Wielki Górnik z przełomu lat 60.i 70. miał w składzie wielu wspaniałych piłkarzy, po kilku na jedną pozycję. Najlepszym przykładem jest obsada bramki: zdarzało się, że w Górniku bronił jeden z nich, a w reprezentacji Polski - drugi. A potem na odwrót. Jan Gomola już na zawsze będzie mi się kojarzył z czterema historiami. 1. Historia pierwsza, o palcach, zrobiła na mnie wstrząsające wrażenie Nigdy nie zapomnę dłoni Jana Gomoli. Nie zapomnę chwili kiedy wyciągnął mi otwarte przed twarzą kiedy odwiedziłem go w rodzinnym Ustroniu. Były ogromne, a prawie każdy palec wykrzywiony w inną stronę. Kciuk prawej ręki złamał mu strzałem Ginter Michalski z Unii Racibórz, na treningu. Gomola sam go sobie od razu nastawił. Miał też złamany palec wskazujący prawej ręki i mały lewej. Są skrzywione, tak samo jak serdeczny palec prawej ręki - też połamany. Ze wszystkich dziesięciu palców tylko jeden nie był uszkodzony w związku z grą na bramce. Ale właśnie ten w ogóle się nie zgina. Akurat w tym jednym Gomola sam przeciął sobie ścięgna kiedy pracował na cyrkularce, stołowej pile tarczowej. 2. Historia druga, o odwadze, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie Jan Gomola wyróżniał się niezwykłym stylem: był cholernie odważny, fantastycznie wychodził do dośrodkowań, przy okazji tratując zarówno rywali jak i kolegów z drużyny. Potrafił przypadkowo znokautować Stanisława Oślizło. Rzuca się pod nogi, jak wariat, w stylu Edwarda Szymkowiaka, którego zawsze podziwiał. Kiedyś w meczu pucharowym w LASK Linz rzucił się pod nogi napastnika Helmuta Koeglbergera. Traci przytomność na cztery minuty. Potem wstaje i mówi: "gramy!".Genialnie piąstkował. Czasem aż na połowę przeciwnika. Mówił mi, że podpatrzył to u Lwa Jaszina. Tu też czasem nie obywało się bez ofiar. Trafiony pięścią Stefan Florenski, wspaniały obrońca Górnika, żalił się kiedyś : "Jasiu, dlaczego ty mnie bijesz?" 3. Historia trzecia, o pracowitości, wzbudziła mój szacunek Jan Gomola był tytanem pracowitości. Jan Banaś opowiadał mi, że jego rozgrzewka była często bardziej intensywna bardziej niż cały trening innego bramkarza. Henryk Latocha opowiedział mi inną historię. "Jasiu był wyjątkowo ambitny, czasem nawet za pilny. Pamiętam jak kiedyś podczas zgrupowania reprezentacji Polski na Bielanach zarządzono ćwiczenia na drabinkach. Kiedy się skończyły, piłkarze odetchnęli, tylko Gomola nie przestawał. Był jak automat. Wszyscy byli w szoku. W końcu trener Ryszard Koncewicz zarządził: zdejmijcie go wreszcie z tych drabinek". 4. Historia czwarta, o rakietce do ping-ponga. wzbudziła mój uśmiech Jan Gomola miał dość, że w kółko łamią mu palce więc musiał coś wymyślić. Nie chciał bronić w górniczych makówach więc wpadł na niecodzienny pomysł. Kupił sobie zwykłe skórzane pięciopalczaste rękawiczki i rakietki do ping-ponga. Okleinę z tych paletek zerwał, pociął je w paski i... butaprenem przykleił do rękawic. Pięć razy był z Górnikiem mistrzem Polski. Siedem razy wystąpił w reprezentacji Polski, bronił m.in. przeciw Argentynie w Buenos Aires i Brazylii w Belo Horizonte.***Kto chce poznać więcej takich historii - zachęcam żeby przeczytać moją książkę "Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach".