Wszystko to wnioski przed dzisiejszą konferencją Pawła Janasa. Selekcjoner ma zdradzić nazwiska swoich faworytów z ligi polskiej, tych zastępców wypalonych asów i... czas najwyższy. Polska reprezentacja potrzebuje świeżej krwi. Tyle że - w lidze mamy wyłącznie bohaterów na minus. Wisła przegrywa z Kolporterem po koszmarnych błędach Kłosa i Dudki. W Legii najlepsi są obcokrajowcy, a z Polaków - kibice. O reszcie lepiej nie mówić, chyba że w jakimś specjalnym raporcie dla Urzędu Konserwatora Zabytków. Nie chcę się pastwić nad ligowcami, ale gdy czasem komentuję ich występy w Canal+ dochodzę do żartobliwego wniosku, że szybciej to ja biegam tyłem... I z puszką piwa w ręku. No, ale jest kilka nawet optymistycznych spostrzeżeń. Zwłaszcza takie, że oto na finiszu ligi przegrywają na własnych boiskach dwie ostatnie drużyny - Górnik i Polonia. Przed laty byłoby to nie do pomyślenia, bo przeciwdziałały takim wybrykom nawet związki zawodowe. Znaczy się wraca powolutku uczciwość i jeszcze tylko kilka prowokacji policji (chodzi o bukmacherkę, tam przechodzi właśnie cały przestępczo-piłkarski półświatek), a będzie w miarę fajnie, bo sportowo. Ludzie chyba chcą też nadal fajnej zabawy na świeżym powietrzu, skoro w Zabrzu bilety na mecz kupiło 15 tysięcy ludzi i to na najmniej ciekawego rywala ligi - na Amikę. Nie do wiary, bo przecież jest w Zabrzu sławna klinika kardiologii, a nie jakiś większy szpital psychiatryczny... No, ale tak działa ponoć ekonomia i rynek równoważąc popyt z podażą, w każdej absolutnie dziedzinie (może poza płacami dziennikarzy). Przy cenie 5 zł od osoby okazuje się, że całe miasto futbol kocha, nawet jeśli nie jest on na poziomie Bayern Munchen. I może dlatego życzyć będę Górnikowi po cichu pozostania, choć oczywiście mam świadomość, że jest to klub, przy którym ruch drogowy w Stambule to wzór uporządkowania i normalności... Gdzie zawodnicy nie wiedzą nawet nie tylko kto jest szkoleniowcem, ale i o której poprowadzi trening. W końcu jednak jesteśmy w Polsce. Jak to było w Królu Ubu - W Polsce, czyli nigdzie.