Rozpacz zeszłorocznej mistrzyni Wimbledonu. Wróciła i nagle taki koniec. Na początku seta
Niemal cała światowa czołówka przygotowuje się już do kolejnego sezonu, niektóre gwiazdy, z Aryną Sabalenką na czele, rozgrywają już mecze pokazowe. A Barbora Krejčíková, mistrzyni Wimbledonu'2024, pauzowała od końca września, bo wtedy w Pekinie doznała kontuzji kolana. I zdecydowała się na powrót jeszcze przed końcem roku, w ostatnim w tym sezonie turnieju rangi WTA 125. I kto wie, czy nie był to poważny błąd. Takie można było bowiem odnieść wrażenie na początku trzeciego seta w meczu z Anastasiją Sevastovą. Mecz nagle został przerwany.

W TOP 70 rankingu WTA jest aż siedem Czeszek - więcej zawodniczek mają tylko Amerykanki (13). Nie liczymy tu tenisistek neutralnych, choć te w ostatnio jedna za drugą zmieniają obywatelstwo. Za naszą południową granicą co chwilę do tenisowego świata trafiają wielkie talenty, ale łączy też je jedno: niemal wszystkie wybitne zawodniczki mają później problemy ze zdrowiem. Wystarczy wspomnieć z ostatnich dwóch sezonów Karolinę Muchovą, Marketę Vondrousovą, Barborę Krejcikovą czy Karolinę Pliskovą.
Krejcikova kończyła zmagania we wrześniu w Pekinie kreczując w starciu z McCartney Kessler (uraz kolana), Vondrousova oddała mecz w Tokio Muchovej na początku drugiego seta (uraz barku), Pliskova wróciła po rocznej przerwie, zagrała w dwóch turniejach ITF oraz WTA 125 w Portugalii oraz Turcji. I uznała, że wciąż nie jest gotowa.
Jedynie Muchova dała radę dograć do końca zawody w Tokio, ale też kończyła zmagania z przerwą medyczną na żądanie w pojedynku z Belindą Bencic. I właściwie dokuśtykała do ostatniej piłki tego ćwierćfinału.
Wszystkie zgłosiły się do Australian Open, Pliskova skorzystała z zamrożonego rankingu. Krejcikova uznała jednak, że jest gotowa do gry już teraz. I zdecydowała się na start w ostatnim w tym roku turnieju rangi WTA 125 - w Limoges.
Barbora Krejcikova wróciła na kort. W turnieju WTA 125 w Limoges. Krecz w starciu z Anastasiją Sevastovą
Doświadczona Czeszka, która za dziewięć dni będzie obchodzić 30. urodziny, planowała już występ w zakończonym w niedzielę turnieju WTA 125 w Trelaze koło Angers, ale ostatecznie potwierdziła zgłoszenie tylko w Limoges. Choć nie była pewna, czy po urazie kolana z Pekinu będzie już w pełni gotowa do gry.
Do starcia z Anastasiją Sevastovą, która w tym roku ograła m.in. Jelenę Ostapenko i Jessicę Pegulę, przystąpiła z ortezą na kolanie. I widać było, że ma to wpływ na jej poruszanie się po korcie.

Doświadczona Łotyszka, niegdyś 11. rakieta świata, zaczęła świetnie, Czeszka popełniała błąd za błędem. Nie potrafiła znaleźć rytmu, złapać pewności w uderzeniach. Z 20 pierwszych akcji Sevastova wygrała 16, odskoczyła na 4:0, później prowadziła 5:1. Krejcikova jednak poprawiła swoją grę, odrobiła stratę jednego przełamania, ale też wyszła obronną ręką przy pięciu setbolach rywalki. I wtedy dostała okazję na wyrównanie na 5:5. Sevastova dobrze jednak zaserwowała, a wkrótce cieszyła się z seta - triumfowała 6:4.
W drugiej partii role się odwróciły, w drugiej części rozgrywki to Łotyszka musiała gonić. Krejcikova prowadziła już 5:2, najdłuższy był dziewiąty gem. Obie miały po kilka szans, tym razem to jednak Krejcikova zdobyła ostatni punkt. Choć jeszcze rywalka próbowała zmienić sytuację przez challenge, ale bez powodzenia.
Zdecydować miał trzeci set, potrwał zaledwie kilka minut. Sevastova wygrała pierwszego gema, w drugim prowadziła 40-0, gdy mistrzyni Wimbledonu poddała spotkanie. Czy znów poczuła ból w lewym kolanie, czy wolała nie ryzykować dalszej gry? W trakcie drugiej partii dotykała tego kolana, wątpliwości pozostają.
W tym roku pauzowała już do połowy maja, wtedy miała problem z plecami. Kolejne zawody powinna rozegrać na początku stycznia: najpierw United Cup, później Australian Open. O ile kolano pozwoli.














