Końcówka sezonu jest całkiem udana dla Piotra Żyły, który do pewnego stopnia powetowuje sobie niepowodzenie na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Dużo frajdy skoczkom narciarskim zawsze dają loty na mamucich obiektach i nie inaczej jest tym razem, również w przypadku wiślanina. Przed zawodnikami widowiskowe zakończenie sezonu w Planicy, a świeżo za nimi dalece ponaddwustumetrowe odległości na Vikersundbakken. W Norwegii Kamil Stoch definitywnie rozprawił się z rywalami w klasyfikacji generalnej, osiągając po igrzyskach niebotyczną formę dla większości zawodników. Jedynym, który mocniej dał się we znaki Polakowi w cyklu Raw Air, był Robert Johansson. Tyle tylko, że Orzeł z Zębu wypracował tak imponującą przewagę w trzech turniejach, że podczas ostatniego przystanku nie musiał stawiać wszystkiego na jedną kartę. Komplementy pod adresem Stocha mnoży m.in. Żyła, którego zdaniem lider kadry dokonuje rzeczy niewyobrażalnych ("to aż niemożliwe, że tak można odskakiwać światu" - powiedział w rozmowie z TVP Sport). Fajerwerków ze strony całej kadry można oczekiwać także w Słowenii, bo trener Stefan Horngacher nigdy nie zwykł odpuszczać. W dodatku do rozstrzygnięcia pozostaje ostateczne miejsce Polaków w Pucharze Narodów, którzy o drugą lokatę powalczą z Niemcami. "Sezon trwa do końca i trzeba dawać z siebie wszystko do ostatnich zawodów" - zakomunikował Żyła na antenie TVP Sport. Przy okazji okazało się, że nie będzie oczekiwanego "koncertu", który miał odbyć się w Planicy. To właśnie Żyła, w duecie z Maciejem Kotem mieli chwycić za gitary i zademonstrować próbkę tego, czego nauczyli się przez kilka ostatnich miesięcy. "Raczej nie... Na razie cały czas się uczymy, idzie nam coraz lepiej, ale jeszcze nie będziemy rozkładać sprzętu. Może w przyszłym roku" - stwierdził rozbawiony "Wiewiór" z Wisły. AG