Jesień i zima poprzedzające dwudzieste drugie urodziny to dla polskich żużlowców ważne pory roku. Wówczas właśnie następuje weryfikacja ich dorobku zdobytego podczas okresu juniorskiego. Część z nich może liczyć na sowite seniorskie kontrakty. Życie bardzo ułatwił im przepis o zawodnikach U24. Weźmy na przykład takiego Jakuba Miśkowiaka. Indywidualny mistrz świata sprzed roku ani przez chwilę nie musiał drżeć o swoją przyszłość. Wiadomo było, że w przyszłym sezonie znajdzie miejsce w kadrze swojego Włókniarza. Jego dotychczasowy kolega z juniorskiej pary Lwów, Mateusz Świdnicki miał nieco mniej szczęścia, ale też nie ma większych powodów do obaw. Całe środowisko dobrze wie, że jest już dawno dogadany z Cellfast Wilkami Krosno, beniaminkiem najlepszej ligi świata. Podobnie sprawa tyczy się Wiktora Lamparta, który najczęściej łączony bywa z For Nature Solutions Apatorem Toruń. Juniorzy na rozstaju Nie wszyscy ich rówieśnicy znajdują się w tak korzystnej sytuacji. Ot, choćby całkiem solidni pierwszoligowcy - Nile Tufft z Falubazu Zielona Góra i reprezentujący Start Gniezno Marcel Studziński. O tym pierwszym głośno było głównie za sprawą jego egipskiego pochodzenia, ale ten drugi nieźle zapowiadał się już w macierzystej Stali, później zbierał doświadczenie w Polonii Bydgoszcz i pierwszej stolicy kraju, odjechał wiele solidnych spotkań w eWinner 1. Lidze, ale teraz poważnie rozważa zakończenie kariery. Takich przypadków jest dużo więcej. Kolejny raz wraca do nas temat ochronnych parasoli dla młodzieżowców. Władzom polskiego żużla zarzuca się często, że chowają młodych zawodników pod kloszem, a później nie mogą się oni odnaleźć w seniorskim sporcie. Przepis o zawodniku U24 miał rozwiązać takie kłopoty, ale na dłuższą metę odroczył tylko egzekucję wyroków o 3 lata. Wyrok na większość z nich i tak pozostał niezmienny.