Zmarzlik kilka tygodni temu po raz kolejny potwierdził, że na świecie nie ma sobie równych. Zdobył czwarty swój tytuł mistrza świata, choć miał sporo stresu. Pamiętamy jego słynną, bardzo kontrowersyjną dyskwalifikację w Vojens (Polak miał zły kevlar). Lindgren zbliżył się do Zmarzlika na niebezpieczny dystans, ale w Toruniu Bartosz definitywnie pogrzebał marzenia Szweda. Wygrał zawody i pokazał, że może nawet nie jechać w jednym turnieju, a i tak zdobyć złoto. Rywalom mogło się naprawdę odechcieć. Bartosz obecnie poświęca czas rodzinie, o którą oczywiście dbał także w trakcie sezonu, ale miał bardzo ograniczony czas. Nie jeździ już w Gorzowie, więc każdy mecz jest dla niego niejako meczem wyjazdowym. Do tego wspomniany cykl Grand Prix i liga szwedzka. Żużlowiec tej klasy w szczycie sezonu jest gościem we własnym domu. Tym bardziej zrozumiałe, że teraz Zmarzlik każdą wolną chwilę poświęca najbliższym. A jak wiemy, założył już rodzinę. Tak Zmarzlik uczy syna. Piękny sposób W materiale opublikowanym przez stację Canal Plus słyszymy o unikatowych metodach Zmarzlika, jeśli chodzi o wychowanie syna, Antoniego. Gdy dziecko mistrza świata boi się burzy, Bartosz mówi mu że to po prostu dźwięk motocykla żużlowego, do którego chłopiec niejako jest już przyzwyczajony. To ma bardzo uspokajać syna najlepszego żużlowca świata. I trzeba przyznać, że sposób bardzo kreatywny. Syn przestaje się bać, a przy okazji zaznajamia z pracą ojca. Za kilka miesięcy Bartosz Zmarzlik stanie do kolejnej walki o tytuł indywidualnego mistrza świata i jak co roku będzie głównym, zdecydowanym i praktycznie jedynym faworytem. No bo jak mówić o tym inaczej, jeśli Fredrik Lindgren nie zawiódł w żadnych zawodach, pojechał jeden turniej więcej, a i tak przegrał ze Zmarzlikiem? Tu się może odechcieć. Polak zdominował mistrzostwa świata i być może jedynie powrót Rosjan mógłby zapewnić mu konkurencję. Na to się jednak na razie nie zanosi.