F1 oceniam jak zwykły telewidz - nigdy na torze nie byłem (a nie, raz w Monte Carlo), nie mam zresztą najmniejszej ochoty. Ale już na pierwszy rzut oka widać, że nasz zawodnik jeździ gorzej od innych (taki Heidfeld znów drugi, takim samym autem przecież), za to bardziej brawurowo. Weźmy to nieszczęsne GP Kanady, wreszcie na jakimś selektywnym torze, co widać już było po treningach. Otóż do chwili kraksy, koziołkowania i złamania nogi Polak wlókł się na 15 miejscu. Tak to już jest, że kiedy wiedzie mu się słabiej, podejmuje manewry niebezpieczne - tak było i tym razem, gdy ponownie nie zmieścił się na torze i grzmotnął w bandę (te bandy to zresztą dobra rzecz, lepiej się ogląda - zamiast tradycyjnych obrazków jak kierowcy wypadają na rozległe trawniki, od teraz co roku czekać będę właśnie na Montreal). Oczywiście należy się Polakowi współczucie, jak każdemu z pechowców, wracaj chłopie jak najszybciej do zdrowia, ale na tor już niekoniecznie. Zresztą jest takie polskie porzekadło o kózce, co to dopóty skakała, póki nóżki nie złamała... Czy warto się narażać? W końcu tym razem Robert miał niesamowite szczęście. Gdyby zapaliło się paliwo, wyglądałby w najlepszym wypadku jak Niki Lauda. Taki pan, któremu w bolidzie spaliła się kiedyś twarz i uszy. Pechowy dla naszych sław był ten weekend, bo w tvn obejrzałem jak kurs prawa jazdy robi Doda - oczywiście oblała, bo też nie zmieściła się w torze jazdy. Rozbił się nie tylko Kubica, ale i Gollob z ojcem, awionetką. Twardzi to jednak ludzie, a własne zdrowie mają naprawdę za nic. Pamiętam jak lata temu Tomasz rozbił się w GP Danii. Do lekarza nie poszedł (bo ten przy wstrząśnieniu mózgu wlepiłby mu natychmiast dłuższy zakaz startów, a następnego dnia czekała liga!). I absolutnie ryzykownie własny ojciec przewiózł go nocą busem do Bydgoszczy, gdzie żużlowiec półprzytomny wsiadł na motor, zrobił swoje 15 punktów i dopiero wtedy karetką odjechał do szpitala. A tam okazało się, że nawet nie pamięta, że przed chwilą startował! Tak to ciągnie młodych ludzi ta jazda, nieważne czym, byle prędzej i prędzej. To dlatego są ofiary. W Polsce ginie rocznie 5 do 6 tysięcy osób. Takie jedno średnie miasteczko. Kubica, jako wzór dla wielu Polaków mógłby - zamiast się brawurowo ścigać - zdjąć wreszcie nogę z gazu. Po to żeby dojechać nie tyle szybciej, co dalej. Bo życie ludzkie niewarte chyba jakiegoś piętnastego miejsca. Paweł Zarzeczny