Sprawdź, kiedy nasi będą walczyć o medale! Polki zgubiły pałeczkę na trzeciej zmianie i w swej serii eliminacyjnej wynikiem 3.32,83 zajęły siódme miejsce, a generalnie 15. Jako pierwsza wystartowała Małgorzata Hołub (KL Bałtyk Koszalin). - Starałam się mocno ruszyć. Byłam na ostatnim torze, więc nie wiedziałam, jak biegną rywalki za mną. Dostałam zadanie, żeby wyprowadzić trochę sztafetę Patrycji; ona miała bardzo silne przeciwniczki na swojej zmianie. Niestety, na trzeciej zmianie stało się to, co się stało. Doszło do przepychanki między Asią i Kanadyjką. Trudno mi jest sobie wyobrazić, jak może pałeczka wypaść, bo mi się wydaje, że trzymam ją z całych sił - powiedziała Hołub. Na drugiej zmianie biegła Patrycja Wyciszkiewicz (SL Olimpia Poznań), następnie Joanna Linkiewicz (AZS AWF Wrocław), będąc na czwartej pozycji. Niestety, na wirażu opuściła pałeczkę, wyhamowała, wróciła po nią, ale strata do prowadzących zespołów była już bardzo duża. - Nie wiemy dokładnie jak to wyglądało. Na dobrą sprawę mogło być tak, że to Asia wpadła na Kanadyjkę, a nie odwrotnie. Zazwyczaj jak się gubi pałeczkę, to na zmianie, a nie w trakcie biegu. Dobre byłoby siódme miejsce w finale, a nie w eliminacjach. Po to tu też przyjechałyśmy - podkreśliła Wyciszkiewicz. Jako ostatnia biegła Justyna Święty (AZS AWF Katowice). - Wychodząc na swoją zmianę, widziałam, że Asia jest na czwartej pozycji. Jak się odwróciłam, już jej tam nie było. Nie miałam pojęcia, co się stało. Myślałam, że powalczymy. Pałeczka wypadła i pozostał żal. Nie chcę się wypowiadać, czyja to wina, bo emocje biorą w tym momencie górę - przyznała. Najlepsze czasy dnia uzyskały sztafety USA - 3.23,05, Nigerii - 3.23,27 i Jamajki - 3.23,62. Finał w niedzielę o godz. 14.05. Zobacz, co powiedziały zdenerwowane Polki po biegu (TVP Sport): Także polska sztafeta mężczyzn 4x400 m nie wystąpi w niedzielę w finale. Polacy, mimo że uzyskali w Pekinie swój najlepszy w tym sezonie wynik 3.00,72, zajęli w eliminacyjnej serii piąte miejsce, a generalnie uplasowali się na 11. "Biało-czerwoni", brązowi medaliści ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Zurychu, biegli w składzie: Łukasz Krawczuk, Michał Pietrzak, Rafał Omelko i Jakub Krzewina. - To wszystko miało wyglądać inaczej. Zwłaszcza po wynikach w Zurychu i halowych mistrzostwach Europy. Mieliśmy wielkie nadzieje, ale niestety, coś się posypało w trakcie przygotowań. Jeśli chodzi o mnie to musiałem przejść operację, a po niej tak dobrze się czułem, że zacząłem trenować jak wariat. Przyplątał się jednak przeciążeniowy uraz stopy i znowu cztery tygodnie wypadły - tłumaczył Krzewina (WKS Śląsk Wrocław). Omelko (AZS AWF Wrocław) zwrócił uwagę, że poziom na 400 m w ostatnim roku znacznie się poprawił. - Rywale nam odjechali. To chyba najwyższy poziom w historii. Taki czas zawsze dawał awans do ósemki. Sezon był dla nas bardzo dziwny, bo nie osiągnęliśmy dyspozycji, jakiej oczekiwaliśmy. Wydaje mi się, że w moim wypadku zaważyło, iż próbowałem biegać przez płotki - ocenił. Pietrzak (AZS AWF Katowice) podkreślił, że na uzyskiwane indywidualnie czasy, i tak wypadli całkiem nieźle. - 3.00,72 to naprawdę rewelacyjny wynik. Nie wiem, kiedy ostatnio nie dawał finału. Przygotowania nie przebiegły tak, jak sobie tego życzyliśmy. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski na przyszłość - powiedział. Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław) nie ma złudzeń. Jeśli Polacy chcą liczyć się w przyszłorocznych igrzyskach w Rio de Janeiro, muszą wszyscy poprawić indywidualnie rekordy życiowe. - Inaczej będzie bardzo trudno dostać się do finału - przyznał. W kwalifikacjach kobiecych sztafet 4x100 i 4x400 m awansu do finału również nie wywalczyły Polki. Tak więc ostatni dzień 15. mistrzostw świata w Pekinie bez "biało-czerwonych" zespołów.