Po fatalnej kontuzji, która mogła go wykluczyć z mistrzostw świata, najwyraźniej jest coraz mniej śladów. Glik nie tylko błyskawicznie doszedł do siebie, choć wymagało to ogromnej dozy samozaparcia oraz wielu godzin uciążliwej rehabilitacji, ale wraca szybko do dawnej formy. W sparingu z Bochum (2-2) w swoim stylu dyrygował obroną Monaco. Co więcej, trener Leonardo Jardim powierzył mu opaską kapitana. Po meczu napisał w mediach społecznościowych: "Nareszcie! Pierwszy sparing już za mną, trening treningiem, ale mecz to jest coś, co cieszy najbardziej". Przypomnijmy, że tuż przed ogłoszeniem oficjalnej listy na mundial, Kamil Glik chciał uderzyć piłkę przewrotką i tak nieszczęśliwie upadł podczas gry w siatkonogę, że doznał poważnej kontuzji barku. Wydawało się, że jego wyjazd do Rosji jest niemożliwy, ale konsultacje u francuskich specjalistów spowodowały, że Monaco wyraziło zgodę, aby Polak jednak został w składzie reprezentacji. Na mistrzostwach świata zagrał w ostatnich minutach drugiego spotkania z Kolumbią, a także od pierwszego gwizdka przeciwko Japonii. Kilka razy podkreślał, jakim wielkim wsparciem w tych trudnych chwilach była dla niego żona Marta.