Harry Kane przechodził do Bayernu Monachium minionego lata z jasnym celem. Po tym, jak potoczyła się jego kariera w Tottenhamie Hotspur Kane chciał przede wszystkim zdobywać trofea, a więc to, czego mu w klubie z Londynu zdecydowanie zabrakło. Anglik w zespole ze stolicy Anglii zbudował sobie wręcz pomnik trwalszy niż ze spiżu. Napastnik z drużyny "Kogutów" odszedł jako absolutnie wybitna postać, ale nie udało mu się zdobyć upragnionego trofeum. 2:0 dla Bayernu Monachium i szalony zwrot akcji, szok. Sensacyjna kompromitacja w Niemczech Negocjacje Bayernu z Tottenhamem łatwe nie były, ale ostatecznie Anglik trafił do Bawarii. Bayern oczywiście, sprowadzając snajpera, pobił swój rekord transferowy. Bawarczycy zapłacili za swoją nową gwiazdę aż 95 milionów euro kwoty podstawowej. Sprowadzenie Kane miało być także sposobem na zasypanie pustki, którą pozostawił po sobie Robert Lewandowski, który z klubem pożegnał się za około połowę kwoty, którą Bayern wyłożył na kilka lat młodszego zawodnika. Rekord Lewandowskiego przetrwał. Harry Kane nie dał rady Anglik do Bayernu wszedł w imponujący sposób. Z tygodnia tydzień jego wyniki robiły jeszcze większe wrażenie, a z każdym kolejnym rozegranym meczem i strzelonym golem wydawało się, że legendarny rekord Roberta Lewandowskiego z sezonu 2020/2021 naprawdę może być zagrożony. Kane notował wybitne wyniki indywidualne, a trzeba było pamiętać, że "Lewy" swój dorobek uzbierał w zaledwie 29 spotkaniach. Na dwie kolejki przed końcem Kane dobił do granicy 36 strzelonych goli w 32 rozegranych spotkaniach. Niebywałe sceny w Gliwicach. Szalony finisz, Jagiellonia uciekła spod topora Anglikowi miały więc pozostać dwie szanse na to, aby zmierzyć się z tym, co kilka lat przed nim zrobił Robert Lewandowski. Snajper jednak w meczu półfinałowym z Realem Madryt nabawił się kontuzji, która sprawiła, że nie był w stanie zagrać w dwóch ostatnich kolejkach z VFL Wolfbsurg, a potem Hoffenheim. W związku z tym Kane nie pokazał się na murawie i oczywiście nie strzelił już ani jednego gola więcej. - Muszę się sprężyć i spieszyć, ale to możliwe - tak w końcówce kwietnia o tym rekordzie mówił Anglik. Teraz już wiemy, że 30-latek nie dogonił Roberta Lewandowskiego i rekord, który Polak pobił przetrwał kolejny sezon. Niemniej jednak, patrząc na to, jak w debiutanckim sezonie prezentował się Anglik, śmiało można stwierdzić, że Kane jest tym zawodnikiem, który może faktycznie realnie zagrozić wynikowi, który sprawił, że Lewandowski o sezonie 2020/2021 będzie mógł opowiadać przez całe swoje życie. 36 goli w 32 spotkaniach w pierwszym sezonie w nowym klubie musi robić wrażenie.