Artur P. wyszedł na wolność
Drugi z zatrzymanych prezesów Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Artur P. wyszedł w piątek na wolność. Do prokuratury wpłynęło 600 tys. zł poręczenia majątkowego. Prokuraturze udało się już zebrać wystarczający materiał dowodowy, by przygotować akt oskarżenia.
Po wyjściu na wolność Artur P. będzie miał zakaz opuszczania kraju. Dostanie też dozór policyjny.
- Prokurator uznał, że ustały przesłanki do stosowania środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Ostatnie czynności z podejrzanym na tym etapie postępowania zostały już wykonane i w tej sytuacji prokurator zdecydował, że wystarczą środki o charakterze nieizolacyjnym, tj. poręczenie majątkowe w wysokości 600 tys. zł, zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej Przemysław Nowak, potwierdzając doniesienia medialne w tej sprawie.
Wczoraj po wpłaceniu 200 tys. zł kaucji z aresztu wyszedł były prezes związku Mirosław P.
Mirosław P. i jego pierwszy zastępca Artur P. mieli przyjąć łapówki o łącznej sumie prawie miliona złotych od szefa jednej z prywatnych firm ochroniarskich Cezarego P. w zamian za to, że została ona wybrana do ochrony i zabezpieczenia wrześniowych mistrzostw świata w siatkówce.
W ostatnich dniach prokurator zmienił i uzupełnił Mirosławowi P. i Arturowi P. dotychczasowe zarzuty. Zarzucił im działanie wspólne i w porozumieniu przy przyjęciu wszystkich trzech korzyści majątkowych.
W środę prokurator postawił Mirosławowi P. dwa kolejne zarzuty dotyczące dwukrotnego przyjęcie od Rafała M. korzyści majątkowej w łącznej kwocie 61 500 zł w zamian za umożliwienie wykonania obsługi multimedialnej otwarcia mistrzostw świata na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Doprecyzowano także wcześniejsze zarzuty. Uznano m.in., że kwota zabezpieczenia mistrzostw świata w Polsce była zawyżona.
Obaj działacze zostali zatrzymani w połowie listopada przez funkcjonariuszy CBA. 15 listopada sąd zdecydował najpierw o ich trzymiesięcznym aresztowaniu, a później przedłużył to o kolejne trzy miesiące. Za wspomniane czyny grozi im kara do 12 lat pozbawienia wolności.
RMF24.pl