują wieloma milionami złotych. Uzyskanie przejrzystości, czyli to, na co dokładnie wydawane są pieniądze publiczne, jest jednym z celów "Afer Sportowych". "Złożyłem skargę do Wojewódzkiego Sadu Administracyjnego. Poprosiłem jedynie o prostą informację - kto jest objęty suplementacją oraz listę osób, które skorzystały z obozów szkoleniowych i jak dużo dni wykorzystali. Za jakiś czas wystąpię o informację, ile pieniędzy zostało wydanych na poszczególnego zawodnika" - powiedział Bernardelli, który rozpoczął od stworzenia petycji do zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Celem portalu jest jednak dochodzenie sprawiedliwości w całym polskim sporcie. Na stronie zostaną udostępnione dokumenty, które trzeba złożyć, aby dosięgnąć swojej sprawiedliwości. Wiele działań wiąże się bowiem ze stratami materialnymi. Dalej celem są konkretne zmiany, które trzeba wymóc na ministerstwie. Pojawił się też pomysł stworzenia funkcji rzecznika ds. sportu. Motywacja do uprawiania sportu, czyli o tym, że lepiej zapobiegać niż leczyć W rozmowie wielokrotnie pojawia się temat uznaniowości. To jeden z objawów choroby polskiego sportu. Mowa już o najmłodszych, którzy podlegają pod konkretne federacje. Nastolatek nie powinien pytać się o to, czy warto się starać, bo dostrzega niesprawiedliwe traktowanie. W ten sposób ucina się szanse medalowe na przyszłość. Ile w rzeczywistości jest takich osób? Ktoś, kto obraca się w środowisku sportowym, z pewnością potrafi wymienić choć jedno nazwisko. Dotykamy też kwestii sportu masters, czyli starszych grup wiekowych. Bernardelli zauważa, że takie osoby dają przykład nie tylko swojemu pokoleniu, aby wyjść z domu i w miarę możliwości się poruszać, ale i młodszym. "Profilaktyka jest tańsza niż leczenie. To ogromna korzyść dla całego społeczeństwa" - dodał. Michał Bernardelii z projektem ruszył dla dobra społecznego. Jak sam przyznał, nie ma z tego żadnych korzyści finansowych. Wykorzystuje swoją wiedzę i pozycję, która klasyfikuje go w obliczu wielu instytucji jako osobę kompetentną do podejmowania się podobnych wyzwań. Czy da się uzdrowić polski sport? Z pewnością. Nie będzie to jednak proces, który zakończy się po napisaniu kilku petycji i pozytywnym rozpatrzeniu paru wniosków. Potrzeba kolejnych lat pracy i zmiany w środowiskach, które bezpośrednio sterują "produkcją" przyszłych mistrzów w wielu dyscyplinach sportu i w licznych federacjach.