Skandal w Kielcach, Polacy oszukani? Wystarczyła sekunda, wszyscy to widzieli
Nieprawdopodobną dramaturgię miała końcówka spotkania w Lidze Mistrzów pomiędzy Industrią Kielce i Aalbrogiem. Polacy jeszcze na cztery sekundy przed końcową syreną prowadzili 32:31, a Arciom Karaliok stanął oko w oko z bramkarzem. Chwilę później to rywale trafili i spotkanie zakończyło się feralnym remisem. Powtórki z ostatniej akcji wykazują jednak, że mogło dojść do niemałego skandalu. W sieci błyskawicznie podniosły się głosy, że Polacy zostali zwyczajnie oszukani.

Kiepskie wyniki w Lidze Mistrzów sprawiły, że przed czwartkowym spotkaniem w Kielcach to Aalborg uchodził za murowanego faworyta do zwycięstwa. Duńczycy przystępowali do rywalizacji jako wicelider tabeli, podczas gdy Industria walczy rozpaczliwie, by znaleźć się na pozycji premiowanej awansem do 1/8 finału.
Industria postawiła się Aalborgowi. Gigantyczna dramaturgia w końcówce
Ku zaskoczeniu komentatorów i radości kibiców, to gospodarze do przerwy prowadzili 16:15. Zespół bez sprzedanego do Egiptu Hassana Kaddaha, kontuzjowanych Arkadiusza Moryty, Piotra Jędraszczyka i Piotra Jarosińskiego, radził sobie nad wyraz dobrze, imponując przede wszystkim w defensywie.
Po zmianie stron zawodnicy Aalborga wrzucili jednak wyższy bieg i coraz częściej znajdowali przepis na rozmontowanie obrony Industrii. Im bliżej było jednak do końcowej syreny, tym większa była wiara w szeregach podopiecznych Tałanta Dujszebajewa w to, że Aalborg uda się pokonać.
Ostatnie akcje nie zapowiadały dramaturgii, do jakiej doszło w samej końcówce. Oto na cztery sekundy przed syreną przy stanie 32:21 idealną piłkę otrzymał Arciom Karaliok. Stanął oko w oko z bramkarzem, mógł zrobić wszystko i oddał prawdziwie skandaliczny, olewczy rzut. Nieudolnie próbował przerzucić bramkarza, który bez większego wysiłku piłkę złapał oburącz. I zrobił z tego użytek.
Błyskawiczne podanie do Bustera Juula, rzut i gigantyczna konsternacja w hali. Wynik zmienił się na 32:32, a zawodnicy Aalborga wpadli sobie w objęcia. Piłkarze Kielc wyglądali na kompletnie zdezorientowanych. Próbowali interweniować u sędziego, ale bezskutecznie.
Polacy oszukani w Kielcach? W sieci huczy o skandalu
W sieci błyskawicznie wybuchła burza. Eksperci i kibice grzmieli, wskazując, że Polacy zostali oszukani. Gdy zegar telewizyjny wskazywał, że czas jeszcze nie upłynął, na zegarze w hali wszyscy widzieli już 60:00. A mimo to bramka została uznana. A to zegar w hali wyznacza oficjalny czas.
W styczniu tego roku podobna sytuacja miała miejsce w ćwierćfinale mistrzostw świata pomiędzy Francją i Egiptem. Po analizie VAR okazało się, że piłka po rzucie "Trójkolorowych" minęła linię bramkową na trzy setne sekundy przed końcową syreną. Dlaczego wówczas skorzystano z VAR-u, a w Kielcach nie? Jak się okazuje, wszystkiemu winne są przepisy.
Te stanowią, że jeśli bramki są podświetlane, to wówczas istnieje podstawa, by VAR sprawdził legalność zdobytej bramki pod kątem czasu. Tym samym sędziowie, nawet jeśli popełnili karygodny błąd, nie mogli zweryfikować swojej decyzji.
Tym samym Industria Kielce i Aalbrog podzieliły się punktami po remisie 32:32. Po siedmiu meczach podopieczni trenera Dujszebajewa zajmują szóste miejsce w tabeli grupy A z dorobkiem pięciu punktów. Wyprzedzają jedynie Kolstad z dorobkiem dwóch oczek i Dinamo Bukareszt, które przegrało do tej pory wszystkie sześć spotkań.














