Wydawało się, że nic nie może stanąć na przeszkodzie w dobrych relacjach Vaclava Milika z Cellfast Wilkami. Czech przed sezonem został mianowany kapitanem zespołu i miał ponownie wprowadzić drużynę do PGE Ekstraligi. Działacze jednak pożegnali go bez żalu, choć wcześniej podali sobie rękę. Podali sobie rękę, a potem zrobili coś takiego, "niech sobie radzą" Koncepcja składu klubu z Krosna była dynamiczna. Prowadzono rozmowy z różnymi zawodnikami, bardzo możliwy był powrót Andrzeja Lebiediewa, lecz ten znalazł zatrudnienie w Ekstralidze. Do Wilków nie trafił na przykład Luke Becker, a pod znakiem zapytania istnieje angaż Krzysztofa Sadurskiego. W zespole zabrakło miejsca także dla Milika. Plotki o tym huczały jeszcze chwilę przed poważnym upadkiem i złamaniem kości ramiennej. Później się okazało, że 31-latek musi zakończyć sezon, bo w czeskim szpitalu musieli mu zoperować pękniętą śledzionę. - Przed doznaniem kontuzji już się dogadałem z Krosnem na przyszły sezon. Byłem przekonany, że dalej będę tu startował - mówi w rozmowie z Tygodnikiem Żużlowym. 31-latek został na lodzie, to go czeka Medalista mistrzostw Europy to najwidoczniej kolejna ofiara danego słowa. - Najbardziej mnie boli, że byłem już dogadany i podaliśmy sobie rękę. Tylko nic nie było podpisane. Dla mnie było pewne, że skoro wszystko ustalone, to wypada sobie ufać - podkreśla. Teraz Milik może już nie znaleźć miejsca w żadnym klubie, choć kibice wciąż czekają na zestaw drużyn w Metalkas 2. Ekstralidze. Jeśli rozgrywki wystartują w osiem drużyn, to co najmniej dwie nie zamknęły jeszcze składów. Wszystko jednak wskazuje na to, że Czech będzie zmuszony podpisać kontrakt warszawski. Wilki dogadały się za to z Dimitrim Berge, Kennethem Bjerre, Jakubem Jamrogiem i Tobiaszem Musielakiem. W rolę U24 ma wejść wypożyczony z Gorzowa Mathias Pollested z Norwegii. Trenerem jakiś czas temu został ogłoszony Piotr Świderski, co krytycznie przyjęto przez kibiców. Były zawodnik do tej pory nie do końca radził sobie w roli szkoleniowca.