"Kamil, gratulacje! W ciągu ostatnich kilku dni skakałeś niesamowicie. Zasłużyłeś na ten sukces. Naprawdę niesamowite!" - 26-latek tak skomentował wspólne zdjęcie ze Stochem, którym pochwalił się m.in. na Twitterze tuż po tym, jak mistrz z Zębu triumfował w Bischofshofen. Stoch tym samym wyrównał osiągnięcie Svena Hannawalda sprzed szesnastu lat i stał się drugim zawodnikiem w historii dyscypliny, który wygrał wszystkie konkursy w jednej edycji niemiecko-austriackiego cyklu. Jeszcze przed zawodami w Oberstdorfie niemieckiego zawodnika, wtedy jeszcze lidera generalnej klasyfikacji Pucharu Świata, uznawano za głównego faworyta 66. edycji Vierschanzentournee. I o ile w niemieckiej części Turnieju był jeszcze w stanie podjąć rywalizację z wygrywającym konkurs za konkursem Polakiem, o tyle jego marzenia o końcowym triumfie legły w gruzach na Bergisel. W pierwszej serii czwartkowego konkursu poleciał daleko, 130 metrów, lecz popełnił błąd i przy lądowaniu zahaczył jedną nartą o drugą, co skończyło się dla niego bolesnym upadkiem. Po nim wstał co prawda o własnych siłach, ale już w drugiej serii w Innsbrucku zdecydował się nie startować, jak zresztą w całej pozostałej części TCS. Teraz przed Freitagiem, który w sobotę na rzecz Kamila stracił żółty plastron lidera generalnej klasyfikacji Pucharu Świata, dalszy odpoczynek od skakania. Jak potwierdzili już niemieccy trenerzy, nie wystąpi on także w rozgrywanych w kolejny weekend zawodach na mamucie w Kulm.