Partner merytoryczny: Eleven Sports

Ego Zlatana, płuca Wayne'a

Gole Zlatana Ibrahimovica i harówka Wayne’a Rooneya stają się fundamentem gry PSG i Manchesteru United. Dwóch napastników wybitnych, wyrazistych, których dzieli wszystko.

Zlatan Ibrahimovic
Zlatan Ibrahimovic/AFP

17 goli w 17 kolejkach Ligue 1, a właściwie w 14 meczach, bo trzy stracił przez dyskwalifikację i lecząc uraz. W lidze francuskiej Zlatan Ibrahimovic trafia w tym sezonie do siatki co 73 minuty, częściej niż Cristiano Ronaldo w Realu Madryt. Powszechny podziw zjednały mu ostatnie występy w reprezentacji Szwecji, najpierw dał impuls do niewiarygodnej pogoni za Niemcami od stanu 0-4, potem wbił cztery bramki Anglikom, w tym tę ostatnią, uderzeniem przewrotką z 25 metrów, która znajdzie się na eksponowanym miejscu w muzeum futbolu. Nie ma jednak wątpliwości, że Ibrahimovic staje się także twarzą futbolowego projektu szejka Al-Khelaifiego.

Z nieokrzesanego Narcyza, Szwed zmienia się w charyzmatycznego przywódcę. Mówił o tym selekcjoner kadry Erik Hamren wspominając płomienną mowę Zlatana w szatni, w przerwie pojedynku na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, kiedy już po 45 minutach Skandynawom pozostała w zasadzie tylko gra o zachowanie twarzy. W 62. min Ibrahimovic zdobył gola dając początek czegoś niepojętego. A przecież zaledwie trzy lata wcześniej był tak rozgoryczony porażką w eliminacjach mundialu w RPA, że zrezygnował z gry w drużynie narodowej. Dziś już wie, że bohaterowie nie płaczą, ale po prostu zwyciężają.
 
Lista skandali wywołanych przez Ibrahimovica była długa jak jego nogi. Mentor Szweda Leo Beenhakker, który sprowadzał go do Ajaksu z Malmoe wspomina, że już wtedy ego 20-latka z trudem mieściło się w szatni. Ale tak jak były selekcjoner reprezentacji Polski, tak inni szkoleniowcy uwielbiali Zlatana za jego kunszt. Beenhakker do dziś uważa, że praca ze Szwedem była jednym z najbardziej fascynujących wyzwań w jego karierze, a przecież prowadził Real Madryt z Butragueno, Michelem i Hugo Sanchezem, a także kadrę Holandii z Gullitem, Rijkaardem i van Bastenem.
 
W tym sezonie ligi francuskiej Ibrahimovic zdobył ponad połowę bramek PSG (32). Tylko dzięki nim nowe imperium dotrzymuje kroku Lyonowi, który góruje nad nim determinacją i poczuciem wspólnoty. W Ligue 1 mamy do czynienia ze swoistym wyścigiem zbieraniny gwiazd ze spójnym kolektywem. Czy kunszt Szweda przechyli szalę na korzyść paryżan?
 
Zlatan już zdobył więcej bramek dla PSG niż dla Barcelony (16) i Milanu w pierwszym swoim sezonie (14). Może się zdarzyć, że na półmetku dorówna Olivierowi Giroud i Nene, którzy byli najskuteczniejsi w poprzednich rozgrywkach strzelając po 21 bramek. Ostatnim graczem z 30 golami w Ligue 1 był Jean-Pierre Papin 22 lata temu. Rekordzistą jest Josip Skoblar z 44 trafieniami w sezonie 1970-71.
 
W Champions League Ibrahimovic zdobył dotąd tylko 2 bramki, za to zaliczył aż 5 asyst, najwięcej ze wszystkich graczy w tych rozgrywkach. To też świadectwo zmiany - staje się zawodnikiem nie tylko skupionym na własnych dokonaniach, ale pozwalającym błysnąć kolegom z zespołu. "Ze Zlatanem wszystko jest możliwe" - taki tytuł nosi tekst na oficjalnej stronie UEFA próbujący przewidzieć, czego mogą dokonać paryżanie w dalszej części rywalizacji.
 
Oczywiście Zlatan nie byłby sobą, gdyby nie dostał czerwonej kartki. W Paryżu też mu się to zdarzyło. Jasne jest, że chce rządzić w szatni, to leży w jego charakterze. "Kocham go za to" - mówi Beenhakker. Na razie PSG więcej kłopotów sprawia podobno agent Szweda, który zamierza uchronić Ibrę przed płaceniem 75-procentowego podatku dla bogaczy wprowadzanego we Francji. Groził nawet, że drugi na liście najlepiej zarabiających piłkarzy świata może opuścić Ligue 1.
 
Znacznie mniej hałasu otacza w tym sezonie Wayne’a Rooneya. Nie zmienił klubu, nawet nie groził, że to zrobi, goli zdobywa mniej niż w najlepszych czasach. Z tymi dwoma w derbach Manchesteru uzbierało się w lidze zaledwie sześć, tyle samo ma cierpiący wciąż na nostalgię Fernando Torres z Chelsea. Mimo wszystko Wayne i tak został najmłodszym graczem w Premier League, który przekroczył granicę 150 bramek.
 
W karierze gracza United dokonała się jednak ostatnio istotna zmiana. Wystarczy spojrzeć na rubrykę "asysty", których ma już siedem otwierając listę najlepszych pod tym względem w lidze angielskiej. Wyprzedza Juana Matę i Edena Hazarda z Chelsea. A przecież po transferach Robina van Persiego i Shinjiego Kagawy jego pozycja w klubie wydawała się słabsza. Stracił początek sezonu, w szóstej kolejce, w starciu z Tottenhamem wszedł dopiero po przerwie przy stanie 0-2. W spotkaniu ze Stoke, cztery dni przed 27. urodzinami trafił do bramki trzy razy, zaczynając jednak od samobója. Kontuzje Kagawy sprawiły, że przestał się martwić o grę w podstawowym składzie.
 
Pierwszy raz od opuszczenia United przez Cristiano Ronaldo, Rooney znów może grać tak, jak lubi najbardziej. Nie jest snajperem "przyspawanym" do pola karnego, ale przemierza przestrzenie nieogarnięte dla jego przeciwników. Odpowiedzialność za gole wziął na siebie Robin van Persie, Anglik może harować w defensywie, odbierać piłkę, a potem gnać z nią pod przeciwne pole karne. Tak grał, gdy zaczynał karierę, potem jednak kolejni selekcjonerzy i Alex Ferguson próbowali mu wytłumaczyć, że dorósł do roli łowcy bramek. Uważali za marnotrawstwo sił i talentu, gdy tak wybitny piłkarz spełniał rolę bocznego obrońcy, lub defensywnego pomocnika.
 
Tyle, że Rooney to właśnie kocha. Nienawidzi schodzić z boiska czując, że w płucach pozostały mu jeszcze resztki powietrza. W tym sensie jest klasycznym Anglikiem. Mecz można przegrać, ale nie można go oddać. Wayne znów wygląda na szczęśliwego, a Manchester ma z niego jeszcze więcej pożytku. Nieszczęśliwy może być tylko Kagawa, bo to on miał spełniać w United rolę cofniętego napastnika.
 
W Champions League drużyna Fergusona nie spotkała jeszcze godnego siebie przeciwnika. Po klęsce z ubiegłego roku, ma nową motywację, awans z pierwszego miejsca w grupie zapewniła sobie już po czterech meczach. Zmartwieniem rywali United będzie nie tyle van Persie, bo jego da się zatrzymać. Ale opędzenie się od Rooneya, zniechęcenie go do walki, to wyzwanie nr 1.

Autor: Dariusz Wołowski

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje