Stawką będzie 2,3 miliona dolarów australijskich premii, 2000 punktów do rankingu WTA Tour i tym samym fotel liderki. W poniedziałek, po 67 tygodniach, zwolni go Dunka Caroline Wozniacki, która odpadła w Australii w 1/4 finału. W przypadku Azarenki będzie to najwyższa lokata w karierze, natomiast Rosjanka była już numerem jeden na świecie, łącznie przez 17 tygodni w 2005 roku. W sobotę stanie przed szansą na czwarty tytuł w Wielkim Szlemie, bowiem w 2004 roku wygrała Wimbledon, dwa lata później nowojorski US Open, a w 2008 roku triumfowała w Australian Open. W drugim czwartkowym półfinale 24-letnia Szarapowa pokonała Petrę Kvitovą (nr 2.) 6:2, 3:6, 6:4. Bardzo ważny był siódmy gem w decydującym secie, w którym Rosjanka obroniła dwa "break pointy", zanim utrzymała swój serwis na 4:3. Niewykorzystane szanse wyraźnie wytrąciły Czeszkę z równowagi i zgubiła pewność gry. W efekcie pozwoliła się przełamać w ostatnim gemie i przegrała trwający dwie godziny i 12 minut mecz. "Wiele razy zaczynałam swój serwis od 15-40 lub 0-30, a tak było praktycznie w każdym moim gemie w trzecim secie. To wyczerpujące psychicznie, bo ciągle musiałam odrabiać straty. Jednak wytrzymałam presję do końca i wykorzystałam pierwszą okazję do zakończenia spotkania" - powiedziała Szarapowa, która wyrównała na 2-2 bilans pojedynków z Czeszką. Wcześniej pokonała ją za pierwszym razem w Memphis w 2010 roku, ale później poniosła porażki w finale ubiegłorocznego Wimbledonu, a także w październiku w Tokio, gdzie skreczowała w połowie pierwszego seta przez kontuzję. Kilka godzin wcześniej miejsce w finale Australian Open wywalczyła Azarenka, eliminując inną byłą liderkę rankingu Belgijkę Kim Clijsters (11.) 6:4, 1:6, 6:3, ubiegłoroczną zwyciężczynię turnieju w Melbourne. Wcześniej, w ćwierćfinale, Białorusinka okazała się też lepsza od Agnieszki Radwańskiej (8.). 22-letnia tenisistka z Mińska po raz pierwszy wystąpi w wielkoszlemowym finale, a jej najlepszym jak dotychczas wynikiem w tym cyklu był ubiegłoroczny półfinał Wimbledonu. W czwartek była bardziej regularna w wymianach z głębi kortu, ale przy tym cały czas grała na granicy błędu, podejmując maksymalne ryzyko. Zresztą podobnie było po drugiej stronie siatki. W sumie Azarenka popełniła 40 niewymuszonych błędów, o cztery mniej od rywalki, ale nieco słabiej wypadła w wygrywających uderzeniach 20-26. Jednak to ona po dwóch godzinach i 12 minutach (mecz trwał tyle samo co drugi półfinał) klęknęła na korcie, zasłaniając twarz dłońmi i ocierając łzy wzruszenia. "Płakałam jak dziecko, bo długo nie mogłam uwierzyć, że wygrałam. To niesamowite, po prostu niewiarygodne, że jestem w finale. Trudno mi coś więcej powiedzieć w tym momencie, po prostu jestem szczęśliwa" - powiedziała Białorusinka. Australijska widownia na trybunach Rod Laver Arena nieco większą sympatią obdarzała podczas tego spotkania Clijsters, która w miejscowych mediach nazywana jest "Aussie Kim" i zawsze była bardzo lubiana w Melbourne. Lokalne media i większość dziennikarzy akredytowanych na tegorocznym Australian Open od kilku dni drąży wciąż temat uciążliwych jęków i westchnień tenisistek podczas gry. Najczęściej temat ten wraca po meczach Szarapowej i Azarenki, a sobotni finał z ich udziałem już okrzyknięto "najgłośniejszym w historii turnieju". Po porażce z Białorusinką w ćwierćfinale Radwańska stwierdziła, że z nadzieją patrzy na to, że władze WTA Tour rozważają zakazanie w regulaminie rozgrywek takich praktyk. Dziennikarze powiedzieli o tym Rosjance, która odpowiedziała złośliwie: "Radwańska? Czy ona już przypadkiem nie wróciła do Polski. Chyba przegrała mecz?". Wynik spotkań 1/2 finału gry pojedynczej kobiet: Wiktoria Azarenka (Białoruś, 3) - Kim Clijsters (Belgia, 11) 6:4, 1:6, 6:3 Maria Szarapowa (Rosja, 4) - Petra Kvitova (Czechy, 2) 6:2, 3:6, 6:4