Dramat ukraińskich sportowców. Ucieczka do Polski jedynym wyjściem
Dla reprezentacji Ukrainy w judo Polska stała się drugim domem. Za dwa tygodnie zmierzą się z rywalami podczas igrzysk olimpijskich dla osób niesłyszących. Przez swoją niepełnosprawność żyli w ciągłym strachu, nie mogąc usłyszeć syren ostrzegawczych i spadających w pobliżu bomb. Ucieczka z Ukrainy była dla nich jedynym wyjściem.

21-osobowa drużyna Ukrainy w judo uciekła za granicę, a schronienie znalazła w Lublinie. Pochodzącym m.in. z Buczy, Mariupola i Donbasu sportowcom udostępniono obiekty treningowe, by mogli przygotować się do igrzysk olimpijskich dla niesłyszących.
Pomoc zaoferował dyrektor Centrum Kultury Fizycznej UMCS
Pierwsi ukraińscy zawodnicy przybyli do Polski już 6 marca, przydzielono ich wtedy do leżącego niecałe 30 km od Lublina Nałęczowa. Reprezentanci Ukrainy nie chcieli marnować czasu i niemal od razu zaczęli szukać miejsca, gdzie mogliby spokojnie trenować. Wtedy na ich drodze pojawił się Tomasz Bielecki, dyrektor Centrum Kultury Fizycznej UMCS. W rozmowie z portalem Sportowe Fakty wyjaśnił, jak wsparł sportowców.
Udostępniliśmy im obiekty do treningów, a także pokoje w domu studenckim, aby mogli spokojnie przygotowywać się do startów. Oni poczuli się komfortowo, a że cały czas byli w kontakcie z kolegami z reprezentacji, to szybko zaczęły do nas spływać prośby od kolejnych sportowców. W sprawę zaangażował się prezes Polskiego Związku Osób Niesłyszących Wojciech Stempurski i w kilka dni w Lublinie mieliśmy już całą reprezentację Ukrainy. Część z nich trafiła do nas bezpośrednio z Ukrainy, a część z innych krajów, jak choćby Słowacji. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to najlepsi niesłyszący judocy na świecie
~ - wyznał Bielecki.
Większość członków ukraińskiej kadry jest zupełnie niesłysząca i ciężko było się z nimi komunikować. Dyrektor lublińskiego ośrodka posługuje się jednak językiem rosyjskim i bez problemu dogadał się z selekcjonerem kadry, Witalijew Karłamowem, który stał się pośrednikiem pomiędzy Polakami a Ukraińcami.
Reprezentanci Ukrainy żyli w ciągłym lęku. Nie mogli słyszeć syren ostrzegawczych
Jak zdradził Tomasz Bielecki, wielu przybyłych do Lublina sportowców pochodzi z najbardziej atakowanych przez Rosjan miast. Przeżyli oni piekło - nie mogli przecież usłyszeć syren ostrzegawczych albo spadających w ich pobliżu bomb.
Historie tych ludzi są przejmujące, bo oni przebywali w centrum wydarzeń, ale do końca nie zdawali sobie sprawy, co się wokół nich działo. Nie słyszeli przecież syren alarmowych, wybuchów bomb, a to tylko potęgowało ich strach. Proszę sobie wyobrazić, że przebywa się w mieście, na które w każdej chwili może spaść bomba, a nawet nie słyszy się znaków ostrzegawczych
~ - powiedział.
Ukraińscy sportowcy poczuli się w Polsce jak w domu. Dwoje z nich rozważa nawet przeprowadzkę do Polski po starcie w igrzyskach, by tu ułożyć sobie życie od nowa.
Władysław i Katja jako pierwsi znaleźli schronienie w Polsce i szybko się tutaj zadomowili. Kobieta przyjechała do naszego kraju z dwojgiem dzieci i ciężarną siostrą. Władysław uciekł z Ukrainy z żoną, trojgiem dzieci i swoją mamą. Jak poinformował Bielecki, wszystkie dzieci rozpoczęły już naukę w polskich szkołach.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje