Aarnio w 2019 roku był liderem słabiutkiej Wandy Kraków, która katastrofalnie prezentowała się w rozgrywkach 2. Ligi Żużlowej. Fin nieoczekiwanie dopiero w wieku 34 lat wdarł się na przyzwoity poziom sportowy i choć to była tylko druga liga, jego wyniki były naprawdę dobre. Pokonywał bowiem nie tylko kolegów z zespołu pokroju Wojciecha Lisieckiego czy Dominika Kossakowskiego, ale także mocniejszych zawodników z innych drużyn. Gdyby nie Aarnio, Wanda zaliczyłaby absolutny dramat. W paru meczach ten żużlowiec uratował honor (albo resztki honoru) swojej drużyny. Podczas meczu z Polonią Bydgoszcz zdarzyła się historia, o której mało kto wie. Aarnio był delegowany do startu w 15. biegu. - Możesz jechać, ale kasy z tego nie będzie - usłyszał przed startem. Zaszokowany Fin nie wiedział, o co chodzi. Postanowił jednak nie ryzykować zdrowiem i życiem za darmo. Dotknął taśmy, a za niego pojechał Mateusz Pacek. Ta kuriozalna sytuacja pokazuje, jaka jest skala tej nieprawidłowości. Aarnio miał wyjechać na tor i reprezentować klub, który nie zapłaciłby mu za pracę. Ostatecznie i tak żadnych pieniędzy nie dostał. Skończył, bo go oszukali - Odechciewa się, to fakt. Czasem człowiek się zastanawia, czy warto to ciągnąć. Pomijam już fakt żenujących rozmów, jakie trzeba odbywać z mechanikiem, menedżerem czy po prostu osobami z otoczenia. Nie dostałem pieniędzy z klubu, to jak mam komuś zapłacić? To idiotyczne domino, w którym zawodnik jest pokrzywdzony i krzywdzi innych. Nikogo nie interesuje to, że klub mi nie zapłacił. Ja swoje zobowiązania też mam. Nie chcę wracać do szczegółów mojej kariery. Spotkałem na swojej drodze kilka fajnych osób, których nie chcę teraz urazić słowami - mówi nam były polski żużlowiec, który zakończył karierę parę lat temu, głównie z powodu zaległości, jakie wobec niego miały kluby. Takich przypadków jest znacznie więcej. Wspomiany Grobauer musiał kilka razy się prosić i publicznie w mediach społecznościowych pisać o zaległościach, aby w końcu zobaczyć pieniądze. Kajzer tylko nowym władzom PSŻ-u Poznań zawdzięcza to, że go spłacono. Poprzedni działacze nie interesowali się jego sytuacją i non stop zwodzili. Żużlowiec może mówić o sporym szczęściu, że ostatecznie odzyskał pieniądze.