Wojciech Żabiałowicz podczas swej kariery dorobił się miana żywej legendy toruńskiego Apatora. Tym bardziej abstrakcyjnie brzmi więc fakt, że do świata motosportu wkraczał on jako zawodnik lokalnego rywala Aniołów - Elany, która w latach siedemdziesiątych posiadała jeszcze sekcje motocrossową. Młody zawodnik radził sobie całkiem nieźle, ale nie był w stanie nawiązać walki z dużo lepiej dosprzętowionymi rywalami i za namową kolegi przeniósł się do żużlowej Stali (tak wówczas nazywał się ten klub. W lidze debiutował w sezonie 1977 i niemal z marszu zaskarbił sobie sympatię kibiców. Widać było po nim ogromny talent do uprawiania czarnego sportu. Torunianie byli wniebowzięci i swój fenomenalny "duet Z-Ż" wynieśli niemal do rangi świętych. Żabiałowicz tworzył go z innym legendarnym dziś torunianinem - Janem Ząbikiem. Zresztą, jak tu nie kochać zawodnika, który pozwala twojej ukochanej drużynie wreszcie walczyć o poważne trofea. W czasach Żabiałowicza wszystko ruszyło z kopyta. Poprowadził on Apatora najpierw do pierwszego medalu DMP w 1983, a 3 lata później nawet do mistrzostwa kraju. Kolejne ligowe złoto jego zespół dołożył do gabloty w 1990 roku. Jak już ruszyło, to z kopyta! Zmarzlik nie miałby swojego magika, gdyby nie on Osiągnięcia Żabiałowicza to nie tylko ligowe medale zdobyte dla Apatora, ale i pierwsze w historii Torunia indywidualne mistrzostwo kraju. Dzisiejszy jubilat czapkę kadyrowa przywdział na swoim torze, tuż po pierwszym triumfie w lidze. Mało kto zdaje sobie sprawę jak wielki wpływ na dzisiejszy wygląd czarnego sportu miał tamten turniej. To właśnie wówczas świat żużlowy zyskał Ryszarda Kowalskiego jako tunera! Tuż przed Świętem Wojska Polskiego lidera Apatora dopadły ogromne problemy sprzętowe. Próbował maszyny za maszyną, silnika za silnikiem, ale nic nie było w stanie zapełnić mu optymalnej prędkości. Frustracja była tym większa, że toruńscy kibice kupujący bilety na finał IMP nie widzieli innej opcji niż triumf lokalnej gwiazdy. W ostatnich dniach przed turniejem do Żabiałowicza zgłosił się kolega z zespołu, przeciętny zawodnik Ryszard Kowalski. Zaproponował koledze użyczenie swojego motocykla. Już po pierwszych treningowych jazdach jasnym było, że pożar został ugaszony. Nawet Żabiałowicz i Kowalski nie spodziewali się jednak chyba tego jak świetny okaże się to ruch. Ulubieniec torunian był po prostu fenomenalny! Nie dawał rywalom żadnych szans! W 10 wyścigach (wówczas finał ten rozgrywano przez 2 dni) stracił zaledwie jedno oczko. Po zawodach podszedł do niego prawowity właściciel maszyny i stwierdził, że kolega właśnie wybił mu żużel z głowy. Zdał sobie sprawę, że przygotowanie silników wychodzi mu o niebo lepiej niż jazda. Dziś możemy to już powiedzieć z całą pewnością - zamieniając owalny tor na warsztat Kowalski podjął świetną decyzję. Mistrzem świata na żużlu nigdy by nie został, ale jeśli chodzi o przygotowywanie silników, to dziś nie ma sobie równych. Do jego przybytku w podtoruńskich Cierpicach ustawiają się bardzo długie kolejki, a z przygotowywanych przez niego jednostek napędowych korzysta między innymi Bartosz Zmarzlik. Żabiałowicz karierę żużlową zakończył po sezonie 1992. Później był jeszcze trenerem najpierw Apatora, a później GTŻ-u Grudziądz. W ostatnich latach pełnił funkcję komisarza toru podczas polskich spotkań ligowych. Świetnymi umiejętnościami i godną podziwu wiernością w relacjach ze swym klubem zaskarbił sobie sympatię kibiców w całej Polsce. Nawet bydgoszczanie - niezbyt darzący przecież sympatią Apator - jeszcze podczas jego kariery potrafili uhonorować tę legendę owacją na stojąco.