Koniec po 61 minutach. Aż trudno pojąć, dziewiąty tytuł Polki tylko w tym roku
W swoje kilkuletniej profesjonalnej karierze Martyna Kubka ani razu nie wygrała więcej niż pięciu turniejów w jednym sezonie. Ten obecny jest więc absolutnie wyjątkowy, bo 23-letnia zawodniczka w słynnym kurorcie narciarskim Selva di Val Gardena awansowała już do 11. finału. A po raz dziewiąty wygrała, tym razem wspólnie ze Szwedką Lisą Zaar. A dokonały tego w znakomity sposób, w drodze po tytuł straciły ledwie 11 gemów. W finale zawodów ITF W50 rozbiły zaś Niemkę Carolinę Kuhl i Serbkę Mię Ristić 6:3, 6:0.
Martyna Kubka wciąż nie może odbić się w singlowym rankingu WTA, balansuje obecnie na granicy końca czwartej i początku piątej setki, ale już nawet we włoskim turnieju w tym tygodniu było widać progres. Ograła tu Franscescę Curmi, będącą w dobrej formie i tuż po jej grze w finale w Funchal na Maderze. Później jednak pochodząca z Zielonej Góry 23-letnia zawodniczka wpadła na rozstawioną z dwójką Leę Bosković i nie dała już rady.
W grze podwójnej wszystko poszło zgodnie z jej planem - wspólnie z Lisą Zaar były bowiem najwyżej rozstawione.
Martyna Kubka z dziewiątym deblowym tytułem ITF w 2024 roku. Tym razem na północy Włoch
Martyna Kubka od początku tego sezonu notowała świetną serię w rywalizacji w grze podwójnej, niemal w każdym turnieju dochodziła do decydującego pojedynku. Już w połowie sierpnia miała w swoim dorobku aż osiem wygranych turniejów, co było jej rekordem kariery. I wtedy, od owego finału w Ourense, coś się zacięło. Owszem próbowała też sił w zmaganiach WTA 250 w Monastyrze, doszły nawet do ćwierćfinału, ale też coraz częściej stawiała też na singla. Szansę na tytuł w międzyczasie miała tylko w Poitiers, ale wspólnie z Conny Perrin przegrały ten ostatni mecz.
W Trydencie-Górnej Adydze Kubka potrzebowała łącznie trzech godzin i dziewięciu minut, by cieszyć się z kolejnej głównej nagrody. Razem z Lisą Zaar bez większych problemów pokonały dwie kolejne przeszkody, piątkowy finał zajął im 61 minut. Niemka Carolina Kuhl i Serbka Mia Ristić. Ta ostatnia jest sporym talentem, dwa lata temu wygrała mistrzostwa Europy do lat 16. Teraz jest o dwa lata starsza, a już ma w dorobku aż 11 singlowych meczów dla Serbii w Billie Jean King Cup.
Tyle że singiel to nie debel, tu trzeba umieć odpowiednio połączyć umiejętności i siły z partnerką. Duet polsko-szwedzki radził sobie od początku dużo lepiej, choć do stanu 4:3 w pierwszej partii rywalki jeszcze się dzielnie trzymały. Nie były w stanie jednak wygrać choć jednego break-pointy - i ta sztyka nie udała im się w tym meczu ani razu, mimo czterech okazji.
Kubka z Zaar w końcu wskoczyły w taki rytm, że pozbawiły Kuhl i Ristić złudzeń. Wygrały osiem kolejnych gemów, po 61 minutach sędzia to spotkanie zakończył.
Polka sezonu jeszcze nie kończy - teraz ma w planach dwa starty w zawodach ITF W35. Najpierw w Ortisei we Włoszech, później w Szarm el-Szejk w Egipcie.