Interia.pl: Nowy sezon nie zaczął się dla polskiej piłki pomyślnie. Legia przez fatalny błąd wyleciała z Ligi Mistrzów, Lecha ograli Islandczycy, stadiony Ekstraklasy świecą pustkami. Jako szef polskiej piłki nie ma pan lekko. Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: Spokojnie, futbol był, jest i będzie w Polsce sportem numerem "jeden". Jego dominacja nad innymi dyscyplinami jest niepodważalna. Wychodzimy z ciężkiej choroby, a po jej przebyciu żaden pacjent z dnia na dzień nie jest w życiowej formie. Dojście do niej wymaga czasu i wysiłków wielu ludzi. My robimy wszystko, aby nasza piłkarska młodzież miała się jak najlepiej i te młodzieżowe reprezentacje radzą sobie coraz lepiej. Mam tego świadomość, że wszyscy postrzegają nas przez pryzmat seniorskiej reprezentacji i klubów Ekstraklasy. Jak nie ma wyników, to jest więcej narzekania - to normalne zjawisko. Chcielibyśmy, żeby te wyniki były o niebo lepsze, krok po kroku idziemy w dobrym kierunku. Zdaje się, że Legia była najbliżej przełamania nudnawego oczekiwania na mistrza Polski w Champions League, a tu taki klops... - Legia miała ogromną szansę na Ligę Mistrzów, ale ją oddała przez nieprawdopodobny błąd formalny, jaki sama popełniła. Nie zapominajmy jednak, że sportowo pokonanie Celticu 6-1 w dwumeczu o czymś świadczy. Legioniści stoją przed ogromną szansą awansu do Ligi Europejskiej, a jeśli w niej wywalczą wyjście z grupy, to śmiało mogą zarobić z 20 mln zł, dzięki temu pozyskać dwóch klasowych zawodników, by za rok skuteczniej przystąpić do batalii o Champions League. Nie zapominajmy, że szansę na wejście do Ligi Europejskiej ma też Ruch Chorzów, za niego również trzymam kciuki. Gdyby Legii i chorzowianom udało przejść ostatnią przeszkodą, mielibyśmy dwa zespoły w fazie grupowej, czyli spory postęp w porównaniu do zeszłego sezonu, gdy z marnym skutkiem - z jednym zwycięstwem i tylko dwoma zdobytymi - rywalizowała w LE Legia. Próbował pan ratować sytuację Legii u szefa UEFA Michela Platiniego. Jaka była jego reakcja? - Był zdziwiony i było mu przykro, że doszło do takiej sytuacji. Ale przecież wszystkim jest przykro, mi też czasami, gdy decyzje PZPN-u uderzają w kogokolwiek. Zawiniła jakaś osoba w klubie, ale konsumentami tej pomyłki są przede wszystkim kibice i piłkarze - to jest w tym wszystkim najbardziej smutne. Pamiętajmy jednak, że Komisja Dyscyplinarna UEFA nie miała wyjścia - przepis w sprawie występu zawieszonego za kartki zawodnika precyzuje karę jasno i wyraźnie, nie ma żadnych "widełek". - Wracając do mojej rozmowy z Platinim, u nas jest popularne słowo "załatwić", że jak ktoś kogo zna, to może coś u niego "załatwić". Dla mnie to słowo nie istnieje i rozumiem ludzi z UEFA, którym jest szalenie przykro, że na razie to się skończyło na walkowerze. Na razie? Czyli istnieje promyk nadziei dla Legii, która się odwołała? - Zobaczymy , co dalej z tego wyniknie. Platini, gdyby tylko mógł, toby Legii nie ukarał, ale nie miał na to szansy, bo regulamin mówi jasno: za to przewinie jest walkower 0-3. Legia ma szanse i się odwołuje. Na ile są one duże, tego nie wiem. Nie będę się bawił w Copperfielda. Przy okazji nie mylmy pojęć - Legii nie ukarała UEFA, tylko niezależne ciało, jakim jest Komisja Dyscyplinarna UEFA. - Błąd był fatalny, a kara za niego niemiłosierna, nieadekwatna w stosunku do przewinienia. Ten walkower jest tragedią sportowa dla trenera, piłkarzy i kibiców. Natomiast jest stare powiedzenie - nie rozdrapujmy ran, tylko zróbmy wszystko, aby w drodze do Ligi Europejskiej ograć drużynę z Kazachstanu, co nie będzie łatwe.<a href="http://sport.interia.pl/forum/uefa-nie-trzyma-sie-zasad-fair-play-tematy,dId,2484570">Co sądzisz o werdykcie UEFA? Dyskutuj!</a> Dlaczego stadiony Ekstraklasy świecą pustkami na miesiąc po wspaniałych mistrzostwach świata, które rozbudziły zainteresowanie piłką nożną? - Nie znam polityki klubów w zakresie marketingu, nie wtrącam się do niej. Ja bym zrobił bilety ekstremalnie tanie, zwłaszcza dla dzieci i młodzieży, aby chodzenie na mecze weszło im w krew. Wiadomo, że mamy społeczeństwo nie za bogate, a ci najbogatsi najczęściej na mecze wchodzą za darmo i to na trybunę dla VIP-ów. Za przychodzenie na mecze płaci szary kibic. W ten sposób wpływy z biletów stanowią bardzo małą część składową w rocznych budżetach klubów. Dlatego walczyłbym o ilość kibiców, a nie o ich jakość. Mówi pan coś dokładnie odwrotnego niż prezes Wisły Jacek Bednarz, który woli na stadionie elity, niż "obrażającą kogo popadnie hołotę". - Nie interesuje mnie to, kto co mówi, nie chcę z nikim wchodzić w żadne polemiki. Uważam, że trybuny powinny być otwarte i jak najbardziej dostępne dla dzieci i młodzieży. Czy światełkiem w tunelu dla polskiej piłki mogą być tacy zawodnicy jak Krychowiak, którego w wieku 24 lat za 5 mln euro kupiła Sevilla? Dzisiaj Grzegorz ma szansę zagrać z wielkim Realem o Superpuchar Europy. - Ja naszym piłkarzom, grającym za granicą życzę jak najlepiej, a zwłaszcza, by błyszczeli w reprezentacji Polski. To mnie interesuje najbardziej. Rozmawiałem z Krychowiakiem, życzę mu, by grał jak najwięcej w Sevilli. Podobnie jak cieszę się z tego, że Robert Lewandowski jest Bayernie. Dla mnie jest jednak najważniejsze, żeby pełnię swych umiejętności pokazywali kibicom reprezentacji Polski. Mówi pan, że PZPN stawia na młodzież, ale nie da się tego powiedzieć o wszystkich klubach Ekstraklasy, które masowo sprowadzają obcokrajowców i najczęściej nie wnoszą oni za wiele do naszej ligi. - Nie ma o czym mówić, to zły kierunek i dlatego w 2. I 1. lidze od przyszłego sezonu będzie obowiązywał limit dwóch obcokrajowców, a w Ekstraklasie - trzech. Mieszkańców Unii Europejskiej rzecz jasna nie możemy traktować jako obcokrajowców. - Polityka niegrania polskimi piłkarzami jest zgubna i dla mnie niezrozumiała także z biznesowego punktu widzenia. Przecież 95 procent wpływów z transferów polskich klubów, w ostatnich latach, pochodzi ze sprzedaży Polaków, a nie obcokrajowców. Gdyby jeszcze te nasze talenty za granicą grały, a nie grzały ławę, by później z podkulonym ogonem wracać do kraju. - Serce mnie boli, gdy widzę, co się dzieje z Dominikiem Furmanem i Pawłem Dawidowiczem. Gdyby taki Dawidowicz w polskiej lidze pograł jeszcze przez dwa lata, to pół Europ by się o niego biło, ale odszedł za wcześnie. Podejrzewam, że ta przygoda skończy się tak, że chłopak nauczy się portugalskiego, posiedzi na ławce i wróci. A za dwa lata, za sam podpis na kontrakcie wziąłby tyle, co teraz przez dwa sezony spędzone w Benfice. Trochę ślepy ten pęd na Zachód? - Młodzi chłopcy są wypychani przez zaślepionych zyskiem menedżerów. Naprawdę boli mnie serce, gdy widzę to wszystko. Przecież od dawna wiadomo, że forma, wydolność, płuca - wszystko to jest inne, gdy młody piłkarz gra regularnie. Siedzenie na ławce jest dla niego zgubne. Stępiński, Furman, Dawidowicz, Wolski byliby w innym miejscu, gdyby grali. Kluczową rolę odgrywają menedżerowie. Niektórzy z nich - nie chcę podawać nazwisk - mają ideę, pomysł na długoplanowy rozwój kariery zawodnika, ale większości piłkarz służy za mięso armatnie. Byle zgarnąć prowizję i zapomnieć. Dawidowicza mi szczególnie szkoda, bo to utalentowany zawodnik. Po czterech kolejkach Ekstraklasy liderem jest beniaminek z Bełchatowa, gdy nie wzmocnił się specjalnie po awansie. To chyba słabe świadectwo dla poziomu? - To pytanie bardziej do Ekstraklasy niż do mnie, ale ja uważam, że to przyjemnie zjawisko, że w czubie tabeli od czasu do czasu dzieje się coś nowego. Wiadomo, że to początek sezonu, a na koniec najwyżej będą: Lech, Legia i pewnie Lechia Gdańsk, które dominują sportowo i finansowo. Rozmawiał: Michał Białoński