Partner merytoryczny: Eleven Sports

Ekstraklasa w czołówce Europy. Animucki: Rozwijamy się szybciej niż polska gospodarka

- Jesteśmy mocni. Rośnie poziom sportowy. I będzie rósł. Kluby Ekstraklasy są coraz bardziej profesjonalne. Większą liczbę ambitnych, mądrych, obytych ludzi dostrzegamy też w I lidze. Ludzie polskiej piłki nie są już zamknięci w drewnianych chatkach, jak mawiał klasyk z Leo Beenhakkera. Jesteśmy w pierwszej dziesiątce pod względem liczby mieszkańców w Europie, a także pod względem PKB, więc w piłce też możemy być wyżej, we wszystkich aspektach. Niewielu to zauważa, ale polska piłka rozwija się szybciej niż polska gospodarka - mówi Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy, w rozmowie z Interią.

Marcin Animucki
Marcin Animucki/Newspix/Newspix

Ekstraklasa jest w najlepszym miejscu w historii?

Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy: - Ostatnie trzy lata, te po koronawirusie, to bardzo dynamiczny rozwój Ekstraklasy pod kątem sportowym, biznesowym, marketingowym i jeśli chodzi o frekwencję na meczach, ale mam nadzieję, że najlepsze czasy jeszcze przed nią. 

Polskie kluby nigdy nie wypracowywały większego przychodu - 1,168 miliarda złotych. W rankingu UEFA w końcu zbliżamy się do pierwszej piętnastki. 

- Pamiętam, jak w 2017 roku zostawałem prezesem Ekstraklasy i mieliśmy wstępny plan, żeby bić się o czołową piętnastkę rankingu UEFA. Czasami słyszałem, że to fantasmagoria, a aktualnie jesteśmy na miejscu siedemnastym z realnymi szansami na piętnaste w najbliższych latach. Idziemy w dobrym kierunku. Musimy patrzeć w górę. Piętnaste miejsce to dodatkowa drużyna w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Mielibyśmy więc w eliminacjach Champions League dwa zespoły, dwa w eliminacjach Ligi Konferencji i jeden w eliminacjach Ligi Europy.  

Polskie kluby w europejskich pucharach wreszcie zaczęłyby się liczyć w większym stopniu, bo w samych eliminacjach Ligi Mistrzów bardzo łatwo zapewnić sobie awans przynajmniej do Ligi Konferencji. 

- Cieszy mnie, że Legia i Jagiellonia zagrają na wiosnę w fazie pucharowej Ligi Konferencji. To dowód, że dwie polskie drużyny są w stanie łączyć grę na dwóch frontach i godnie punktować w rankingu UEFA, w którym potrzebujemy nie jednej, a przynajmniej dwóch lokomotyw. W niedalekiej przeszłości świetnie w Europie radził sobie też Lech, dobry sezon miał Raków, nie udało się bardzo silnej Pogoni, ale wszystko przed nią. Jest potencjał na jeszcze więcej klubów Ekstraklasy budujących naszą pozycję w rankingu UEFA. Wszyscy na tym korzystają, według naszych przewidywań wraz z bonusami Jagiellonia i Legia zarobią minimum 8 i 10 milionów euro, ale przecież mogą zdobyć jeszcze więcej. Pieniądze te pomagają ustabilizować sytuację finansową i dają impuls do dalszego rozwoju.

Kiedy zostawałem prezesem Ekstraklasy i mieliśmy wstępny plan, żeby bić się o czołową piętnastkę rankingu UEFA, słyszałem, że to fantasmagoria, a aktualnie jesteśmy na miejscu siedemnastym z realnymi szansami na piętnaste w najbliższych latach. W takim układzie mielibyśmy dwa zespoły w el. Champions League, dwa w el. Ligi Konferencji i jeden w el. Ligi Europy.

~ Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy

Lech tego najlepszym przykładem - Jakub Moder sprzedany do Brighton za 11 milionów euro, Jakub Kamiński do Wolfsburga za 10 milionów, Michał Skóraś do Club Brugge za 6 milionów. Jesień 2023 w Lidze Konferencji wystarczyła Legii, żeby równie dużą kwotę Besiktas wyłożył za Ernesta Muciego. 

- Ekstraklasowe kluby zarobiły w ubiegłym sezonie na transferach 50 milionów euro. To dużo, ale jednak to dopiero dwudziesty czwarty wynik w Europie. To przestrzeń na wzrost, bo tracimy w tym względzie do lig, z którymi bijemy się w kwestiach sprzedaży praw telewizyjnych, frekwencyjnych i sportowych. 

Żeby nie było za słodko: co o naszej lidze mówi fakt, że Śląsk Wrocław na wiosnę zostawał wicemistrzem Polski, a zimować będzie na ostatnim miejscu w tabeli Ekstraklasy?

- Martwi mnie sytuacja Śląska. To klub z tradycjami, wspaniałym stadionem, zaangażowanymi kibicami. Jesień minionego sezonu mieli mocną. Wiosna była w ich wykonaniu trudniejsza, ciut gorsza, nie wygrali mistrzostwa, choć drugie miejsce też trzeba rozpatrywać jako wielki sukces. Szkoda, że w ostatnim półroczu przydarzyła im się zapaść. Pucharowicze powinni utrzymać poziom. Jagiellonia udowodniła, że można. Legia też. Nie znam tak dobrze sytuacji Śląska od środka. Stracili Erika Exposito i kilku innych ważnych piłkarzy. W listopadzie zwolniony został Jacek Magiera, ale wyniki się nie poprawiły...

Marcin Animucki/Newspix/Newspix

W Ekstraklasie brakuje prywatnych właścicieli? Kluby z ośrodkiem władzy w ratuszu trwają w toksycznym układzie z kroplówką publicznych pieniędzy - problemy ma Śląsk, nie inaczej Korona, licencję stracić może Piast. 

- Relacje między klubami a samorządami nie zawsze są toksyczne. Jest między nimi wiele płaszczyzn współpracy. 

Mam wrażenie, że to droga donikąd.

- Niektóre miejskie kluby zdobywają medale, inne walczą o utrzymanie. Docelowym modelem będzie udział większej liczby podmiotów prywatnych. 

Najlepsze polskie kluby mają prywatnych właścicieli. 

- I słyszymy o planach prywatyzacji kilku klubów, gdzie właścicielami są samorządy. Zobaczymy, jak potoczą się rozmowy. Opracowujemy ciekawy raport, w którym badamy, jaki wpływ na konkretne miasta i regiony mają ekstraklasowe kluby. Pamiętajmy, że nawet jeśli nie ma relacji o charakterze właścicielskim, to często samorządy zarządzają stadionami, wspierają akademię albo w inny sposób promują się poprzez piłkę nożną. 

Czy Piast naprawdę może stracić licencję?

- Wchodzimy w okres audytów, za sprawy licencyjne odpowiada Komisja Licencyjna PZPN, która ma wiele narzędzi, by kontrolować kondycję finansową i organizacyjną klubów. 

Relacje między klubami a samorządami nie zawsze są toksyczne. Niektóre miejskie kluby zdobywają medale, inne walczą o utrzymanie. Docelowym modelem będzie udział większej liczby podmiotów prywatnych. I słyszymy o planach prywatyzacji kilku klubów, gdzie właścicielami są samorządy. Zobaczymy, jak potoczą się rozmowy

~ Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy

Komisja Licencyjna PZPN jest dość liberalna. 

- Ale może sprawować większą kontrolę nad transferami klubów, wydatkami na nowych zawodników, niektóre kwestie prostować. Na razie z tych narzędzi nie korzysta, nikomu nie życzę odjętych punktów, bo to też jedna z dróg. Ostatnio w Jachrance na spotkaniu klubów Ekstraklasy rozmawialiśmy z dyrektorami finansowymi klubów i szeroko omawialiśmy, jak pomagać w zakresie bieżących przepływów. Jako Ekstraklasa dokonujemy mocnych ruchów - w zeszłym roku wypłacaliśmy klubom 280 milionów złotych, czyli 20 milionów więcej niż wstępnie zakładaliśmy. W tym sezonie zapłaciliśmy już połowę z 280 milionów, czyli całość kwoty stałej. Przygotowujemy szczegółowe informacje, kiedy kolejne transze trafią do klubów. Staramy się je możliwie przyspieszać. Zadbać o to, żeby do budżetów trafiały w odpowiednich momentach. 

Pod rozszerzonym nadzorem finansowym znajduje się Lechia Gdańsk, której finanse ratują wspomniane transze. Jako szef Ekstraklasy wie pan, kto tak naprawdę jest właścicielem tego klubu? Bo Paolo Urfer jest tylko przedstawicielem tajemniczego funduszu Mada Global?

- Nie mamy wielkich narzędzi do kontrolowania klubów, bo... kluby są de facto naszymi właścicielami. 

No tak. 

- Każdy z nich posiada 5,15% akcjonariatu w spółce, więc model jest odwrócony. Wiem, że informacja o tym, kim jest właściciel Lechii, musiała zostać przekazana do Komisji Licencyjnej PZPN. Ale sama sytuacja w Lechii jest skomplikowana. Mieli świetny sezon w I lidze. Sam gratulowałem im awansu po derbach z Arką. W Ekstraklasie sytuacja sportowo i finansowo się skomplikowała, choć na koniec rundy jesiennej wygrali ze Śląskiem i jest światełko w tunelu, że potoczy się to w dobrym kierunku. Przedstawiciele Lechii też byli na spotkaniu w Jachrance, opowiadali o swoich problemach. Pozostaje liczyć, że zostaną one rozwiązane i przystąpią do rundy wiosennej wzmocnieni, lepiej zorganizowani. 

Jesienią duże kontrowersje budziła postawa sędziów i awarie systemu VAR. Zbigniew Jakubas, właściciel Motoru Lublin, grzmiał ponoć w Jachrance, że skoro Ekstraklasa i PZPN dysponują budżetami w setkach milionów, a koszt budowy nowoczesnego centrum VAR wynosi zaledwie kilka milionów, to już dawno takich problemów być nie powinno. 

- Wspieramy PZPN od samego powstania mobilnego VAR-u, czyli 2017 roku, kiedy prezes Zbigniew Boniek zapowiedział, a potem wdrożył plan przeniesienia tej technologii na polskie boiska. Dbamy o to, żeby wozy PZPN przyjeżdżały na nasze spotkania, miały odpowiednie podłączenia, serwis, zaplecze, ale te rozwiązania powoli się starzeją. Kilka lat temu wizytowałem otwarcie centrum mediowego Serie A. Zauważyłem, że około 1/4 tego przedsięwzięcia zajmują stanowiska do centralnego VAR-u. Przyjechałem do kolegów z Live Parku, dyskutowaliśmy, byliśmy w przededniu zakończenia leasingu pierwszego wozu HD. Niebawem skończy nam się leasing wozu 4K, co oznacza pojawienie się możliwości finansowania kolejnych wielomilionowych inwestycji. Stworzy się zatem szansa, żeby zbudować podobne centrum mediowe, jak we Włoszech. To byłby budynek, gdzie mieściłaby się cała logistyka telewizyjnej produkcji. Są pomysły na tzw. remote production, czyli zdalne produkowanie mniejszych meczów. I to nie tylko Ekstraklasy, ale też innych dyscyplin, jest na to zapotrzebowanie. Na 500 metrach kwadratowych można by umieścić dziewięć stanowisk pod centralny VAR. W międzyczasie z Leszkiem Miklasem i Marcinem Serafnem, kolegami z Live Parku, wizytowaliśmy centra VAR i mediowe w innych krajach – w Kolonii, w Londynie, w Nyonie, w Danii, w Turcji.

I jak centrum VAR wyglądałoby w Polsce?

- Wprowadzilibyśmy model hybrydowy. Oprócz dziewięciu stanowisk centralnych dwa mobilne wozy jeździłyby na stadiony, gdzie jest słabszy dostęp do szerokopasmowego internetu. Przykładem takiej hybrydy był mecz Rakowa Częstochowa w Sosnowcu podczas eliminacji do Ligi Mistrzów, kiedy zastosowano wóz, mimo że UEFA posiada centralny VAR. Przedstawiliśmy nasz plan władzom PZPN. Po rozmowach z klubami ustaliliśmy, że Ekstraklasa może dofinansować Live Park kwotą 6 milionów złotych w formie dokapitalizowania, tak żeby centrum VAR w metodzie hybrydowej mogło powstać. Jesteśmy gotowi, czekamy na decyzję PZPN. 

Marcin Animucki/Newspix/Newspix

Rozumiem, ale nie da się ukryć, że miniona runda w Ekstraklasie stała pod znakiem kompromitujących błędów sędziów, co może niepokoić. 

- Przyzwyczailiśmy się do bardzo wysokiego i dobrego poziomu sędziowania. Kiedy w 2012 roku zawierane były pierwsze kontrakty zawodowe z arbitrami, kluby zdecydowały, że będą przeznaczać na to 4 miliony złotych, potem ta kwota rokrocznie rosła o 100 tysięcy złotych. Przez dziesięć lat wzrosła do poziomu 5 milionów złotych na stworzenie systemu sędziów zawodowych w naszym kraju. Kilku naszych sędziów zrobiło światowe kariery. Myśleliśmy, że zawsze już będzie tak pięknie. Cóż, to niemożliwe. Trzeba na to pracować. Nie wiem, jaki wpływ na błędy sędziów z rundy jesiennej miał VAR. Zazwyczaj technologia pomaga, ale może czasami arbitrzy wykazują się względem niej zbyt dużym zaufaniem i liczą, że powtórki pomogą w wyprostowaniu błędnej decyzji?

Nikt nie ma wątpliwości, że VAR jest przydatny, ale sędziowie faktycznie często stają się przez niego zadziwiająco wręcz niesamodzielni i niedecyzyjni. 

- Kluby przez ostatnie kilka miesięcy często narzekały na formę sędziów. Podpisaliśmy na początku sezonu aneks do umowy z PZPN, gdzie kwota przekazywana na profesjonalizację sędziów wzrosła aż do 6 milionów złotych rocznie. Liczymy na jeszcze lepszą formę arbitrów i zdecydowanie większą profesjonalizację. 

16 na 18 klubów Ekstraklasy wyraża negatywny stosunek względem przepisu o młodzieżowcu w aktualnej formie, gdzie za niewypełnienie limitu 3000 minut dla piłkarzy z rocznika 2003 i młodszych trzeba płacić wysokie kary. To najwyższy czas na zniesienie przepisu?

- Wszystkie kluby zgadzają się, że za granie młodzieżowcami należy nagradzać, a za nie granie... nie karać. Przyszłością tego przepisu może być rozwijanie Pro Junior System z prawdopodobnym obniżeniem wieku młodzieżowca i znaczące podniesienie środków finansowych właśnie w zakresie wystawiania młodych piłkarzy w meczach Ekstraklasy.

Prezesi klubów Ekstraklasy w Jachrance wyrazili ostry sprzeciw wobec opieszałości prezesa Kuleszy i PZPN w sprawie przepisu o młodzieżowcu.

- System kar klubom po prostu nie odpowiada, mimo że są przy tym bardzo zaangażowane w szkolenie i promowanie młodzieży.

Zarabiają na tym. 

- Pamiętam wrześniowy raport Grant Thornton, który wskazywał, że ekstraklasowe kluby przeznaczały na szkolenie dzieci i młodzieży w ramach swoich akademii 107 milionów złotych. 

To też akurat jeden z największych sukcesów ostatniej dekady w Ekstraklasie: kluby zrozumiały, że muszą inwestować w akademie. 

- Powstały nowoczesne ośrodki, buduje się coraz więcej boisk, a my jako Ekstraklasa staramy się, żeby rósł poziom akademii. Rozpoczynamy właśnie współpracę z belgijską firmą Double Pass, która poukładała kwestie szkoleniowe w Danii i Belgii, wspierała w tej materii Bundesligę i Premier League. Liczymy, że kluby Ekstraklasy z tej współpracy skorzystają, a w perspektywie kolejnych lat na polskich boiskach pojawi się jeszcze większa liczba młodzieżowców, co naturalnie jest celem wszystkich. 

Wysokość kontraktu na prawa telewizyjne do pokazywania meczów Ekstraklasy sytuuje Polskę w pierwszej dziesiątce Europy. Sam produkt jest więc atrakcyjniejszy niż poziom sportowy.

- Prawa za pokazywanie Ekstraklasy przez cztery sezony kosztowały 1,3 miliarda złotych. I rzeczywiście jesteśmy w ścisłej dziesiątce Europy pod względem wartości praw mediowych, choć powstaje pytanie o metodologię, bo niektóre ligi dorzucają do tych kwot prawa do krajowego pucharu czy drugiego poziomu rozgrywek, jeżeli prowadzą to wspólnie. Trudno to potem rozdzielić, a w rezultacie te dane nie są wprost porównywalne. Niezależnie, kiedy niedawno wizytowaliśmy dużą delegację ze Szwajcarii, szef Swiss Super League powiedział: „Jesteście jedyną ligą, która ma tak dynamiczny wzrost praw mediowych w ostatnich latach”. Te 30% wzrostu robi wrażenie na każdym. Tym bardziej że w niektórych ligach kwoty utrzymały się na podobnym poziomie albo drastycznie spadły, jak we francuskiej Ligue 1. Dopiero zewnętrzny obserwator widzi, jak świetną robotę zrobiliśmy wraz z klubami w Ekstraklasie. 

To już sufit?

- Zobaczymy. Rzeczywiście, rynek sprzedaży praw mediowych w wielu krajach wskazuje na osiągnięcie pewnego „sufitu” w kontekście wzrostu wartości tych praw. Wiele lig już wynegocjowało rekordowe kontrakty, a wzrosty w kolejnych latach stoją pod dużym znakiem zapytania. 

Jak to będzie wyglądać na polskim rynku?

- Późno zaczęliśmy ścieżkę wzrostu. Do Ekstraklasy przychodziłem w 2012 roku i kwota wypłacana klubom wynosiła 105 milionów złotych. Aktualnie jest to 280 milionów. Uczestniczymy w wielu międzynarodowych konferencjach dla właścicieli praw mediowych i dla nabywających je podmiotów. Prowadzimy analizę rynku polskiego i europejskiego. Nie jest tak, że czekamy aż kontrakt skończy się w 2027 roku i musimy zastanawiać się, co robimy. Nie, sprzedaż to właściwie element ciągły, prace trwają, choć minęło dopiero półtora roku od podpisania umowy z Canal+. Budowa centrum mediowego przyczyni się do zwiększenia roli Live Parku. Niezmiennie dbamy też o zainteresowanie generacji Z i Alpha, bo Ekstraklasę konsumują głównie w mediach społecznościowych, szukają szybkich klipów - na Instagramie, TikToku, Twitterze. Widziałem ostatnio, że jesteśmy na szóstym albo ósmym miejscu w Europie w kategorii liczby osób zarejestrowanych na oficjalnych kontach ligowych. Oglądalność Ekstraklasy rośnie - ponad milion widzów w każdej kolejce, niektóre dobijają do dwóch milionów. 

Kluby Ekstraklasy nie zaliczą skoku jakościowego, jeśli nie zaczną wydawać większych kwot na transfery. W klubach Premier League normą jest, że najwyższy transfer w sezonie stanowi od 10% do 20% przychodów organizacji. Norma to mniej więcej 15%. Wychodzi na to, że przykładowy Lech mógłby kupować piłkarzy za cztery miliony euro.

- Widoczny wskaźnik to wartość transferów w ruchach wychodzących. W raporcie Grant Thornton pojawiła się kwota 50 milionów euro przy sprzedażach zawodników. Aż 90% z nich to odejścia zagraniczne. Rynek wewnętrzny w Polsce to 10%, czyli mało. Te 50 milionów euro, o których wspominałem, brzmi nieźle, ale tylko, jeśli nie porównuje się jej do innych lig, na których tle plasujemy się w połowie trzeciej dziesiątki. Przykładem powinna być dla nas liga duńska, współpracująca zresztą od ośmiu lat z Double Pass, gdzie kluby zarabiają na transferach 120 milionów euro. Przy okazji meczów pucharowych odwiedzili nas przedstawiciele ligi norweskiej. Mówili, że obecnie zarabiają 70 milionów euro z celem wynoszącym 150 milionów euro. Najpierw musimy zrobić wszystko, żeby poprawić się w tym wskaźniku, a później myśleć o wydawaniu większych kwot na rynku transferowym. Jak to zrobić? Najłatwiej promować się i zarabiać w europejskich pucharach, budować renomę ligi, rozwijać akademie, tylko w ten sposób budżety klubów zaczną wyglądać poważnie. 

Jesteśmy w pierwszej dziesiątce pod względem liczby mieszkańców w Europie, a także pod względem PKB, więc w piłce też możemy być wyżej, we wszystkich aspektach. Niewielu to zauważa, ale polska piłka rozwija się szybciej niż polska gospodarka

~ Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy

Nie ma pan więc obawy, że Ekstraklasa przestanie się rozwijać?

- Jesteśmy mocni. Rośnie poziom sportowy. I będzie rósł. Kluby Ekstraklasy są coraz bardziej profesjonalne. Większą liczbę ambitnych, mądrych, obytych ludzi dostrzegamy też w I lidze. Ludzie polskiej piłki nie są już zamknięci w drewnianych chatkach, jak mawiał klasyk z Leo Beenhakkera. Jesteśmy w pierwszej dziesiątce pod względem liczby mieszkańców w Europie, a także pod względem PKB, więc w piłce też możemy być wyżej, we wszystkich aspektach. 

Też tak uważam

- Niewielu to zauważa, ale polska piłka rozwija się szybciej niż polska gospodarka. 

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Marcin Animucki/Newspix/Newspix
Marcin Animucki/Newspix/Newspix
Marcin Animucki/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem