Trump brylował u boku Infantino. Listkiewicz wyszedł z siebie: Nie do pomyślenia
Już wszystko jasne! Jeśli reprezentacji Polski uda się przejść przez baraże, na mistrzostwach świata w grupie czekają na nas Holendrzy Japończycy i Tunezyjczycy. - Zacznijmy od tego, że jest jeszcze daleka droga - mówi dla Interii Sport Michał Listkiewicz. Były prezes PZPN nie pominął również obecności Donalda Trumpa na piątkowym losowaniu. - Kiedyś to było nie do pomyślenia - przyznaje.

Plan jest prosty. Aby wystąpić na przyszłorocznym mundialu, reprezentacja Polski najpierw musi pokonać Albanię na Stadionie Narodowym w Warszawie, a następnie przypieczętować awans wygraną z Ukrainą lub Szwecją.
Po spełnieniu tych dwóch warunków bramy niebios będą otwarte. W piątkowy wieczór odbyło się losowanie grup MŚ, po którym wiemy, że w przypadku kwalifikacji trafimy do grupy F, gdzie znalazły się Holandia, Japonia i Tunezja.
Michał Listkiewicz na gorąco po losowaniu grup MŚ: Ani źle, ani dobrze
Zaraz po zakończeniu losowania skontaktowaliśmy się z Michałem Listkiewiczem. Były prezes PZPN na samym początku rozmowy nie ukrywał, że obecnie powinniśmy skupić się przede wszystkim na marcowych play-offach. - Zacznijmy od tego, że jest jeszcze daleka droga do tego, żeby zagrać z tą Holandią, Japonią i Tunezją. Musimy wyeliminować jeszcze dwóch rywali, i to silnych rywali - usłyszeliśmy.
- Ale zakładając, że sobie poradzimy, no to uważam, że... ani źle, ani dobrze - mówi legendarny trener, odnosząc się do piątkowego losowania w kontekście potencjalnej dywizji "Biało-Czerwonych". - Oczywiście idealnie byłoby wylosować Kanadę, jakąś drużynę egzotyczną - słabszą od Japonii - bo to jest przecież bardzo silny zespół. Ale mogło też być gorzej, także nie ma co tu gdybać. Jan Urban, który jest człowiekiem trochę przypominającym Kazimierza Górskiego, w sposobie myślenia i prowadzenia reprezentacji, na pewno to skomentuje w ten sposób: Jak chcesz zawojować mundial, to musisz z takiej grupy awansować. Tak jak pan Kazimierz mówił po wylosowaniu Argentyny i Włoch swego czasu i miał rację - mówi Listkiewicz.
Trump brylował na scenie u boku Infantino. "Jest to trochę niesmaczne"
Rozmawiając o całej ceremonii, nie sposób było ominąć wątek Donalda Trumpa, który odebrał z rąk Gianniego Infantino Pokojową Nagrodę FIFA. - To znak czasów. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Ja uczestniczyłem chyba w dwunastu losowaniach i zawsze bohaterami byli znani piłkarze, gwiazdy show-biznesu też się zdarzały. W ten sposób poznałem Rogera Moore'a, słynnego agenta Jamesa Bonda, który siedział w pierwszym rzędzie, gdzie mnie również zdarzyło się być. Także to byli ludzie wybitni w sporcie, w kulturze, filmie, gwiazdy estrady i ekranu. Ale politycy byli zawsze bardzo daleko. Nie przypominam sobie... Nawet kiedyś Henry Kissinger (były Sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych - red.), który był przecież wielkim fanem piłki nożnej, znawcą, skromnie gdzieś tam siedział w drugim, trzecim rzędzie - przyznał 72-latek.
Dzisiejsze show pokazało, że dystans sportu i polityki mamy już za sobą, ten rozdział mamy zamknięty. Ze szkodą dla sportu, oczywiście
- Jest to trochę niesmaczne. Umówmy się, ja nie słyszałem nigdy o Pokojowej Nagrodzie FIFA. Można było uhonorować prezydenta Trumpa w inny sposób. Dać mu Order of Merit, to jest bardzo cenne odznaczenie FIFA, które jest od zawsze. Z Polski ma je tylko jedna osoba, właśnie pan Kazimierz Górski. Myślę, że to byłoby bardziej naturalne. Natomiast wymyślanie nowej nagrody... - słyszymy.
Listkiewicz docenił jednak szefa FIFA za "czucie ducha czasów". - Doskonale dopasowuje się do zmieniającej rzeczywistości. Za to bym go akurat nie krytykował, bo gdyby okopał się w oblężonej twierdzy, to mogłoby się skończyć tym, że sponsorzy by zaczęli trochę kręcić nosem, że FIFA jest nienowoczesna, nie podąża za wyzwaniami współczesności. Ale koniec końców bohaterami nie będzie Trump, nie będzie Infantino, tylko będą piłkarze na boisku. Na to musimy poczekać jeszcze do czerwca - mówi nasz rozmówca.
Co z barażami?
Poczekać musimy także na baraże. 26 marca Polacy zagrają z Albanią. Miejmy nadzieję, że pięć dni później przyjdzie nam zagrać w finale. Jak Michał Listkiewicz ocenia szanse zespołu Jana Urbana? - Jak mam strzelać, to powiedziałbym, że w pierwszym meczu szanse procentowe rozkładają się 65 do 35 na naszą korzyść, natomiast w decydującej fazie, niezależnie od tego, z kim zagramy, dałbym 50 na 50 - zakończył.













