Młodzieżowiec ROW-u Rybnik chciał efektownie pożegnać się z wychodzącymi ze stadionu kibicami. Jechał na jednym kole i miał bezpiecznie wylądować na ziemi. W tym momencie jednak w jego motocyklu najpewniej urwał się łańcuch i Tkocz stracił kontrolę nad maszyną. Upadł i mocno huknął głową o tor. Wyglądało to naprawdę niebezpiecznie, a osoby oglądające tę sytuację zamarły. Na szczęście zawodnik jest cały i zdrowy. To dość typowa konsekwencja urwanego łańcucha w motocyklu żużlowym. Jest to w zasadzie najpopularniejszy defekt, ale też ten najbardziej nieprzewidywalny dla samego zawodnika. Najczęściej kończy się tak, jak u Tkocza, czyli utratą kontroli nad motocyklem, mniejszą lub większą. Często żużlowiec po prostu upada, bo nie jest w stanie opanować szalejącej maszyny. Dobrze, że w przypadku juniora ROW-u skończyło się jedynie na potłuczeniach. Niczego nie złamał. Plaga kontuzji u progu sezonu. Co się dzieje? Nie da się ukryć, że początek sezonu 2024 nie należy do najszczęśliwszych. Jest już spore grono kontuzjowanych: Mathias Thoernbloem, Jakub Poczta, Nicolas Covatti, Janusz Kołodziej i kilku innych. Dopiero wrócił po urazie Piotr Pawlicki, a jego brat groźnie upadł podczas memoriału Edwarda Jancarza. Na szczęście Przemysław nie ma złamań i prawdopodobnie już w poniedziałek wystartuje w finale Złotego Kasku. Ale zawodnik Falubazu najadł się strachu. Tymczasem już za dwa tygodnie ruszają dwie najwyższe klasy rozgrywkowe w Polsce, czyli PGE Ekstraliga i Speedway 2. Ekstraliga. W sobotę zaś rozegrano pierwszy mecz Krajowej Ligi Żużlowej, w którym Polonia Piła okazała się znacznie lepsza od Kolejarza Opole. Sezon rozkręca się na dobre, dlatego wszelkie urazy na tym jego etapie będą podwójnie bolesne zarówno dla zawodników, jak i dla ich klubów, które już za chwilę staną do ligowej rywalizacji o punkty.