To był polski wieczór w Pradze. W pierwszej rundzie tegorocznych indywidualnych mistrzostw świata juniorów, nasi młodzieżowcy nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń i zajęli dla siebie całe podium. Do pokoju hotelowego z największym uśmiechem na twarzy niewątpliwie wracał Mateusz Cierniak. Choć zawodnik Platinum Motoru w końcówce rundy zasadniczej zaliczył groźnie wyglądający upadek, to zdołał się pozbierać i w decydującej fazie zawodów nikt nie potrafił go złapać. W finale blisko pokonania kolegi z reprezentacji był co prawda Bartłomiej Kowalski, jednak nie udało mu się wyprzedzić obecnego najlepszego żużlowca U-21 globu. Gdy Mateusz Cierniak oswoił się już ze zwycięstwem i udzielał ostatniego wywiadu dla Eurosportu, niespodziewanie jego oczy zrobiły się czerwone. Poleciało z nich kilka łez. Dlaczego tak się stało? - Chciałbym tą wygraną zadedykować mojemu dziadkowi świętej pamięci, który odszedł nie tak dawno, bo pięć dni temu. Myślałem o tym cały tydzień, by wygrać to dla niego. Tak się ostatecznie stało. Dziękuję - oznajmił Marcelinie Rutkowskiej-Konikiewicz. To dopiero początek drogi po drugie złoto 20-latkowi za piątkowy sukces należą się dlatego jeszcze większe brawa. Niewiele osób jest bowiem w stanie tak szybko pozbierać się po stracie bliskiej osoby. Żużlowiec Platinum Motoru nie tylko błyskawicznie wrócił na motocykl bez hamulców, ale i idealnie rozpoczął jedną z najważniejszych dla niego imprez w dotychczasowym sezonie. Oczywiście to dopiero początek i do obrony tytułu jeszcze daleka droga. Na razie Mateusza Cierniaka i pozostałą czternastkę czeka parę tygodni odpoczynku. Pozostałe rundy odbędą się 23 czerwca w Gorzowie oraz 15 września w Danii. Kluczowe powinny okazać się te najbliższe zawody. "Biało-czerwoni" są w o tyle dobrej sytuacji, że rywalizują w PGE Ekstralidze i wiele razy ścigali się już na stadionie imienia Edwarda Jancarza. Tego samego nie można powiedzieć o pozostałych uczestnikach zmagań.