Niemcy - Polska 15:0, definitywny koniec spekulacji. "Zrobiłbym to samo"
Niemcy zdobyły niemal jednogłośne poparcie UEFA do organizacji Euro 2029 kobiet, pokonując m.in. Polskę, która nie dostała ani jednego głosu mimo zaangażowania znanych piłkarzy i działaczy. Michał Listkiewicz dla Weszło.com ocenił, że wybór był racjonalny, bo kobieca piłka u naszych zachodnich sąsiadów stoi na światowym poziomie. - Dają 100 procent gwarancji, że to będzie wielkie wydarzenie - powiedział.

W promocję kandydatury Polski na gospodarza mistrzostw Europy kobiet w piłce nożnej 2029 włączyli się Marta Nawrocka, Ewa Pajor czy Robert Lewandowski. Nasza aplikacja nie przekonała jednak żadnego z głosujących członków Komitetu Wykonawczego UEFA. Głosowało 17 osób, do wygrania w pierwszej turze było potrzebnych 10 głosów.
Nasi zachodni sąsiedzi bez problemu przekroczyli tę poprzeczkę, uzyskując aż 15. Kandydatura Danii ze Szwecją uzyskała 2 głosy, a Polski ani jednego. To bardzo smutny wynik, którego raczej opinia publiczna nad Wisłą się nie mogła spodziewać. Sam końcowy werdykt działaczy nie jest jednak zaskoczeniem dla Michała Listkiewicza.
- Szczerze? To było raczej oczywiste, że turniej zgarną Niemcy. Piłka kobieca w tym kraju to potęga. Już w 2011 roku odbyły się tam mistrzostwa świata i były dużym sukcesem. Nie będę ściemniał, sam bym tak głosował i na miejscu UEFA podjąłbym identyczną decyzję. Niemcy jako gospodarz dają 100 procent gwarancji, że to będzie wielkie wydarzenie. W Polsce w piłce kobiecej zrobiliśmy spory postęp, ale ciągle dzieli nas od niektórych państw duży dystans - powiedział były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej w rozmowie z Weszło.com.
To głos przeciwny do tego wydawanego niektórych fanów, którzy uważają, że zamiast do futbolowych gigantów, takie imprezy powinny trafiać do nieco mniej bogatych piłkarsko krajów, by promować futbol. W tym roku czempionat Starego Kontynentu gościła Szwajcaria.
Trochę to przykre, że nasz kraj nie otrzymał ani jednego głosu, ale widocznie w UEFA podeszli do tego realistycznie
- To trochę jak z wyborami politycznymi. Zdarza się, że sympatyzujemy z kimś, ale jednocześnie mamy świadomość, że ta osoba albo partia nie wzniesie się ponad parę procent głosów i dociera do nas, że głos w pewnym sensie będzie stracony - dodał.
Były sędzia docenia duże wydarzenia piłkarskie, które otrzymuje nasz kraj, ale ma apetyt na więcej. Marzeniem wielu kibiców pozostaje decydujący mecz męskiej Champions League.
- Musimy się z tym pogodzić, że na razie otrzymujemy spotkanie o Superpuchar Europy, finał Ligi Europy, finał Ligi Konferencji, czy młodzieżowe mistrzostwa Europy kobiet. Szkoda, że Stadion Narodowy zbudowano trochę za mały. Gdyby miał te 10 tysięcy miejsc więcej, a nie było to raczej problemem, kiedy obiekt powstawał, jestem przekonany, że gościłby już wielki finał Ligi Mistrzów - zakończył.
Jak jednak wiadomo, ministerstwo sportu zaczęło już konsultacje badające możliwość zwiększenia pojemności warszawskiego obiektu do 70 lub nawet ponad 80 tysięcy miejsc.













