Architekt z Rzeszowa w barwach Niemiec
Konrad Wysocki urodził się w Rzeszowie, studiował w USA, gra w reprezentacji Niemiec. Obecnie uczestniczy w mistrzostwach Europy w koszykówce. W Polsce zostanie dłużej. W nowym sezonie będzie występował w PGE Turowie Zgorzelec.

Niemcy walczą w Bydgoszczy o awans do ćwierćfinału. We wtorek czeka ich decydujący mecz z Chorwacją. W niedzielę przegrali dość niespodziewanie z Macedonią i choć atmosfera w drużynie nie była sielankowa, to Wysocki chętnie zgodził się na rozmowę.
- Przecież to my przegraliśmy, a nie dziennikarze. Nasz słaby występ nie może odbijać się na waszej pracy. Jestem do dyspozycji - przyznał z uśmiechem.
Urodził się w 1982 roku w Rzeszowie. - Niewiele pamiętam z tamtej Polski, bo wyjechaliśmy całą rodziną do Niemiec, gdy miałem cztery lata. Od małego jednak bardzo polubiłem koszykówkę. Zresztą zainteresowanie sportem dostałem w genach - ojciec był koszykarzem, a mama uprawiała siatkówkę. W basket gra także mój brat Kevin, który występuje w ekipie z Brunszwiku - powiedział Konrad Wysocki.
Grę w koszykówkę chciał łączyć z edukacją. Wyjechał do USA, gdzie zdobył wykształcenie architektoniczne.
- Zdolności przejawiałem podobno już w szkole. Gdy szukałem kierunku studiów moją uwagę zwrócił program zaproponowany przez Princeton University. Uczelnia dobra, zajęcia wydawały się ciekawe, więc chciałem spróbować. Do tego mieli niezłą drużynę koszykówki, co przyspieszyło moją decyzję - wyjaśnił.
Jak przyznał, początki w uczelnianej drużynie były dobre, ale ... - Może to dziwne, jednak treningi zaczęły mnie nudzić. Szlifowaliśmy do znudzenia pojedyncze zagrywki, skupialiśmy się na taktyce, ale ja nie czułem się lepszym koszykarzem. Po studiach dostałem nawet propozycję pracy w USA, ale z powodów formalnych musiałbym kilka miesięcy poczekać. Nie chciałem czekać, do tego ciągle chodziło mi po głowie, że mogę coś osiągnąć w koszykówce. Wróciłem do Niemiec - powiedział.
Zaczynał od drugiej ligi, później trafił do drużyny z Getyngi, a następnie były Ratiopharm Ulm oraz Skyliners Frankfurt, gdzie grał w ostatnim sezonie. Przed rokiem trafił do reprezentacji i uczestniczył w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Propozycji gry dla Polski nie rozważał, bo jej nie dostał.
- Nie było takiego tematu, ale szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że ktoś może zwrócić na mnie uwagę. Zawodową grę zaczynałem w niemieckiej drugiej lidze i krok po kroku piąłem się w górę, choć nie byłem już - jak na koszykarza - najmłodszy. Gdy dostałem powołanie i otworzyła się szansa wyjazdu na igrzyska, nie zastanawiałem się długo. Zdaję sobie sprawę, że dla Polaków wciąż jestem dość anonimowy - ocenił.
W nowym sezonie będzie grał w PGE Turowie Zgorzelec. Ten transfer również dla niego stanowił pewną niespodziankę.
- Ostatnie rozgrywki nie ułożyły się po mojej myśli. Zajęliśmy z drużyną z Frankfurtu siódme miejsce i stwierdziłem, że aby się rozwijać muszę coś zmienić. Szukałem klubu, który dałby mi możliwość gry w europejskich pucharach. I wtedy dostałem sygnał od nowego trenera Turowa Saso Obradovicia, który znał mnie z Bundesligi. Wiem, że Zgorzelec to czołowy polski zespół, walczy o najwyższe cele, a do tego Saso przedstawił ciekawe perspektywy. Moim atutem były zresztą nie tylko umiejętności, ale i ... paszport. Nie będę zabierał miejsca w drużynie żadnemu z obockrajowców, bo będę grał jako Polak - podkreślił.
- Moje pochodzenie nie miało wpływu na wybór zespołu. No może trochę, bo będę mógł lepiej poznać kraj i podszlifuję język. Co prawda wszystko rozumiem, ale mam kłopot z mówieniem. Na co dzień rzadko używam polskiego. Choć podczas mistrzostw Europy ta umiejętność się przydaje. Koledzy z reprezentacji wykorzystują mnie jako tłumacza. Nawet jak "kaleczę", to i tak potrafię powiedzieć więcej niż oni - dodał z uśmiechem 27-letni koszykarz, który perfekcyjnie mówi po niemiecku i angielsku, a potrafi porozumieć się również po francusku.
Jego zdaniem mistrzostwa Europy w Polsce stoją na bardzo wysokim poziomie. - Ciekawa impreza, bardzo wyrównana stawka. No i basket na wysokim poziomie. Pojawiło się wielu ciekawych młodych graczy. Wszystkie drużyny są strasznie silne fizycznie. Udało mi się zobaczyć w telewizji mecz Polski z Serbią. Tempo było zawrotne. Oba zespoły zaprezentowały się świetnie. A przecież to dopiero druga runda... - podkreślił.
Życie koszykarza podczas ME toczy się między halą a hotelem. Mimo to Wysocki i jego koledzy z niemieckiej reprezentacji znaleźli czas na chwilę relaksu.
- W sobotę mieliśmy wolne i zrobiliśmy sobie spacer po Bydgoszczy. Urzekł nas rynek, podobnie jak plaża w Gdańsku. Tam jest pięknie, a nigdy wcześniej nie dane mi było zobaczyć polskiego morza. Wszystko to jest dla mnie nowe. Znam tylko Rzeszów, bo tam wciąż mieszka babcia - zaznaczył.
Po zakończeniu kariery chciałby pracować w wyuczonym zawodzie. - Architektura stwarza wielki możliwości, ta dziedzina ciągle się rozwija. Staram się być na bieżąco, ale to nie jest łatwe, gdy się profesjonalnie uprawia sport. Może kiedyś zaprojektuję własny dom? Nie wiem. Chyba jednak bardziej interesuje mnie modernizacja budynków już istniejących, nadawanie im nowego charakteru. Na razie najważniejsza jest koszykówka - zakończył Konrad Wysocki.
INTERIA.PL/PAP
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje