Polska siatkarka wprost po koszmarze w Lidze Mistrzyń. To nie powinno się zdarzyć
DevelopRes Rzeszów miał wszystko, by przynajmniej urwać seta zwyciężczyniom Ligi Mistrzów sprzed roku. Rzeszowianki prowadziły w trzeciej partii ćwierćfinału już 11 punktami, wspierała je głośna hala, a mimo to przegrały z Imoco Conegliano 0:3. "Straciłyśmy przewagę w taki sposób, że ciężko to w ogóle wytłumaczyć" - przyznaje Magdalena Jurczyk, środkowa rzeszowskiego zespołu i reprezentacji Polski. Przed rewanżem sytuacja polskiego zespołu jest bardzo trudna.

Imoco Conegliano to jedna z największych potęg kobiecej siatkówki. W ostatnich pięciu latach dwukrotnie wygrywały Ligę Mistrzyń, w tym sezonie są niepokonane i bronią tytułu sprzed roku. W ćwierćfinale w Rzeszowie w dwóch setach miały nieco problemów z DevelopResem Rzeszów, ale wychodziły z opresji obronną ręką. To miało zmienić się w trzecim secie.
W nim z każdą akcją w hali Podpromie było coraz głośniej. Wicemistrzynie Polski nie tylko objęły prowadzenie z wielkim rywalem - one wręcz go miażdżyły. Prowadziły 14:3, potem jeszcze 15:4 i 21:14. A mimo to nie zdołały wygrać tego seta.
Miałyśmy 11 punktów przewagi i straciłyśmy ją w taki sposób, że ciężko to w ogóle jakkolwiek wytłumaczyć. To żeńska siatkówka, ale z taką różnicą punktów nie powinno się to zdarzyć. Miałyśmy spore problemy z tym, żeby skończyć akcję, przebić się przez blok rywalek. Bardzo przykro, po prostu powinnyśmy grać czwartego seta
Polskie siatkarki zmarnowały wielką szansę. Magdalena Jurczyk nie owija w bawełnę. "Może ręka zadrżała"
Kiedy środkowa DevelopResu usłyszała po meczu pytanie, czy kiedykolwiek grała w podobnym secie, przyznaje, że nie przypomina sobie takiej sytuacji. Siatkówka obfituje w zwroty akcji, ale takich szans z rąk zwykle się jednak nie wypuszcza. Tym bardziej, że każdy set wygrany z Conegliano można już uznać za sukces - w fazie grupowej mistrzynie Włoch przegrały tylko jednego seta, właśnie w Rzeszowie. Drabinka fazy pucharowej ułożyła się dla rzeszowianek tak pechowo, że znów trafiły na triumfatorki sprzed roku.
"Byłyśmy w bardzo dobrej formie, ale Conegliano to klasa sama w sobie. Wiedziałyśmy, z kim się mierzymy. Faktycznie nie trafiłyśmy najlepiej. Ale by grać dalej, trzeba wygrywać z potęgami. Scandicci, Milano czy Vakifbank to też bardzo dobre zespoły" - wymienia innych ćwierćfinalistów Jurczyk.
29-letnia środkowa wskazuje główny problem, jaki dotknął DevelopRes w trzecim secie. Jej zdaniem rzeszowiankom w kluczowym momencie brakowało skuteczności.
Miałyśmy problemy w ataku i to było kluczem. Po prostu potrzebowałyśmy kilku ostatnich punktów, miałyśmy taką przewagę, że powinnyśmy ją utrzymać. Pierwszy błąd, druga, trzecia, czwarta akcja. Przewaga się zmniejszyła, a miałyśmy świadomość, kto jest po drugiej stronie. Może ręka zadrżała w momencie, w którym nie powinna
Conegliano zaczęło odrabiać straty po kilku zmianach, na które zdecydował się trener drużyny Daniele Santarelli. Kiedy straty zmalały, znów wpuścił jednak na boisko podstawową atakującą i rozgrywającą - Isabelle Haak i Joannę Wołosz.
"11 punktów straty dawno się nam nie zdarzyło. Ale to dla nas dobra lekcja. Trzeciego seta rozpoczęłyśmy bardzo miękko, nie możemy tak robić. Rzeszów nie miał już niczego do stracenia. Super, że udało nam się odrobić stratę, to nie było łatwe. Pokazałyśmy, że zespołowo, punkt po punkcie, z trochę większą cierpliwością jesteśmy w stanie nawet takie przewagi odrabiać" - podsumowuje Wołosz.
Nawet wygrany set nie zmieniłby jeszcze sytuacji rzeszowianek przed rewanżem, ale dałby większą nadzieję na walkę w kolejnym. I sprawienie sensacji, jaką byłoby ewentualne wyeliminowanie przez DevelopRes Conegliano. Rywalizacja o Final Four rozstrzygnie się 12 marca we Włoszech.
Z Rzeszowa Damian Gołąb











