"To było złodziejstwo, widział to cały świat" - wychrypiał do mikrofonu Fernando Navarro nie chcąc mówić więcej w obawie przed dyskwalifikacją. Trener Unai Emery także nie miał wątpliwości, że błędy sędziego Muniza Fernandeza miały znaczący wpływ na porażkę Sevilli w Barcelonie 2-3. Gościom chodziło przede wszystkim o anulowanego gola przy stanie 1-0, Gerardo Martino i piłkarze Barcy ripostowali, że przy centrze z rzutu rożnego faulowany był Dania Alves. Rosyjska ruletka Barcelony Bez względu na pracę arbitra Barcelona zafundowała sobie i fanom z Camp Nou rodzaj rosyjskiej ruletki. Tym razem feralny nabój wystrzelił do ich gości. Końcówka meczu była jednak kompletnie zwariowana, nikt nie panował nad sytuacją, chwilę po tym, jak w 90. min Sevilla wyrównała na 2-2, mogła zdobyć zwycięską bramkę. Ta padła jednak dla gospodarzy, po szarży Leo Messiego, kiedy Alexis Sanchez wbił piłkę między słupki. Najlepszym graczem na boisku był Neymar. W zespole Martino Brazylijczyk sprawiał wrażenie jedynego, któremu gra w piłkę sprawia przyjemność. Trudno przypomnieć sobie tak szary występ Xaviego i Iniesty, obaj pomocnicy stawiani niedawno za wzór kreatywności, snuli się tym razem po boisku. Messi budził się tylko od czasu do czasu, jakby ktoś przypominał mu, że walczy o piątą Złotą Piłkę. Dodając do tego słabiutką grę w tyłach, mamy pełny obraz Barcelony z początku sezonu. To wręcz nieprawdopodobne, że w tej formie zespół zdobył Superpuchar Hiszpanii i zanotował serię czterech zwycięstw na starcie Primera Division. Może jednak argentyński trener próbuje uczyć swoich piłkarzy oszczędności i wyrachowania, których tak często brakowało im w przeszłości? Bramkarz bohaterem Realu Sztuka przetrwania bez strat nie udała się Realowi Madryt. Wczoraj bohaterem w przebudowywanym zespole "Królewskich" był Diego Lopez, który swoimi interwencjami ocalił punkt w wyjazdowym starciu z Villarreal (2-2). Gospodarze byli lepszą drużyną, bardziej zgraną, zdeterminowaną, spójną. Real opierał swoją grę na indywidualnym talencie gwiazd, które tylko od czasu do czasu nawiązały porozumienie. Gole zdobyli dwaj najdrożsi gracze świata Cristiano Ronaldo i Gareth Bale, nie były to jednak salwy armatnie w ich stylu, ale wpychanie piłki do bramki. Bale zagrał w debiucie godzinę, ale nie pozostawił wątpliwości, że będzie ogromnym wzmocnieniem dla drużyny. Co jednak zrobić z grą defensywną? Dlaczego takie asy jak Sergio Ramos z Pepe pozwalali nieustannie ogrywać się piłkarzom, którzy jeszcze parę miesięcy temu grali w II lidze? Bezdyskusyjnie najlepszym zespołem w Primera Division jest teraz Atletico Madryt. Diego Simeone stracił Falcao, co nie przeszkadza mu pokazywać, jak stworzyć znakomity kolektyw z graczy solidnych, ale przecież nie wybitnych. Niechciany na Camp Nou David Villa się odradza, wszystko funkcjonuje perfekcyjnie dowodząc, iż walką, poświęceniem i dyscypliną można w futbolu dokonywać nie mniej niż za pomocą gwiazd wartych dziesiątki milionów euro. Zespół z Vicente Calderon jest lustrzanym odbiciem Barcelony. Zachowuje kontrolę nad rywalem oddając mu piłkę w posiadanie. Wkrótce się przekonamy, czy to metoda pozwalająca na sukcesy także w Europie. Niczego jednak póki co nie da się twierdzić kategorycznie. Start sezonu był trudny dla faworytów we wszystkich ligach. Ani Bayern nie przypomina dotąd pancernego pociągu, ani kolosy z Premier League. PSG wygrywa we Francji, ale nie zachwyca, za wcześnie jednak na wnioski. Aby oddać huśtawkę nastrojów wystarczy wskazać na przykład Arsenalu. Po katastrofalnym starcie fani z "The Emirates" byli przekonani, że 17 lat Arsene’a Wengera w ich klubie to absolutnie wystarczy. Kilkanaście dni później patrzą z wyżyn tabeli na Chelsea, Manchester City i Manchester United. Debiut Mesuta Oezila wlał w ich serca przekonanie, że tym razem musi być dobrze. Porozmawiaj o artykule na blogu autora